Kolejny raz będę wałkować ten sam temat. Zakupy i myślenie przynajmniej pół roku do przodu. Gdy w lutym kupiłam sobie japonki, pogodziłam się z myślą, że postradałam zmysły i raczej ich nie odzyskam. Ale czy na pewno? Może po prostu zaczęłam działać z wyprzedzeniem, ponieważ doświadczenie poprzednich lat mnie tego nauczyło? Bo gdy kilka lat temu chciałam kupić bikini w lipcu, na wieszaku smętnie powiewała ostatnia para, zepchnięta na margines przez swetry w najmodniejszych kolorach nadchodzącego sezonu? W tym roku w letnie rzeczy zaczęłam zaopatrywać się, nie przesadzając, od stycznia. Sandałki wyszperałam w Zarze w marcu. Tak samo ze wspomnianymi japonkami. Na blogu publikuję zdjęcia z jesiennych sesji. Na razie powstrzymuję się przed pokazywaniem jesiennych trendów z wybiegów, bo chcę jak najdłużej pozostać w klimacie lata (z zawczasu zaopatrzoną szafą). Ale ostatnio pomyślałam sobie, że może warto już zacząć? Żeby potem nie było za późno. Magazyny o modzie publikują zdjęcia ubrań, które już dawno zniknęły ze sklepów. Potem czytelniczki (bo kobiety chyba bardziej się wkręcają w takie sytuacje) wędrują od sklepu do sklepu z wiosennym wydaniem Elle, pokazując palcem sukienkę, która została wyprzedana co do jednej miesiąc temu. Ja na temat moich sandałków, które pojawiły się kilka miesięcy temu na Lookbooku, odpisałam na kilkanaście e-maili, przy okazji sprawdzając jeszcze, czy może ostały się w sklepach jakieś egzemplarze. Najbardziej pożądane obiekty sezonu stały się zwyczajnie nieosiągalne. Nie chcę myśleć o zimie, ale wiem, że jeśli mam ochotę na niedawno pokazany płaszcz H&M, muszę być gotowa za moment, bo potem nie będzie. Więc może wiosenne pokazy we wrześniu, a jesienne w lutym nie są tak bardzo bez sensu, jak niektórym się wydaje? Chcesz być modna? Reaguj! Ale… jest jeszcze gorzej. Wcale nie chodzi o bycie modnym. Przecież wiadomo, każdy potrzebuje uzupełnić szafę raz na jakiś czas, zwłaszcza przed sezonem. I nie jest to łatwe. Chyba że zacznie się o tym myśleć pół roku wcześniej :-).
Related Posts
