O butach Keds po raz pierwszy usłyszałam, gdy ich twarzą (może powinnam napisać „ich stopą”? ;)) została Mischa Barton, którą w tamtym czasie wielbiłam niczym boginię. Stali czytelnicy z pewnością skojarzą, kiedy to było. Mówiąc niedobitnie, dawno temu. W owym czasie daleka byłam od fascynacji jakimikolwiek tenisówkami, jeśli już miało być sportowo, wybierałam adidasy (niekoniecznie firmy Adidas ;)). Obuwie typu Keds kojarzyło mi się z podstawówką, do której nie miałam ochoty wracać w żadnym aspekcie. Człowiek jednak się starzeje i do pewnych rzeczy widocznie musi dojrzeć po raz drugi. Wiem, że można biegać po mieście w szpilkach (widziałam na własne oczy, tak, zawsze będę wspominać sprint Styledigger, gdy niemożliwe stało się możliwe ;))).
Historia „Kedsów” sięga 1916 roku. Z początku miały nazywać się Peds (od łacińskiego pedis – stopa), ale ta nazwa była już zajęta (wyobrażacie sobie? Niemal sto lat temu, gdy jeszcze nie było domen? ;)))), więc stanęło na Keds, co po indiańsku znaczy „mokasyny”. Rodzaj obuwia, który charakteryzowała gumowa podeszwa, nazwano „sneakers” od angielskiego „sneak aroud” – ponieważ dzięki opatentowanej gumie U.S. Rubber można było się w nich skradać – bez robienia najmniejszego hałasu, co w owych czasach nie szło w parze z gumową podeszwą ;). Myślę, że warto zdawać sobie z tego sprawę, gdy po raz kolejny zamiast „tenisówki” użyjemy spolszczenia (ohydnego według mnie) „sneakersy” (napisała ta, która przed chwilą użyła spolszczenia „Kedsy” :))). Nie będę się zbytnio rozpisywać, przystępnie zaprezentowaną historię butów znajdziecie tutaj.
Egzemplarze na zdjęciach pochodzą z wiosenno letniej kolekcji na rok obecny. O wiele więcej ma swojej ofercie sklep Schaffa Shoes, zarówno w punktach stacjonarnych, jak i w internetowym. Ostatnio najbardziej podobają mi się te zdobione plecionym sznurkiem, ale klasyczne tenisówki nie pozostają w tyle. Zwłaszcza w tych genialnych, letnich kolorach (i nie, jeszcze nie mam dosyć ani pasteli, ani „mandarynkowego tanga”, jeśli wiecie, co mam na myśli :))).
Related Posts


12 Comments
Gość: kraki, 89-78-119-130.dynamic.chello.pl
ale 200 zł za tenisówki??? serio?
Gość: styledigger, dxh218.neoplus.adsl.tpnet.pl
To były czasy! A Kedsy super, zwłaszcza te szunurkowe- jestem wielką fanką espardyli w każdej postaci i wszelkich nawiązań. Tylko polskiego słowa na wszelkie pseudo-sportowe buty mi nadal brakuje- by zweryfikować trafność słowa tenisówki, wystarczy spróbować zagrać w nich w tenisa- kto będzie mógł chodzić następnego dnia, powinien dostać nagrodę w postaci pudła Snickersów.
Gość: Nieszafiarka, 82.160.207.*
Zakochałam się w trzecich od dołu. *____* Chyba zrezygnuję z Vansów na ich rzecz. ; )) Właściwie każdego roku obiecuję sobie, że już nigdy więcej nie kupię sobie żadnych sportowych butów, że potrzebuję jakiś w miarę eleganckich, bo przecież do spódnic średnio pasują, ale kiedy Ty tu pokazujesz takie cudeńka, to jak się oprzeć potem.
Gość: Nieszafiarka, 82.160.207.*
*”sportowych”, a przynajmniej na takie wyglądających. ; ))
Gość: ulala, 31-178-13-44.home.aster.pl
U nas w szkole funkcjonowała nazwa będąca konceptualnym odpowiednikiem „skradających się” sneakersów – cichobiegi ;)))
blondynechka
Te pierwsze w paski w padły mi w oko. Dokładnie, takich butów szukam na lato w mieście. Płaskie, wygodne, z materiału (przewiewne :P). Sportowe a jednak nie do końca (też po latach awersji do sportowych butów, zaczynam je doceniać ;)). Szkoda, że ceny z kosmosu. Mam nadzieję, że się przekłada na jakość i dłuuuuuuuugie noszenie 😉
harel
@kraki: to jeszcze nic przy cenach „sportowych” butów Isabel Marant ;).
@styledigger: potwierdzam – próbowałam grać w tenisa w tenisówkach oraz pięknej tenisowej sukience – oczywiście totalnie niesportowej. Porażka :))) (ale prezentowałam się naprawdę stylowo ;))).
@Nieszafiarka: ja co roku o tej porze mam ambitny plan noszenia tylko kobiecych butów – najlepiej na obcasie. I owszem, noszę, do momentu w którym trafię na coś w stylu Kedsów. Przez wiele lat to były Conversy, w zeszłym roku Chippie, w tym… przypuszczam że któreś z poniższych… 🙂
@ulala: cichobiegi – genialne określenie!
@blondynechka: potwierdzam, ten typ idealnie się sprawdza latem w mieście. Te w paski też mnie kuszą, oj kuszą… 🙂
allglittery
Buty dla takiego lenia jak ja, który prawie zawsze wybierze wygodny but na płaskiej podeszwie zamiast najpiękniejszego cuda na obcasie 🙂 Poproszę drugie i trzecie od dołu.
Gość: kelly, 108-111.echostar.pl
Sportowe buty to nie dla mnie, ale te mandarynki tańczące tango wyjątkowo do mnie przemawiają… niewazne, czy ich parkietem są buty, czy ubrania 😉
well-dressed_mind
Lubię nazwę „pepegi” i „cichobiegi”. Ale najbardziej lubię „szybkie Zbyszki” 🙂
metka_by_traczka
moja babcia na tenisówki mówiła pepegi, od PPG – Polskiego Przemysłu Gumowego, który miał swoją siedzibę w dzisiejszej Fabryce Trzciny w Warszawie 🙂
Gość: myszek, cpc1-nott8-0-0-cust944.12-2.cable.virginmedia.com
a co Harel myśli o Tomsach?