Przez większą część mojego trzydziestoletniego żywota z przyczyn technicznych byłam odseparowana od takich rzeczy jak buty na obcasie. Wysokim czy nie, bez znaczenia. Jedynymi modnymi butami, jakie posiadałam, były martensy w latach dziewięćdziesiątych oraz jakiś tam konkretny model adidasów (nie pamiętam jaki, ale nawiązujący do kultury modsów – którą zresztą do dziś pod kątem modowym bardzo sobie cenię) na początku obecnego wieku. Raczej przypadkowo wstrzelałam się w obuwniczą modę, niż za nią podążałam. Strony w magazynach poświęcone butom przerzucałam bez zainteresowania, podobnie obojętnie przechodziłam obok sklepów. Tylko czasem z leciutkim żalem spoglądałam na biegnącą w szpilkach Carrie Bradshaw lub najświeższe modele Prady na pachnących nowością stronach Vogue’a…
Dzięki zaawansowanej medycynie sportowej od dwóch lat mogę nosić teoretycznie takie buty, o jakich tylko sobie zamarzę. Nagle jednak moje marzenia brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Okazało się, że większość tych butów, które były dla mnie nieosiągalne ze względów zdrowotnych, nie nadaje się także ze względów praktycznych. W nich się po prostu nie da chodzić!
„Pięć centymetrów, góra sześć” – powiedział na pożegnanie mój lekarz – cudotwórca. Z początku rozczarowana, szybko przyznałam mu rację.
I zaczęły się kolejne schody. Połączenie „ładne/wygodne/na średnim obcasie” zdaje się nie mieć prawa bytu. Ładne są zazwyczaj za wysokie albo niewygodne, a wygodne ranią moje poczucie estetyki. Średni obcas to najgorsza sprawa. Czy musi być toporny i kwadratowy? Czy naprawdę nie da się wykonać zgrabnych butów z jego udziałem?
No dobrze, da się. I jak tylko takie zobaczę, od razu kupuję. A ponieważ zdarza się to bardzo rzadko, wciąż nie wydaję fortuny na buty ;).
Z dużą rezerwą podchodzę więc do stwierdzeń: „w tych szpilkach mogę biegać cały dzień i nic mnie nie boli” czy „nie ma wygodniejszych obcasów niż moje 12 cm”. Uwierzyłam tylko Styledigger, gdy na własne oczy zobaczyłam, jak na jedenastocentymetrowych szpilkach biegnie do autobusu, na finał blokując obcasem drzwi, byśmy mogły wsiąść razem z nią :).
A Wy, drogie Czytelniczki, w jakich butach biegacie na co dzień? 🙂
22 Comments
kiwaczek2kiwaczek2
obcas nie wchodzi w grę. wolę mieć obie nogi na miejscu.
nszafa
Całe życie biegałam w płaskaczach (jeżeli zaliczymy do nich także glany i martensy ;)) i myślę, że nie ma wygodniejszego obuwia, choć nie jest ono najzdrowsze czy najbardziej sprzyjające estetyce łydki. Ale bardzo lubię patrzeć na kobiety na obcasach ;). Od całkiem niedawna jestem posiadaczką koturnów, na dodatek wszystkie pary na platformie (stopa nie jest wygięta nienaturalnie) i to chyba jedyna dopuszczalna dla mnie forma wysokiego obuwia (w której nota bene czuję się świetnie, przy moim raczej marnym wzroście ;)). Większość butów na obcasach jest tak wyprofilowana, że robią stopom jakąś masakrę.
blu88
ostatnio płaskie, albo koturny. zraziłam się jakiś czas temu do obcasów, chociaż nadal mam ze 3 pary, które kurzą się w szafie 🙂 wyjątkiem są tylko skórzane botki, o dziwo z New Looka, o dziwo z wyprzedaży za 30zł i o dziwo tak wygodne, że w ogóle nie czuję 10-centymetrowego obcasa. ale to chyba jedyny wyjątek w mojej skromnej szafie, po którym nie bolą mnie nogi.
baglady
tylko koturny!
misself
Na co dzień noszę baleriny i mokasyny, nieco rzadziej koturny (zaskakująco wygodne), ale tylko na wysokich obcasach czuję się atrakcyjna w ten tradycyjny, klasyczny sposób. Niestety, też muszę poprzestawać na 5 cm, ale to nawet dobrze, bo dostać buty w moim rozmiarze jest bardzo trudno, a jeszcze trudniej wysokie obcasy.
mfcr
podobają mi się wysokie obcasy… no i noga w nich wygląda inaczej… tym bardziej jak się nie ma nóg długich i pięknych.
niestety kocham wygodę a na dokładkę złe buty natychmiast masakrują mi stopy. w związku z tym na co dzień na płasko.
wygodnych, pięknych (w moim odczuciu oczywiście), tanich (kieszeń mi na inne nie pozwala), na obcasach poszukuję niejako przy okazji.
i znajduję w najdziwniejszych miejscach.
ostatnio nie mogąc uwierzyć w to co robię zakupiłam parę butów na średnim, całkiem zgrabnym obcasie w Selgrosie. pierwszy raz założyłam je na wesele znajomej i …. przetańczyłam w nich całą noc. nic mi się nie stało.
elfik-pl
Droga Harel,
jak ja znam ten bol! JA tez prez wiekszosc zycia nosilam plaskie i tylko plaskie, ale nie ze wzgledow zdrowotnych tylko po prstu nie podiobaly mi sie, i nie chcilam uchodzic za paniusie;) moje pierwsze szpilki ubralam majac 26 lat!! uwierzysz? I tylko dlatego ze mi je kupil moj ukochany kuzyn stwierdzajac ze w nich wygladam w koncu 'jak lufa’::))) no tak, ja po prostu nigdy nie umialam na obcasach chodzic, nadal do biegania po miescie wole plaskie sandalki,no ale wiem wiem, ze kobiecie, zwlaszcza niskiej ,obcas dodaje seksapilu. No bo jak inaczej wytlumaczyc, ze jak ide w sukience i w plaskim bucie to sie pies z kulawa noga nie obejrzy, a jak ubiore identyczna sukienke tylko z obcasem to przyslowiowi panowie na budowie cmokaja;) (a ja sie w duchu wkurzam, ze musze te okropnie niewygodne buty nosic zeby ktos laskawie na mnie spojrzal:). Faktem jest jednak ze obecnie wiekszosc mojej pokaznej kolekcji butow stanowia te na obcasach, najlpeiej srednich. Wsrod nich piekna para sanadalow z River Island ktora kiedys wlozylam na wernisaz (taki „a e, bulke przez bibulke:)” no i skonczylo sie na wracaniu boso przez pol miasta:)))
oliwiora
myślę, ze koturny to dobry pomysł, mam dwie pary po 6 cm i wyglądają naprawdę fajnie!
a tak to baletki, tylko baletki na co dzień. Choć w sumie np u mnie wysokość obcasa to ie jest problem, bardziej uciążliwe są starte pięty
ryfka81
O, tak, ta akcja Stylediggerki była godna jakiegoś szafiarskiego filmu sensacyjnego! Nie zapomnę tego widoku 🙂
A co do obcasów, to ja gdzieś do 25 roku życia chodziłam tylko na płaskich, potem „otworzyłam się” na obcasy, ba, nawet się nimi zafascynowałam i przez pewien czas kupowałam bez opamiętania (nigdy jednak na cienkiej szpilce, bo w takich nie umiem chodzić), a teraz w mojej szafie znowu nastąpił wielki powrót płaskich. Niewątpliwie noga ładniej wygląda na obcasie, ale ostatnio wygoda jest dla mnie najważniejsza – to chyba starość 🙂
annikinstarkiller
Ja przez wiele lat chodziłam w płaskim obuwiu. Czy to dla wygody, czy ze względów światopoglądowych:), czy dla innych mniej lub bardziej istotnych powodów. Pierwsze obcasy założyłam na studniówkę, ale do dziś leżą w szafie (kupiłam specjalnie buty dla tancerzy, żeby uniknąć niewygody w tańcu – nie pomogło). Później zdarzyło mi się parę razy kupić buty na średnim obcasie (6cm), który wg mnie jest bardzo wygodny. Do tej wiosny. Kupiłam buty na 10cm obcasie (plus platforma 2cm z przodu), w których mogę BIEGAĆ, naprawdę, są super wygodne (sama nie wierzę, że to mówię, ale jest to prawda) i chodzę w nich na codzień. Później kupiłam jeszcze jedne wysokie obcasy, tym razem 12cm – są równiez wygodne, ale mają dość cienką szpilkę, w związku z czym nie nadają się na dłuższe spacery, a jedynie na „wielkie wyjścia”;) Moja kolekcja nie jest zbyt wielka, wręcz przeciwnie – ale powiem szczerze, że gdybym nie była ograniczona finansowo, zainwestowałabym w niejedną parę i to z myślą o codziennym użytkowaniu, a nie tylko wyjątkowych okazjach.
kasia.wska
wiesz co, moja teściowa tak mówi (że nie ma wygodniejszych butów niż jej szpile), tylko, że ona nie może normalnie wyprostować nóg. nawet kapcie ma na obcasach, jak chodzi boso, boli ją kręgosłup. to ja dziękuję bardzo.
ja teraz chodzę głównie w tenisówkach:)
6roove
Jeszcze parę lat temu istniały dla mnie tylko sportowe i jakies plaskie sandaly na lato. Obcasy były „od święta” lub w przypływie wielkiej weny. Dziś powyciągałam trochę butów, m. in. zapomniane dajśmanowe (słynne) gladiatorki z poprzedniego roku, których obcas był wtedy wyzwaniem. Haha, jakież bylo moje zaskoczenie, nagle okazaly się niskie i wygodne w porównaniu do całej reszty. Najwygodniejsze sa jednak dobrze wyprofilowane koturny na platformie pod palcami 😉 odpowiedni profil to podstawa, tak myślę 😀
Pzdr!
vesper_lynd
To ja z powodu wysokiego wzrostu wolałam zrezygnować z obcasów w ogóle – poza okazjami typu studniówka, gdzie poświęciłam się dla estetyki. Po prostu te kilka (ekhm 😉 lat temu kupienie zgrabnego obcasa max. 5cm graniczyło z niemożliwością. Teraz mam kilka par na niewielkim obcasie, buty upolowane, ustrzelone, wypatrzone i natychmiast nabyte – naprawdę ciężko znaleźć niewysokie, ładne i wygodne buty. Dlatego kupuję wszystko co mi się napatoczy po drodze, ma średni obcas i mi się w miarę podoba. O dziwo najwięcej wygodnych obcasów czy średniej wielkości koturnów mam z tanich sieciówek typu Deichmann czy CCC. Zupełnie nie rozumiem gigantycznych szpilek z dodatkowo podwyższającym koturnem, od których się roi w sieciówkach typu Zara czy Reserved – z powodu niskiej ceny i tego, że momentami są piękne, kolekcjonersko kupiłam 2-3 pary. One NIE NADAJĄ SIĘ do chodzenia po ulicy. Nie ma szans. Można w nich wskoczyć do taksówki, a potem siedzieć estetycznie caly wieczór 😉 Dlatego też rzadko widzę dziewczyny w tego typu butach – jak już, to człapią powolutku, kolebią się i sapią z udręki. Za to mój JEDYNY wygodny, wysoki obcas, na którym chodzę pewnie i wyglądam jak milion dolarów to atłasowe sandałki na wysokim obcasie z koturnem marki Bronx – czyli firmy wybitnie młodzieżowej, a nie żaden Manolo Blahnik 😉 Tyle że mam w nich pod 2m wzrostu, co ujmuje radości noszenia.
jagoda_pl
Obcasy odkryłam w liceum (z 10 lat temu będzie;)), ale i tak na widok wielu butów na obcasie reaguję właśnie słowami „Dla kogo te buty???” Obcasy o wysokości 12 cm to wciąż dla mnie abstrakcja! Dla mnie max. 10 cm i oczywiście doskonałe wyprofilowanie. Mam niektóre takie buty, w których cały dzień potrafię chodzić. Nigdy nie zawiodłam się na Ryłko i… Deichmannie. Wiem, że wielu osobom trudno w to uwierzyć, ale często są to moje wygodniejsze buty niż osławione baleriny, które z powodu szczupłych stóp – po prostu gubię! Nie umiem też tańczyć w płaskim butach;) Choć ostatnio chodziłam trochę w w.w. balerinach oraz sandałach na bodajże 2 cm obcasie (w absolutnie płaskich nie umiem zrobić kroku) i teraz na nowo się do ukochanych sandałów na koturnie przyzwyczajam:/…
frenja
Ja tez przechodziłam czas fascynacji glanami, przez lata nosiłam tylko płaskie buty, a obcas zarezerwowany był tylko specjalne okazje. Dopiero od kilku lat przekonuję się do butów na obcasach. Zaczynałam od niskich „kaczuszek”, teraz nosze zwykle obcasy do 7-8 cm. Ostatnio na wyprzedażach frenja.blox.pl/2010/07/Moje-skarby-z-wyprzedazy.html kupiłam prześwietne sandały na obcasach i malutkiej platformie – ubóstwiam je. Są niesamowicie wygodne i kompletnie nie czuję, że jestem 9 cm (jak dla mnie to sporo!) nad ziemią. Mogę w nich nawet spokojnie biegać i tańczyć. Sprawdziłam 🙂
morven
Czytam wasze komcie i jestem zdumiona – to tylko mi jest wygodnie na obcasach? 🙂
A naprawdę mi jest. Nazwijcie to opresyjną polityką patriarchatu/matriarchatu czy jakkolwiek chcecie, ale pierwsze szpilki dostałam od mamy, która do dziś (ma 59 lat) biega TYLKO na szpilkach. Miałam wtedy 16 lat, a mama uznała, że to już najwyższy czas. Potem konsekwentnie uczyła mnie, jak się na tych szpilkach chodzi. Miałam oczywiście czas fascynacji martensami i innymi płaskaczami, ale w mojej szafie muszą być co najmniej dwie – trzy pary szpilek. I to takich szpilek szpilek – cienki obcas, 8 centymetrów minimum. Może więc wszystko jest kwestią odpowiedniej „edukacji”, przyzwyczajenia stopy? 😉
p.s. Po bułki do spożywczaka na rogu nie biegam na szpilkach, a na ostatnie spotkanie szafiarek włożyłam baleriny 🙂
blondynechka
w wygodnych (bez względu czy jest obcas czy nie) i w takich, w których można przechodzić więcej niż 1 sezon 🙂
cousteau7
Oj, świetny temat zadałaś! Szczególnie podczas wyprzedaży jest wielka pokusa, żeby sobie jakieś buty na gigantycznych obcasach przysposobić, a potem one leżakują na półce, bo przecież rozchodzenie ich to dramat w co najmniej kilku aktach 😉 Miałam ostatnio pokusę w Topshopie, a kusiły botki peep-toe na koturnie – na szczęście nie uległam i kupiłam kilka dni potem przez internet sandały na koturnie z Bronxa, które szybko okazały się hitem lata! Tak wygodnych butów jeszcze nie miałam, a dodają jakieś 8 cm wzrostu. I tu mój problem ostatnich miesięcy: pojawiła się chyba jakaś moda na buty, które roboczo nazywam „z kołyską”. Szczególnie dotyczy to sandałów i drewniaków na platformie. Mają z przodu zadarte podeszwy z zaokrągleniem. Najpierw wydawało mi się, że przez ten łuk będę się wywracać do przodu (niestety garbienie się i obcasy to nie najlepszy duet) – teraz jednak stwierdzam, że kołyska nawet ułatwia chodzenie, a buty z nią są komfortowe. Co do wygodnych obcasów to polecam ostatnio odkryty sklep Taurus zaraz na początku Chmielnej (naprzeciwko Douglasa): mega wygodne buty!
sneakymagpie
Zazwyczaj w wygodnych na plaskim bo jezdze na rowerze do pracy, sandaly, Conversy, oxfordy Church’s. Czasami w nizszych szpilkach. Ale ostatnio kupilam wedges APC ktore sa wysokie ale nie szalenie wysokie, na rowerze jeszcze nie przetestowalam ale na przebijanie sie przez Londyn sa wygodne. x
bellami.pl
but na obcasie musi byc odpowiednio wywazony, dobre sa buty z lekka platforma z przodu, wtedy obcas wydaje sie nizszy a przynajmniej tak sie go odczuwa. Chyba nie da sie biegac caly dzien na obcasie lacznie z pokonywaniem naszych polskich chodnikow ale sa buty w ktorych da sie chodzic. Mam sposob na szybkie bieganie, baleriny w duzej przepasnej torbie i zmieniam jak musze gdzies gonic a potem znowu w obcas wskakuje. Od kiedy odkrylam sklep polskiej firmy Carsona ( szyja nawet na specjalne zamowienie) to kocham ich szpilki. Czasami brakuje im troche szalenstwa we wzornictwie ale piekna skorka, zamsz i wygoda to rekompensuja. Wlascicielka chwali sie, ze ubiera stewardesy… moze i tak 🙂
the_li
Płaskie buty do chodzenia, obcasy – do siedzenia i stania (czyli np. do pracy przy biurku) i robienia dobrego wrażenia. Obcas, jeśli musi być, to tylko wysoki, nie uznaję stanów pośrednich, mam o nich dokładnie takie zdanie jest Ty. Aha, pierwsze wysokie obcasy kupiłam już po 30 🙂
kodakrome
A ja mam zupełnie inne podejście do tego tematu. Buty na obcasie lubię, lubię to uczucie szyku, którego mi dodają. Od jakiegoś czasu trochę przystopowałam, wybieram koturny i szersze obcasy bo wygoda nagle stała się wazniejsza od urody. Ale problemem jest numer – mam rozmiar 41. Przez większość dorosłego życia kupowałam buty w Szwecji, bo tam nie okraszano mnie na wejściu spojrzeniem mówiącym” : Czterdzieści jeden? O nie, to nie jest sklep dla słoni!” W Polsce ciągle szukam marek, które oferują pełen asortyment i mój rozmiar nie jest jeszcze w przedziale „ponadprzeciętne”; szukam tez sklepów, w których ten rozmiar to standard wyposażenia. Ale kupno butów to zawsze lekki koszmar. Właśnie dziś rozważam wyjście w poszukiwaniu botków na jesień – ładnych, skórzanych, wygodnych, na średnim obcasie 🙂 Trzymajcie kciuki 🙂