Ślubnie

Zamiast sukni ślubnej, ślubna… sukienka. Różnica niby niewielka, ledwie kilka liter :-). Nie neguję ani jednego, ani drugiego, a przy okazji muszę po raz kolejny powołać się na kinową wersję „Seksu w Wielkim Mieście”. Występowały w nim obydwie opcje, zresztą suknia projektu Vivienne Westwood stała się tak pożądana, że projektantka „została zmuszona” do stworzenia odpowiednika na sprzedaż (który zresztą zniknął ze sklepu szybciej niż Mr Big sprzed ołtarza 😉 – tak, tak, wiem, ołtarza nie było, ale to brzmi lepiej niż „sprzed ślubnego kobierca” ;-)). Koniec końców Carrie Bradshaw zdecydowała się zmienić stan cywilny w skromniejszej kreacji, przynajmniej objętościowo.
Czasem mam wrażenie, że w naszej kulturze wielgachna suknia ślubna „być musi”, czy to się pannie młodej podoba, czy nie. Oczywiście nie piszę o kobietach, które wyobrażają sobie swój ślub od dzieciństwa i nie widzą się w innej kreacji niż właśnie taka piękna suknia na stu halkach. Ale na przykład ja siebie nie widziałam w takiej białej chmurze, nawet gdyby była prosto od Chanel.
Podczas poszukiwań odpowiedniej kreacji, z anielską cierpliwością odpowiadałam na pytania, na czyj ślub tej sukienki poszukuję :-). Odwiedziłam nawet sklep MaxMara – i żeby było śmieszniej – prawie kupiłam przecenioną o ponad połowę jedwabną kieckę w kwiaty. Ale w międzyczasie przez przypadek trafiłam na kolekcję Ani Kuczyńskiej „Trinacria”, która tak mnie zafascynowała, że nie chciałam słyszeć o innej możliwości. I postawiłam na swoim, co wcale zbyt trudne nie było. W końcu to mój ślub, ja decyduję :-).
Znów popełniłam dość sporą dygresję, a miało być o najnowszej kolekcji sukienek ślubnych polskiej projektantki Ewy Morki. Gdybym miała brać ślub ponownie (albo odnawiać przysięgę małżeńską przykładem bohaterów mojej ukochanej opery mydlanej „Moda na sukces”), nie miałabym żadnego problemu z wyborem kreacji. Tym razem byłaby to sukienka z bufkami i kokardą, przedstawiona na zdjęciu poniżej. Bardzo mi się podoba idea tworzenia właśnie sukienek, a nie sukni ślubnych. Sama ich autorka, prezentując mi zdjęcia, podkreśliła tę subtelną różnicę. Białe? Białe. Eleganckie? Nawet bardzo! Nietypowe, ale bez elementu szokującego. Z sukienkami ślubnymi jest znacznie łatwiej, choćby w kwestii dodatków. Prościej jest przemycić samą siebie w takiej stylizacji. Zamiast pereł – etniczny naszyjnik. Zamiast białych pantofelków – zadziorne gladiatorki. Albo, śladem wspomnianej Carrie, błękitne szpilki od Manolo Blahnika i cytrynowa kopertówka. Czuć się komfortowo na własnym ślubie – bezcenne :-).

zdjęcia: Michael Greg
stylizacja: Ewelina Kosmal

9 Comments

  • zetka4000
    Posted 1 lipca 2009 18:29 0Likes

    Myślałam, że coś ze mną jest nie tak, bo nigdy- nawet gdy byłam smarkulą nie rajcowały mnie suknie ślubne. Są banalne i przerażające. Sama chce iść w krótkiej sukience(znalazłam świetny model na Asos’ie-jakoby dwu warstwowa na gładkiej sukience nałożona koronkowa z rękawem 3/4) do tego wysokie obcasy(marzą mi się louboutin’y)i chrzanić wygodę. Suma Sumarum ciesze się, że nie jestem sama w tym postrzeganiu tego wielkiego dnia. Może być fajnie bez drutów i sunącej się po ziemi sukni.

  • baglady
    Posted 1 lipca 2009 20:14 0Likes

    ja juz sobie wymyslilam,ze jak bede brac slub koscielny to kupie jakas fajna kremowa maxi dress a na glowie bede miec turban z mojego slubnego sarii idredloki:)

  • black_magic_women
    Posted 1 lipca 2009 20:53 0Likes

    Harel-nie wiedziałam,że należysz do sekty MnS?!KJa ten serial kocham tak samo jak SATC;)Z tym,żre ten pierwszy jeszcze nigdy nie zainspirował mnie modowo;)
    Co do suknii-wszystko przede mną,chociaż wiekowo to już zaliczam się do tzw starych panien(29,5).Z moich dziecięcych marzeń najlepiej pamiętam trzy opcje-2x lata 40te,raz jako turban,(ew szeroka opaska ze supłem),ale nie taki o jakim pewnie myśli Baglady,tylko bardziej taki rivervalleytextiles.com/turban2.jpg , wersja druga to rzecz juz kopletnie passe czyli siatka na włosy.Opcja trzecie to cos prostego,lekko hipisowskiego z grubej koronki-gipiury

  • harel
    Posted 2 lipca 2009 07:54 0Likes

    @zetka4000: a mi się nawet podobają niektóre „bezy”, ale tylko na kimś. Niektóre bywają całkiem ładne (choć przeważają w moim odczuciu paskudne – wystarczy spojrzeć na którąkolwiek wystawę salonu sukien ślubnych). Sama po prostu źle bym się czuła w czymś, co zajmuje tyle przestrzeni ;-).
    @baglady: i to mi się podoba: „stara” suknia ślubna w całkiem nowej konfiguracji. Na głowie – czemu nie? 😉
    @black_magic_women: należę do tej sekty i to niemalże od daty pierwszej polskiej emisji (coś trudno mi uwierzyć, że to było dopiero w 1994 roku, mam wrażenie, że oglądałam już w 1992…). Mnie też jeszcze modowo nie zainspirował, choć teraz i tak jest lepiej niż na początku, gdy królowały kwadratowe ramiona, chabry i amaranty :-).
    A siatka na włosy… Raz w życiu widziałam kobietę, która wyglądała w niej świetnie. Zwykle to opcja dość retro ;-). A ona miała strój niczym z Sartorialista i włosy z tyłu zebrane z siatce. Wyglądała niebanalnie i pięknie.

  • zelda_79
    Posted 2 lipca 2009 09:58 0Likes

    A kto każe mieć suknię na przysłowiowych stu halkach? 🙂 Ja miałam suknię typu syrena, wąską i seksowną, pokrytą hiszpańską koronką i choć dużo nie zjadłam w niej, to jeszcze raz wybrałabym tą samą 🙂 Uważam, że jednak warto-zgodnie oczywiście ze swoją wizją siebie- mieć choć raz suknię bardziej wyjątkową. Zwłaszcza jeśli uda się ją od razu sprzedać, jak ja to zrobiłam. A za jej cenę kupiłam laptopa 🙂 Byle się czuć dobrze- tu się zgadzam z harel:)

  • agrado_22
    Posted 2 lipca 2009 10:34 0Likes

    Zgadzam się z Zeldą. te sukienki, które tu zaprezentowałaś są bardzo ładne, ale jakoś nie widzę siebie w takiej na ślubie. jako gość weselny chętnie bym w takiej wystąpiła, ale jako panna młoda – nie bardzo. właśnie szukam sukni i chyba wybiorę taką, jak Zelda tyle, że bez hiszpańskich koronek. ślub będę miała w sali eleganckiej, ale w dość surowy sposób, więc sukienka też taka musi być. szukam czegoś z motywem a la origami: asymetrią, zagnieceniami. także liczę, że potem ją sprzedam i koszty zwrócą mi się przynajmniej częściowo.

  • harel
    Posted 2 lipca 2009 12:40 0Likes

    @zelda_79: czasem mam wrażenie, że jakiś stereotyp każe :-). Wrodzony, wpojony przez społeczeństwo albo rodzinę? Ale tak jak pisałam, nie mam nic przeciwko ani sukniom na stu halkach, ani niezwykle odświętnym ślubnym kreacjom. Po prostu sama wolałam mieć coś ultra prostego. A i tak czułam się wyjątkowo. Swoją drogą ta Twoja suknia jawi mi się jako piękność…
    @agrado_22: i to jest wspaniałe: co człowiek, to inna wizja ślubnej kreacji. Życzę powodzenia i szybkiego znalezienia wymarzonej sukni!

  • szymon-fotograf
    Posted 4 lipca 2009 20:37 0Likes

    Cóż, w naszej kulturze ślub nierozerwalnie jest związany z przepychem, a co za tym idzie suknia też musi być odpowiednia, a raczej „odpowiednio wielka”. A dużo lepiej ogląda się i fotografuje takie właśnie, jak to nazwałaś, sukienki ślubne 🙂

  • beaao
    Posted 8 lipca 2009 09:20 0Likes

    Pierwsze zdjęcie… to jest to. Coś cudownego, może bez „tego czegoś” na szyi i z rzemykami na nadgarstkach. O tak.
    😉
    B.

Leave a Reply