Nine West

Bezskutecznie poszukuję polskiego odpowiednika słowa „loafers”. Bo rzeczone słowo w języku angielskim określa znacznie więcej niż same mokasyny (choć stanowią one zdecydowaną większość), a słynny twór „wsuwy męskie” sprzed lat niespecjalnie mi pasuje ;). Mam nadzieję, że mi pomożecie, drodzy Czytelnicy. Chyba że po prostu takie słowo nie istnieje.
Jakkolwiek by tych butów nie nazwać, gdy zobaczyłam, w jaki sposób noszą je mieszkanki Londynu (w tym oczywiście moja ulubiona panna Chung, lecz nie tylko) i dodałam sobie do tego nostalgiczny już klimat modsów (który w obecnym sezonie dzięki paru projektantom nieco się obudził), stwierdziłam, że bezwzględnie potrzebuję jesiennej wersji.

I znalazłam. Idealny kolor, perfekcyjna wysokość obcasa. Marka… Lanvin. Z góry było wiadomo o jednej, jedynej wadzie. Nawet gdybym wygrała majątek na loterii, raczej bym sobie tych butów nie kupiła (nie piszę „nigdy”, bo nigdy nie wiadomo ;)) – ale z obecnego punktu widzenia raczej nie…).

Tak się fajnie złożyło, że całkiem niedawno dostałam sporo informacji prasowych od marki Nine West, o której, muszę przyznać, trochę zapomniałam, choć swego czasu marzyłam o pewnym obiekcie z ich metką. Dodatkowo marka zapragnęła podarować mi buty – wierzcie lub nie, i bez tego bym tu o nich napisała :). W każdym razie, gdy poszłam je oglądać (pogodzona z tym, że modeli z 2008 roku raczej już nie będzie), wiedziałam, czego szukać – choć oczywiście już na miejscu przestało być to tak oczywiste. Udało się jednak pozostać przy pierwszej decyzji.
Choć śmieję się tu z różnych „inspiracji” (cudzysłów bardzo istotny!), poniższa wersja nikomu krzywdy nie robi. But jak but, w formie niewiele zmienionej od daty powstania (czyli od lat trzydziestych ubiegłego wieku), kolor też zastrzeżony w urzędzie patentowym nie jest, ot, przystańmy na to, przypadkowe podobieństwo.

Przy okazji okazało się, że jego forma w najróżniejszych wariacjach stanowi jedną z głównych gałęzi jesiennego asortymentu marki Nine West. Od całkiem płaskich po dość zabawnie umieszczone na cienkim obcasie i platformie, jednolite i dwukolorowe, w różnych odcieniach brązu i niezatapialnej czerni (choć tej w kwestii butów staram się unikać, bo ile można? ;)). I po raz kolejny buty wątpliwej urody kradną nasze serca. Nie oszukujmy się, wraz ze sztybletami, kowbojkami czy jazzówkami na zawsze zostaną ściśle powiązane z męską szafą oraz swoją funkcją użytkową. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza i biegam w swoich nowych „wsuwach”, póki jeszcze pogoda na to pozwala :).

Zdjęcia: Polyvore, Net-a-Porter, Nine West.

15 Comments

  • Gość: milka, cka31.neoplus.adsl.tpnet.pl
    Posted 9 listopada 2011 16:07 0Likes

    Uwielbiam Nine West. Ale muszę się przyczepić, bo ich buty w większości nie są skórzane w środku i nie da się nosić na gołą stopę.

  • Gość: kelly, proxy-gw.uib.no
    Posted 9 listopada 2011 16:08 0Likes

    Rada dla mnie : nigdy nie jeść obiadu przy czytaniu bloga Harel. Na „wsuwy męskie” część wylądowała na stole a nie w buzi 😀 Taka nazwa naprawdę funkcjonowała?! W mojej głowie funkcjonują pod nazwą półbutów, ale nie wiem, ile w tej nazwie prawidłowości. Co do samych butów… ciężko mi je sobie wyobrazić, bo myślami już jestem tylko przy zimowych kozakach (niestety)!

  • jagnesjag
    Posted 9 listopada 2011 16:09 0Likes

    Ja moje pierwsze „wsuwy męskie” na obcasie (cóż za kuriozum) kupiłam własnie w Nine West. Mam je do teraz (a zakup dokonał się w okolicach 2008 właśnie, jeśli nie wcześniej!). Nie założyłam ich ani razu i chyba już ich nie założę, ale miło na nie popatrzeć w katalogach i na nogach gwiazd. Generalnie nawet płaska wersja jest przez moich znajomych wyśmiewana i nazywana „butami zakonnicy”, są uważane za brzydkie i niemodne. Chyba czas pokazać im Twój wpis, Harel!:)))))

  • harel
    Posted 9 listopada 2011 16:13 0Likes

    @milka: rzeczywiście, moje buty też nie mają skórzanego wnętrza. Ale są tak mięciutkie w środku, że zapomniałam zwrócić na to uwagę 😉
    @kelly: to teraz odstaw obiad, bo podam zamienne określenie na krawat z tego samego okresu: „zwis męski”. Więcej w zanadrzu nie mam, możesz jeść dalej ;).
    @jagnesjag: właśnie wpadłam na taką teorię o butach: im lepsze w noszeniu, tym gorsze w odbiorze ;).

  • Gość: Mith, acwh117.neoplus.adsl.tpnet.pl
    Posted 9 listopada 2011 17:28 0Likes

    Ja bym takie buty nazwała po prostu „pantoflami”, tak jak mówiły o nich nasze babcie. 🙂
    Pozdrawiam, Mith

  • to_me
    Posted 9 listopada 2011 17:59 0Likes

    Nie rozumiem fenomenu takich butów i myślę, że musiałabym dostać sporą łapówkę, by zgodzić się na przymiarkę czegoś takiego, ale w mojej rodzinie takie buty powszechnie nazywa się „cichobiegami” 😉

  • harel
    Posted 9 listopada 2011 19:09 0Likes

    He he, cichobiegi :). Akurat w moich cicho się biegać nie da, bo pięknie stukają ;). Co do ich wyglądu, wszystko zależy od kontekstu. Buty zakonnicy – jak najbardziej. Ale można też tak:
    1. http://www.fashiontr.com/wp-content/uploads/2009/07/eaaaaa498d4f553c_fmdownloadjpeg.jpg
    2. 4.bp.blogspot.com/_jRL5vbDqhrU/TNAH6E_NVSI/AAAAAAAAasI/_7oskhX_ItI/s1600/red+loafers.jpg
    3. 27.media.tumblr.com/tumblr_lblqqlW7Wx1qzprmqo1_500.jpg
    4. 1.bp.blogspot.com/-YRcG3YytX_o/TZo2Ta9vSTI/AAAAAAAAA4Y/qiMEewlWgXw/s1600/11911Savitri_1798Web.jpeg
    5. runwayhippie.com/wp-content/uploads/2009/10/9289alexsandracol2206web.jpg
    6. http://www.street-spotted.com/wp-content/uploads/2009/12/SS-New-School-Olivia-Austin-Leaning.jpg
    7. img2.timeinc.net/people/i/2009/stylewatch/trends/091102/rihanna.jpg

  • elakijowska
    Posted 9 listopada 2011 21:17 0Likes

    Mokasyny?-nie znoszę!

  • Gość: styledigger, 77-255-116-82.adsl.inetia.pl
    Posted 9 listopada 2011 22:23 0Likes

    Myślę że śląska wersja mogłaby brzmieć „loferoki”.

  • harel
    Posted 10 listopada 2011 07:51 0Likes

    @styledigger: i od dziś będę je tak nazywać! 🙂

  • Gość: Magdallena, aij162.internetdsl.tpnet.pl
    Posted 10 listopada 2011 12:10 0Likes

    U nas to nazywa się takie buty poprostu „wsuwanki”

  • Gość: aga, gev62.internetdsl.tpnet.pl
    Posted 10 listopada 2011 16:16 0Likes

    Z niektórymi rzeczami jest rzeczywiście tak, że trudno znaleźć polskie odpowiedniki. Mi czasami pasuje tylko angielskie słowo i już! Muszę się przyznać, że mam buty, które były Twoim obiektem pożądania 😉 Upolowałam je na allegro za jakieś śmieszne pieniądze 🙂 W linku, który zamieściłam jest look z tymi botkami. Pozdrawiam ciepło!

  • metka_by_traczka
    Posted 11 listopada 2011 08:18 0Likes

    moim zdaniem Włosi robia najfajniejsze mokasyny. Do wyboru, do koloru. Ale nie mogą być zbyt miękkie, mają być porządne, z lekko polerowanej skóry. I chyba najlepiej wyglądają do grubych rajstop

  • misshocked
    Posted 12 listopada 2011 08:15 0Likes

    Mój komentarz będzie filmowy :):
    29.media.tumblr.com/tumblr_luiyvvT1kW1qbsbnoo4_250.gif !

  • blondynechka
    Posted 12 listopada 2011 10:26 0Likes

    Mam takie buty od prawie 7 lat w szafie (niezniszczalnej, z nieznanej i nieobecnej w Polsce włoskiej firmy) i też zawsze miałam problem z ich nazwaniem. Najczęściej mówię na nie pół buty. Jestem mile zaskoczona, że ten fason stał się modny ;).

Leave a Reply