O byciu trendsetterem

Mówię Wam, drodzy Czytelnicy, bycie trendsetterką jest takie ciężkie… :-)))). A tak całkiem serio, poruszyłam temat w ten sposób, ponieważ słowo „trendsetter” jest często mylone z określeniem „fashion victim”. Stali czytelnicy dobrze wiedzą, że trendsetterką być nie mogę, za to przyszła mi do głowy przewrotna definicja. Otóż tredsetter to człowiek wolny od trendów. Przypomniały mi się słowa Chloe Sevigny z wywiadu dla brytyjskiego Elle. Opowiadała o białych Wayfarerach wyszperanych na pchlim targu, w których sfotografowana (albo nawet przyłapana) kilka lat temu została okrzyknięta jedną z najgorzej ubranych gwiazd. Kiedy rok temu w tym samym modelu pokazała się Ashley Olsen, cały świat się w nich zakochał, co w tym roku zaowocowało pojawieniem się egzemplarzy „zainspirowanych” w większości sklepów popularnych sieci. Jaki z tego wniosek? Trendsetter zazwyczaj jest skazany na brak akceptacji. Bo trendy potrzebują czasu, by zyskać popularność. A wtedy w oka mgnieniu trendami być przestają, łapiąc w swe sidła nieświadome ofiary mody. Więc… bycie trendsetterem najczęściej wiąże się z byciem niemodnym!

4 Comments

  • ryfka81
    Posted 1 października 2008 10:58 0Likes

    To określenie zrobiło dużą karierę na naszych blogach (co ciekawe, chyba nie rzuciła mi się w oczy żadna zagraniczna szafiarka nazywająca się trendsetterką). Dla mnie od zawsze oznaczało kogoś, kto ustanawia nowe trendy, jak taka Kate Moss (swoją drogą, ciekawe, czy ona powiedziałaby o sobie, że jest trendsetterką). Dlatego trochę mnie dziwi łatwość, z jaką niektórzy szafują tym określeniem. I albo rzeczywiście jest tak jak piszesz, tzn. mylą „trendsetterkę” z „modomaniakiaczką”, albo nie podchodzą do trendsetterstwa globalnie, tylko lokalnie (np. jestem trendsetterką w mojej miejscowości/osiedlu/szkole/klasie,bo jako pierwsza miałam spodnie z obniżanym krokiem). Spotkałam się zresztą z opinią, że trendsetter to niekoniecznie taki, co ustanawia trendy, ale taki, co je popularyzuje. I stąd może skojarzenia z fashion victim. W końcu granica między popularyzowaniem nowego trendu, a wychwyceniem trendu świeżego, ale już ukształtowanego jest chyba trudna do określenia.
    Ech, skaranie boskie z tymi definicjami. Po raz kolejny okazuje się, że problem nazewnictwa najlepiej podsumował Humpty Dumpty: Gdy ja używam jakiegoś słowa oznacza ono dokładnie to, co mu każę oznaczać… ni mniej ni więcej 🙂

  • kociaszafa
    Posted 1 października 2008 19:46 0Likes

    Wydaje mi się, że z definicjami jest jak z ludźmi każdy, z nas może je inaczej odbierać, interpretować i dlatego używając tych samych słów mogą mieć rożne znaczenia. Wracając do komentarza Ryfki, również wydaję mi się, że większość osób na blogach nazywających siebie trendsetterem myśli o sobie w sensie lokalnym.
    Bardzo podoba mi się określenie „Bycie trendsetterem najczęściej wiąże się z byciem niemodnym!” I myślę, że w tej definicji to jest najważniejsze 🙂

  • style_council
    Posted 1 października 2008 21:49 0Likes

    a nie „trtendsweter” ? ;-))) życie jest cięzkie, to fakt 😉
    Pozdrawiam
    Mwtka by Traczka

  • amorepomidore
    Posted 1 października 2008 22:59 0Likes

    miałam w klasie taką dziewczyne, którą mogłabym nazwac trendsetterką
    miała wyobraźnie i ubierala sie oryginalnie, nie bała sie wykorzystywac nowych, nietypowych pomysłów
    jako pierwsza w szkole nosiła legginsy z jeasową spódnicą (nawiązując do poprzedniego wpisu, to chyba jedyna osoba która moim zdaniem wyglądala w tym naprawde dobrze, bo zaczela z tym duzo wczesniej niz wszyscy) albo nerke, czy jak to nazwac, a pare miesięcy później na ulicach było pełno „jej” klonów
    nie wiem jak ona to robi, że tak sie wstrzeliwuje, w kazdym razie dzieczyna ma talent i nie obawia sie go wykorzystywac na codzien kiedy zastanawia sie w co ma sie ubrac

Leave a Reply