Obserwuję nową tendencję w naszej polskiej modzie. Choć stereotypem wciąż pozostają szary dres, osławiony na wszelkie sposoby (koniec końców okryty złą sławą) oraz tzw. „prostokąty z dziurami na ręce i głowę” (któryś z projektantów kiedyś tak to ogólnie określił i uważam, że bardziej słusznie stwierdzić nie mógł), wreszcie marki oferujące krawiectwo na poziomie zaczynają powoli, lecz konsekwentnie zdobywać szczyt. Cieszę się bardzo, bo coś wreszcie trzeba u nas ruszyć. Piszę tu zawsze optymistycznie i z niewielkimi wyjątkami o pozytywnych zjawiskach – mam jednak świadomość, jak bardzo pozostają niszowe. Prawda o życiu wychodzi podczas spotkań z osobami z modą niezwiązanymi. Gdy czasem podpytuję, jak postrzegają dzieła lokalnych twórców, odpowiedź zwykle zjeża włos na głowie. Bo kogo konkretnie mają na myśli? Nikogo konkretnego, drodzy Państwo, nikogo konkretnego. Raczej ogólne wrażenie, które pozostaje po kolejnych targach (a tych już nie zliczę) czy zakupach na którejś z platform sprzedażowych. Nikt nie ma obowiązku znać się na rzeczy, ale wciskanie przez powstające w zawrotnym tempie nowe marki kitu powinno być karane. Niestety za odpowiednią kwotę tę i ową poleci nawet magazyn, który w podtytule umieszcza „luksus”. Cóż, tabelki muszą się zgadzać, prawda? Do czego zmierzam? Pomijając „harelocentryczne” stwierdzenie, że tutaj nigdy ściemy nie będzie, oraz płacze i narzekania, że źle się dzieje w Polsce, bo nie mamy porządnego tygodnia mody, naprawdę mamy się czym pochwalić. Tylko być może powinniśmy szukać w innym miejscu, niż się spodziewamy. Są takie osoby, które całą swoją wiedzę i energię ładują w wymyślenie i produkcję kolekcji, nie rozmieniają się na drobne, nie organizują imprez z rozmachem, nie promują za pomocą celebrytek i nie strzelają fajerwerkami co pół roku. Serwują za to regularnie świetne ciuchy w przyzwoitych cenach, bardzo dobrze odnajdują w trendach i na dodatek dzielnie wspierają polską gospodarkę, zlecając odszycie lokalnie. To bardzo dobre, przemyślane konstrukcje, przyzwoita (i życiowa) rozmiarówka i dbałość o każdy szczegół. Tak działa m.in. Messo. Podchodziłam do marki ostrożnie i przyglądałam się z ukrycia, ale z każdą kolejną kolekcją utwierdzałam w przekonaniu, że warto o niej pisać. Jesień tylko umocniła tę opinię.

Czytaj dalej →