Kolekcja Luelli Bartley zaprezentowana wczoraj podczas londyńskiego tygodnia mody obudziła we mnie dawne fascynacje. Nie wiem, czy każda przedstawicielka płci żeńskiej w wieku lat ośmiu uwielbia pastele i falbanki, ale gdy zobaczyłam te zestawy, wróciła chęć wniesienia nieco miłego kiczu do własnej szafy. Bez względu na wszystko kobieta powinna nosić się jak tort paryski z kremem – nie ja wymyśliłam tę piękną zasadę, a fikcyjna ciotka z Wiednia w jednej z moich ukochanych książek Hrabala. Kobieta niestety marnie skończyła, jej falbaniasta suknia zajęła się ogniem od świątecznych świec na choince… Wracając do Luelli… Wśród falban, łączek i słodkich kolorów tkwi coś niepokojącego. Ale właśnie to coś tak mi się w niej podoba.
Więcej do obejrzenia tutaj.
Related Posts

4 Comments
tigiti
A o jaką książkę Hrabala chodzi, jesli mozna zapytać? Chętnie przeczytam 🙂
czula-halina
Uważaj,żeby ktos nie porąbał Ci szafy!
harel
@tigiti: „Wesela w domu”. Polecam!
@czula-halina: najlepiej mieć na ten cel dodatkową szafę. Albo dwie :-).
foamclene
Bez wyrzutow sumienia bedziemy mogly spelnic swoje dziewczynskie marzenia 🙂 tlumaczac sie dyktatura projektantow 😉 podoba mi sie 🙂