Mulina we wszystkich kolorach tęczy, agrafka i dżinsy, które rwały się na kolanach. To jedno z moich wspomnień (czy może impresji?) z podstawówki, kiedy nauczyłam się tajemnej techniki plecenia „bransoletek przyjaźni”. Prób było wiele, efekty początkowo cienkie (dosłownie), ale gdy raz załapałam, o co chodzi, plotłam w każdej wolnej chwili. Ręka w górę, kto z Czytelników też się tym kiedyś choć przez moment zajmował?
Dlaczego o tym piszę? Otóż niedawno w pewnym snobistycznym sklepie (och, przepraszam, to był concept store ;)), wpadły mi w oko takie właśnie bransoletki w zatrważającej cenie 600 euro. Za sztukę. Tak, też mnie to zaskoczyło.
Sekret ceny tkwił w maleńkim diamencie umieszczonym centralnie na paseczku, a także w logo Redline na zapięciu. Tak przy okazji, Redline jest francuską firmą specjalizującą się w łączeniu szlachetnych surowców (w tym diamentów, rzecz jasna) z kolorowymi nitkami (choć nie tylko, ale to jest cechą charakterystyczną).
Serdecznie podziękowałam i wyszłam stamtąd z pustymi rękami (czego nie żałuję), ale za to pełna nowych pomysłów. Czyżby bransoletki przyjaźni powracały do nas w wielkim stylu? Odpowiedź jest prosta: one nie wychodzą z mody, po prostu zwykle fascynują ludzi w konkretnym przedziale wiekowym. A że powstają ich drogie wersje? Cóż, najlepszy dowód na to, że na wszystkim da się zrobić interes :).
A wracając do myśli przewodniej, luksusowe czy sieciówkowe – żadnej z nich nie kupię. Za to wkrótce ruszam na przegląd szuflad w poszukiwaniu zapasów muliny. No, może zainwestuję w jeden kryształek Swarovskiego 🙂

15 Comments
rabbitheartedgirl
pamiętam jak moja siostra takie robiła. jeszcze całkiem niedawno, umiała nawet takie z napisami ale nigdy mnie nie chciała nauczyć :p
frenja
Uwielbiałam je i sama je robiłam. Ci którzy umieli pleść najfajniejsze bransoletki, należeli do elity 🙂
mfcr
ciekawi mnie czasem skąd takie kosmiczne ceny (ja wiem że diamencik swoje kosztuje ale bez przesady!)
a jeszcze bardziej mnie ciekawi co trzeba mieć w głowie, jak myśleć żeby coś takiego w takiej cenie nabyć.
a same plecionki, zwane czasem meksykankami, wróciły do mnie po latach w trochę zmienionej formie i sama też je wykorzystuje w swojej biżuterii.
czula-halina
Tylko nie wydłubuj kryształu z naszyjnika!
agatiszka
Oczywiście, że pamiętam, tylko u mnie nazywały się jakoś inaczej!! Też je robiłam, ale do dziś została mi tylko jedna, którą dostałam w prezencie od kuzyna. Jest czerwona z żółtym napisem „Agata” 🙂
A swoją drogą Twoja zielona kolekcja jest dużo ładniejsza niż te powyżej.
misself
Ja nigdy nie umiałam. Może pora się nauczyć..?
lady_sport
Moje plecenie zawsze kończyło się w połowie;P
morven
Takich nie umiałam robić. Natomiast w moim liceum panowała moda na naszyjniki zrobione z pestek jabłek. Pamiętam, że będąc w klasie maturalnej jadłam jabłka w zatrważającej ilości, żeby tylko uzyskać cenny surowiec. Naszyjnik i bransoletkę mam do tej pory 🙂 Dobrze, że mi przypomniałaś – będę musiała je kiedyś pokazać u siebie 🙂
mojstyl
Wczoraj właśnie myślałam – czy by sobie takiej znowu nie upleść 😉
Dostałam nawet kiedyś, w prezencie: http://www.ensi.pimex.pl/ensi/images/ksiazka.jpg
Mam ją do dzisiaj. Miłe wspomnienia. Dzięki za ten wpis.
ladyolga
A ja parę dni temu próbowałam nauczyć moją 9 letnią siostrzenicę robienia takich bransoletek przyjaźni, popatrzyła się tylko na mnie jak na jakiś relikt przeszłości (jednym okiem bo drugim gapiła się w telewizor). Nic z nauki nie wyszło więc pomyślałam „był szał na bransoletki… został tylko work muliny’ a tu proszę takie zaskoczenie.
metka_by_traczka
Harel, jak póżno ten post, bo ja właśnie jadę na wakacje i bym sobie chętnie poplotła na plaży, a nie umiem 🙁
A tak, to jadę zaopatrzona w mulinę i kanwę na „wash me & wear me”, (nauczona zeszłorocznym doświadczeniem, że w lipcu trzeba robić zapas na grudniowy szał prezentowy)
harel
@rabbitheartedgirl: a to zła siostra! 😉
@frenja: plecenie było super – i jak potrafiło odstresować! Ostatni raz plotłam podczas egzaminów na studia. Pomogło!
@mfcr: też się zastanawiam, kto to kupuje.
@czula-halina: jezusiemaryjo skąd ten pomysł???
@agatiszka: może „brazylianki”? Napisów nigdy nie umiałam robić, więc szacun dla kuzyna!
@misself: na youtubie jest całkiem sporo sensownych instrukcji.
@lady_sport: też mi tak się zdarzało. I kończyłam np. dwa lata później.
@morven: uśmiałam się przy tych jabłkach!
@mojstyl: piętnaście lat temu dużo bym dała za taką książkę. A tak dochodziłam do wszystkiego metodą prób i błędów… 🙂
@ladyolga: szał na bransoletki trwa. Choć może nieco mniejszy niż „za naszych czasów” :)))))
@metka_by_traczka: jak wrócisz, to Cię nauczę! 🙂
agatiszka
Od wczoraj myślę o tej lokalnej łódzkiej nazwie tych cudeniek, „brazylianki” to nie, my chyba po prostu mówiliśmy na nie „plecionki” 🙂
6roove
ależ oczywiście, że pamiętamy! 🙂
bransoletki przyjaźni, dokładnie. Niedawno brat dostał taką,a ja zapomniałam już sposób zaplatania :/
mfcr
Twoje plecionki z PS-a są świetne!
jakie fajne kolorki mają.
przez to zdjęcie miałam ciąg skojarzeń i wymyśliłam coś nowego. dzięki za inspirację 🙂