Oficjalnie

Dziś ukłon w stronę kobiet, które muszą zmagać się na co dzień z dress codem zgoła odmiennym niż ten w „Devil wears Prada” czy odcinkach SATC, kiedy Carrie dostaje posadę w Vogue’u. Scenariusz zwykle jest podobny: znajdujemy pracę i z góry zostają nam narzucone zasady ubierania się w jej miejscu. Następują ograniczenia nie tylko formalne (zasłonięte ramiona, głębokość dekoltu, długość spódnicy), ale także kolorystyczne. I tak odpadają po kolei możliwości ubioru i w końcu robi się po prostu nudno. Ale za to zgodnie z zasadami. Oczywiście opisuję tu skrajne przypadki, moje zdanie jest takie, że z roku na rok jest coraz lepiej. Jednak bardzo często osobom pracującym w miejscach ze ściśle określonym dress codem nie chce się kombinować, w jaki sposób ożywić zastygły w swej dawnej formie kostium. Zasady te utożsamiane są z nierzucaniem się w oczy. Efekt bywa odwrotny, bo ja często oczu oderwać nie mogę od kobiet, które paradują w kostiumach niczym w pancerzach. A w tym sezonie stała się rzecz niezwykła: kostium stał się jednym z najważniejszych elementów jesiennej garderoby. Pojawił się dosłownie wszędzie w najróżniejszych wariacjach. Wyodrębniłam sześć opcji:

1. Kostium ultra kobiecy. Dłuższa marynarka z podkreśloną talia, delikatnie podniesione ramiona, bufiaste rękawy, spódnica ołówkowa lub rozkloszowana, długość lekko przed lub za kolana. Zero biżuterii, jedyną ozdobą jest fryzura. Tu liczy się faktura materiału. Może być mięsista (jak Miu Miu czy Tuleh), satynowa (w związku z tym, że forma jest prosta, połyskliwość nie razi). Czerń wyciąga jakość materiału, więc polecam szlachetne tkaniny.

2. Kostium z paskiem. Nieco luźniejsza wersja niż poprzednia, te kostiumy mają więcej widocznych szczegółów. Pasek może kontrastować z resztą albo się w nią wtapiać, noszony w talii lub nieco poniżej, na marynarkę lub pod nią. Kolory stonowane: czernie, szarości, beże, granaty, zgaszone błękity. Podoba mi się kopertowa spódnica u Valentino oraz pasek z apaszki u Chanel (i golf kolorystycznie współgrający ze spódnicą).

3. Kostium z długa spódnicą. Dół mocno za kolana, dopasowany. W związku z tym dla równowagi możemy odsłonic górę (ale raczej niech to będą krótkie bufki jak u J.Mendela niż dekolt Gilesa ;-)). Stan spódnicy wysoki, co można podkreślić krótkim kopertowym żakietem (wygląda to zaskakująco dobrze). Buty na obcasie, żeby nie zaburzyć proporcji. W takich spódnicach nogi wyglądają wręcz chudo, co zapewne niektórych ucieszy, ponieważ idealnie sprawdzają się botki za kostkę. Proszę zwrócić uwagę na mroczną wersję Wunderkind z tiulową halką pod spódnicą, trochę jak z „Rodziny Adamsów”.

4. Kostium w wersji mini. Oczywiście mini oznacza tu spódnicę przed kolano (czasem troszkę wyższą). Kurczą się też rękawy (to załącznik do postu o krótkich żakietach) i talia podjeżdża do góry. Teraz odwrotnie: odsłaniamy więcej dołu, zasłaniamy górę. Golfy, apaszki, zapięte pod szyję kołnierzyki. Jedynie Armani stanowi wyjątek, ale linia dekoltu nie wykracza poza normę. To musi być piękna bluzka, tak swoją drogą. Dla odważnych fuksja, ale proszę zauważyć, że ten akcent wykluczył wszystko inne, nawet guziki. Beret ugrzecznia, ale trudno w nim chodzić przez cały dzień po biurze. Innym elementem ugrzeczniającym są buty na płaskim obcasie. Kosztem skrócenia nóg niestety, ale coś za coś :-).

5. Kostium wzorzysty. Mistrzostwo świata w tej kwestii już kilkadziesiąt lat temu osiągnęła Coco Chanel. Delikatna kratka czy pepitka to już klasyka, której nie musimy się obawiać. Podobnie wszelkie jodełki itp. Natomiast inaczej ma się sprawa z wzorami zwierzęcymi, ale nie mogłam sobie odmówić wklejenia zdjęcia z pokazu Billa Blassa. Nie dośc, ze kostium ten nosi Jessica Stam, moja ulubiona modelka, to jeszcze ma fryzurę a’la Audrey Hepburn. Wygląda to świetnie. Poza tym zwierzę jest oswojone, cętki nie kontrastują z szaro-granatowym tłem. Plus golf pod spodem: czysta elegancja. Z kolei Junya Watanabe deformuje pepitkę i otrzymujemy coś absolutnie zaskakującego. Opcja dla odważnych. Jest kostium, są dozwolone kolory, dekolt zasłonięty. Spełnia zasady dress codu?

6. Kostium męski. Pomieszanie męskiego garnituru z damskim kostiumem. Do luźnej marynarki (jedno lub dwurzędowej) spódnica lub szorty w tym samym kolorze. Pod spodem biała koszula. Dla podkreślenia kobiecości kabaretki, opaska na głowie, trochę biżuterii. U Hermesa te ciemne kieszenie kojarzą mi się w łatami na łokciach. Przyjemny akcent retro. Skarpetki krótsze (Dries van Noten) lub kolorowe podkolanówki (Prada) jako element zaskoczenia.

Na koniec dodam, że w sklepach w tym sezonie panuje wysyp kostiumów. Naprawdę jest w czym wybierać. Sama bym sobie kupiła, ale moja praca tego nie wymaga. Nawet trochę żałuję :-).

Photo by Yuliya Kosolapova on Unsplash

5 Comments

  • poshash
    Posted 3 września 2007 13:19 0Likes

    Jak zwykle super notka, świetnie opracowujesz modowe tematy:)Jeszcze nie muszę nosić kostiumów, ale Twoje propozycje bardzo mi się spodobały, a najbardziej te wzorzyste i wersji mini.Pozdrawiam.

  • xxkxxr
    Posted 3 września 2007 13:23 0Likes

    ciekawa jestem gdzie pracujesz 😉 moze zdradzisz nam? :):)

  • n.ataschk.a
    Posted 3 września 2007 14:06 0Likes

    Niestety nie zdążyłam przeczytać treści, tylko obejrzałam obrazki, bo spieszę się na urodziny babci,:) ale najbardziej podobają mi się kostiumy Junya Watanabe`a i Paul Smith`a.
    Pozdrawiam:D

  • kasia696989
    Posted 3 września 2007 15:42 0Likes

    Chodzę do III klasy liceum i już poznałam co to znaczy 'dress code’. W mojej szkole obowiązują specjalne przepisy… Mniejsza z tym. Mi osobiście bardzo podobają się wszelkiego rodzaju kostiumy. Czuję się jak stuprocentowa kobieta, kiedy mam na sobie (jak do świetnie określiłaś) kostium ultra kobiecy. 😉 Pozdrawiam. (www.fashionworld.bloog.pl)

  • ryfka81
    Posted 3 września 2007 19:51 0Likes

    Ostatnie zdjęcie z pierwszej serii – cud miód! I ten warkocz a la Julia Tymoszenko – moja wymarzona fryzura. Żebym jeszcze tylko umiała taki zapleść…

Leave a Reply