Ostatnio, gdy oglądałam odcinek „Gotowych na wszystko”, w którym jednej z bohaterek woda z pękniętej rury całkowicie zalewa i niszczy garderobę, doszłam do wniosku, że dla mnie byłby to największy koszmar. Starannie dobierane przez lata ubrania, ulubione jeansy czy sukienka znaleziona w second handzie, kolekcja toreb i butów, wszystko nagle znika. Co robić? Nagle mnie olśniło: budowanie garderoby od samego początku mogłoby być niezłym wyzwaniem. Tak naprawdę wielu ubrań chętnie bym się pozbyła, ale nie mam serca.
Przy okazji tych rozmyślań natknęłam się na program o Annie Wintour (redaktor naczelnej amerykańskiej edycji Vogue). Wypowiadała się ona na temat własnej garderoby. Że kupuje tylko kilka rzeczy na każdy sezon i potem nosi je bez przerwy w różnych zestawieniach. Czy mogę jej wierzyć? Być może kupuje niewiele, a resztę dostaje od spragnionych zaistnienia w jej gazecie projektantów? W każdym razie i ona mi pomogła. To jest klucz do sukcesu: świadomie skompletować swoją garerobę. Wiem, to odebrałoby cały urok spontanicznemu kupowaniu kolejnego czarnego topu dla poprawy nastroju w szary zimowy dzień. Ale czemu by nie spróbować?
Zatem wyobrażam sobie (a to bolesne wyobrażenie), że moja szafa została pochłonięta przez jakiś kataklizm. Nie mam nic. Mogę zacząć od nowa. Podstawy wydają się proste. Niezależnie od stylu, w jakim się ubieramy, zawsze warto mieć: klasyczny trencz, czarną marynarkę, jeansy, białą koszulę, sweter w dobrym gatunku i sukienkę (mała czarna sprawdza się w każdej sytuacji od prawie stu lat). Nawet wybierając ubrania klasyczne, robimy to w sposób, jaki dyktuje nam nasz styl. Najważniejszy jest dobra jakość. Tych kilka rzeczy ma nam służyć jak najdłużej.
Teraz buty. Zaczęłabym od prostych czarnych na niewielkim obcasie. Następnie kozaki na zimę i sandałki na lato. Trzy pary butów? To na szczęście tylko początek. Torba też wystarczy jedna, za to naprawdę porządna. Warto zainwestować w dobrą jakość i klasyczną formę.
Wiadomo, że każdy ma swój styl, który zależy nie tylko od gustu, ale i od trybu życia, wykonywanej pracy itp. Dobrze jest się nad nim zastanowić. Poszperać w magazynach o modzie czy internecie. Szczerze ze sobą porozmawiać. Co naprawdę mi się podoba? Co chciałabym nosić, ale nie mam odwagi nawet przymierzyć? Na tę zabawę potrzeba czasu, ale warto go poświęcić.
Jeśli chodzi o balans między odwagą a zdrowym rozsądkiem, trzeba znaleźć swoje zasady, których potem będziemy się trzymać na zakupach. Osobiście wolę wybrać trencz, który ma uniwersalny kolor i kształt i potem „doprawiać go” dodatkami, niż poddać się chwili i kupić płaszcz w ostrym zielonym kolorze, na który po tygodniu nie będę mogła patrzeć. Dodatki mają niezwykłą moc i podstawową zaletę: potrafią zmienić cały strój, nie ruinując naszego portfela.
Po skompletowaniu podstaw czas na szaleństwo. Ta klasyka ma przemówić naszym niepowtarzalnym językiem. Przecież ubrania nie mogą być tylko funkcjonalne i, co za tym idzie, nudne. Na przykład ja mam obsesję na punkcie kolorowych chust z całego świata i noszę je do wszystkiego. Ale może to być coś zupełnie innego, wcale nie dodatek. Proponuję przeznaczyć wolny czas na spokojne pozwiedzanie second handów lub komisów. W dobie silnie rozwijającego się fast-fashion posiadanie oryginalnych ubrań stało się luksusem, bez względu na to, że potrafią kosztować kilka złotych.
I najważniejsze: oduczmy się kupowania pod wpływem chwili i silnych emocji. To ma być przyjemność. Jeśli jej nie odczuwamy podczas zakupów, lepiej wrócić do domu. W świadomej szafie nie ma miejsca na niepotrzebne ubrania. Jeśli w sklepie przymierzając bufiastą bluzkę w stylu wiktoriańskim, planujemy, co do niej dokupić, bo na razie do niczego nam nie pasuje, lepiej odłożyć ją na miejsce. Dużo czasu zajęło mi nauczenie się tego, a dopóki mojej szafy nie spotka prawdziwa katastrofa, co jakiś czas będę spotykać te dziwne rzeczy, których nie byłam w stanie zostawić w spokoju na sklepowej półce. Tymczasem jednak mam w planach udać się na kolejne świadome zakupy, nie stając się ofiarą „szybkiej mody”. I znów będę samą siebie przekonywać, że niepotrzebna mi dwunasta czarna sukienka…
Poniżej 'klasyki’, które zawsze warto mieć w szafie:

Golf: Benetton; płaszcz: Marks & Spencer; sukienka: H&M; jeansy: Diesel; marynarka: Sisley; buty na słupku: Aldo; baleriny: Gap; torba: Fendi.
P.S. Mocno pocięty fragment wpisu ma znaleźć się w dzisiejszym wydaniu gazety Metro. Wpis wklejony z Worda, proszę o wyrozumiałość jeśli chodzi o nietypowy rozmiar czcionki :-). Aż tak obcykana w edytorach nie jestem. Moją specjalnością jest moda…
14 Comments
lococouture
Mam ten sam problem, nie umiem wyrzucac ciuchów. A oststnio zauważam palący brak ciuchów bazowych!
real_girl
Ja zdecydowanie wybrałabym zielony płaszcz:) Ja ubrań nie wyrzucam. Nie potrafię. Ewentualnie wydaję, jeżeli okazuje się, że coś jest na mnie za małe i wiem, że się w to nie wcisnę.. nawet mimo drakońskiej diety. Ale to i tak pojedyncze przypadki. Zdarzają się niezwykle rzadko. Moja szafa rozrosła się do ogromnych rozmiarów.. W zasadzie to ona się ciągle rozrasta. Ale to nie przez nadmiar gotówki, raczej działa tu miłość do lumpeksów. Pozdrawiam 🙂
kasia696989
Uwielbiam czytać Twojego bloga. 🙂 Jest świetny. 🙂
aga.pier
ja tez bardzo lubię go czytać, świetnie piszesz Harel
niebieski_tulipan
pyszna zabawa!
po katastrofie zaczelabym od malej czarnej (ktorej nie mam i nigdy nie mialam) potem kupilabym dobre dziny i biala koszule, rurkowa spodnice, dobry sweter rozpinany, spodnie z kantem, czarny garnitur, czarny zakiet, baleriny, klasycznie szpilki i wypasiona, markowa torbe (ale nie fendi tylko np batycki, choc i na razie ta marka jest dla mnie finansowym killerem;))
zrpobilam maly tescik:
zajrzalam do mojej szafy, a tam nie ma polowy z tech rzeczy, ktore wiem, ze powinny byc, no ale ich tam nie ma 😉
wiec moze nastepne zakup to bedzie np mala czarna a nie kolejna sztruksowa marynarka
pozdrawiam, jestem juz regularna czytelniczka bloga
ryfka81
Ha! A ja na bieżąco pozbywam się zbędnych ciuchów. Allegro, PCK, siostra – każde ujście jest dobre. Porządek musi być!
krol.ewa
UWIELBIAM H A R E L 🙂
niedawno zaczęłam swoja pierwszą prace i wszystkie pieniądze przeznaczam na zaopatrywanie się w dobrej jakości ubrania bazowe mam juz małą czarna i białą bluzkę od VICTORIA SECRET(kosztowała tyle co cały weekend pracy)ale jestem z niej za to strasznie dumna 🙂
p.s: nie zapominajcie zostawiać kelnerkom napiwków 🙂
pozdrawiam
ogia
to i ja sie dolacze do zachwytow: Harel – jestes moja ulubiona redaktorka modowa 😀
harel
Jak miło :-). Dziękuję!
anulkina
I ja się dołączam do zachwytów :)) Harel pisze tak, ze nie sposób nie czytać ;]
piece_of_glass
Harel,dzięki za uwagi nt. jak znaleźć swój styl. Trzeba się odważyć, a to nie zawsze takie proste.
I zgadzam się całkowicie z tobą jeśli chodzi o tzw. zestaw podstawowy.
Aha i przyłączam się do pochwał – twojego bloga czyta się świetnie.
callistax
tez musze sie przylaczyc! pierwszy raz weszlam jakis miesiac temu i czytam regularnie!
Nadal zaluje ze w mojej szafie brakuje takiej malej czarnej.
ale zbliza sie sylwester wiec … 😉
questions
Proszę Cię, a może zaproponowałabyś cos do slubu cywilnego w tą pogodę, slub mam pod koniec roku…i nie mam pojęcia w co sie ubrać…
harel
Questions, spróbuję coś wyszukać. Na razie polecam moją notkę na temat sukien ślubnych w nowoczesnym wydaniu . Pozdrawiam!