Wszyscy mamy potknięcia. Rzecz to całkiem naturalna. Moim zamiarem nie jest ich wyśmiewanie, lecz rzucenie światła na sprawy, które nie powinny być ignorowane. Stąd część druga (i nie mogę obiecać, że ostatnia) moich i nie tylko przygód z Chłopcami PR-owcami. Przy części pierwszej zaznaczałam już, że tekst nie dotyczy wszystkich, a tylko poszczególnych osób. Powtórzę i dziś. Mnóstwo, wręcz większość PR-owców, z którymi się z życiu zetknęłam, jest tak profesjonalna, że pozostaje tylko im zazdrościć i się od nich uczyć. Ale…
Proszę bardzo, kto ma ochotę, może pisać, że w głowie mi się poprzewracało. Nie mam zamiaru tu udowadniać, że prowadzenie bloga to ciężka praca (zresztą nie jest ciężka, choć owszem, jest to praca) i że mi się należy. Reklam tu nie umieszczam i nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żebym zmieniła zdanie. Jeśli mam ochotę napisać o danym produkcie, a jego przedstawiciel ma ochotę moją pracę wynagrodzić, nie widzę przeszkód – o ile produkt mi się podoba (choć to przecież oczywiste – nie mam ochoty pisać o rzeczach, które mnie nie przekonują). Nie awanturuję się o indywidualne podejście do każdego blogera, choć przyznaję, jest to niezwykle miłe, w niektórych przypadkach po prostu niekonieczne. Ale czasem po prostu ręce opadają. I w takich sytuacjach odpowiedź ode mnie nie nadchodzi.
Zakładam, że jeśli zgłasza się do mnie dana firma, posiada choć podstawowe informacje, na czym mój blog polega albo przynajmniej jak wygląda. Gdy na dzień dobry widzę propozycje wstawienia baneru, a przez miesiąc trzy razy w tygodniu umieszczania zdjęć w ramce z logo firmy, to nie skusi mnie nawet najwyższej klasy sprzęt… tu chodziło o fotograficzny, ale mniejsza z tym.
Pomijam milczeniem wszelkie propozycje konkursów i „giwełejów”. Uwielbiam Was, drodzy Czytelnicy, ale czy chcielibyście dostawać ode mnie prezenty? Nie sądzę. Nie potępiam tych, którzy się na taką współpracę decydują. Po prostu prowadzą nieco inną działalność i tyle. Jeśli to działa, cieszę się ich szczęściem.
Gdy raz czy dwa zgodzę się umieszczać informacje o jakiejś akcji, to nie znaczy, że będę robić to dożywotnio. I wcale nie chodzi o to, że nie dostaję za to kasy. Z przyjemnością informuję Czytelników o wszystkich wydarzeniach związanych z modą, które są według mnie warte uwagi. Ale gdy dostaję wiadomość pełną pretensji, zaczynającą się od słów: „Czy można wiedzieć, kiedy masz zamiar wstawić informację o naszej akcji?”, nie powiem, żebym czuła się komfortowo.
Choć to jeszcze nic. Znajomej blogerce już kilka razy zdarzyło się otrzymać uprzejmie skonstruowaną propozycję współpracy, w której niestety przedrostek „współ” tracił swe znaczenie. Zaoferowawszy swoje warunki, implikujące wspomniany przedrostek, doczekała się (także kilka razy) tak kuriozalnej odpowiedzi, że cudem powstrzymuję się tu przed zacytowaniem całości. „Przepraszam, że w ogóle zaproponowałam współpracę” to tylko drobny wycinek spośród większej liczby obrażonych zdań.
Kolejną zasłonę milczenia spuszczam na propozycje pisania tekstów dla różnego rodzaju portali i promowania ich na swoim blogu oraz „fanpejdżu”. W zamian umieszczą link do mojego blogaska pod tekstem, obiecują też satysfakcję i poszerzenie doświadczenia. O tak, moje doświadczenie poszerza się z każdym nowym e-mailem.
Rozumiem, że nie od razu Kraków zbudowano, tak samo nie od razu dany portal może zaproponować godną współpracę. Można to jednak robić na różne sposoby. Gdybyście wiedzieli, ile tekstów w życiu napisałam za darmo, nawet bez linka pod spodem i miałam z tego przyjemność. Więc da się Harel zdobyć, trzeba tylko wiedzieć jak.
Kolejny „case”, jak mawiają marketingowcy. Zanęcona wizją nowych butów wybrałam się do sklepu marki, która zaoferowała mi je podarować. A raczej jej PR-owiec zaoferował, w dobrej wierze. Przymierzam, wybieram, podchodzę do kasy i zaczynają się schody. Najpierw nikt nic nie wie. Po kwadransie okazuje się, że wie, ale że to już nieaktualne. „Zaszły zmiany”. Szkoda, że nikt mnie nie poinformował. Ja się nigdy o nic nie dopraszam, w życiu nie napisałam ani jednego listu z prośbą o tzw. „dary losu”. Jeśli ktoś mi coś proponuje, zakładam, że robi to z pełną świadomością. Więc jeśli „zachodzą zmiany”, dlaczego świadomość gdzieś ulatuje? Podobno dział PR nie otrzymał informacji o zmianach. Komunikacja to skomplikowana sprawa, zwłaszcza w dobie szalonego rozwoju techniki. Mojego czasu już nikt mi nie odda. A naprawdę mam w życiu ciekawsze rzeczy do roboty niż mierzenie butów. W rezultacie marka nie ma u mnie szans. A szkoda, bo buty świetne i chętnie bym Wam o nich napisała.
Każdy kij ma dwa końce (dziś chyba jakiś dzień przysłów u Harel…), dobrze wiem, że blogerzy potrafią doprowadzać do szału lepiej niż niejeden PR-owiec. Nie wywiązują się z obietnic, stawiają absurdalne warunki, zmieniają zdanie, a na końcu się obrażają. Ale podkreślam, to nie jest walka. Cel podałam na początku tego tekstu.
Obiecuję, że następnym razem napiszę o swoich pozytywnych doświadczeniach. Bo mam. Naprawdę!
P.S. (25.04.2012) Moi drodzy, przypuszczałam, że tekst może wywołać wilka z lasu, nie spodziewałam się tylko, że będzie to akurat taki wilk. Wydawało mi się, że nie ma czego wyjaśniać, ale najwyraźniej byłam w błędzie.
Przyznaję więc, że… po pierwsze tekst jest mocno wewnętrzny i rzeczywiście nie każdy z Czytelników go potrzebował. Po drugie podpisuję się pod nim, choć mogę tym niektórych rozczarować – nie było to moim zamiarem, ale, że pozwolę sobie przytoczyć finał pewnego czarno białego filmu, „Nikt nie jest doskonały”. Po trzecie (a może wciąż po drugie) spora liczba osób poczuła się dotknięta moim stwierdzeniem, że choć buty świetne, to o nich nie napiszę. Nie chciałam Was tym urazić, bądźcie pewni. Nie każdy może to rozumieć, choć mam wprawę w posługiwaniu się językiem pisanym, nie mam kontroli nad tym, jak zostanie odebrany. Nie tyczy się ono Was w żadnym stopniu, tylko marki, której przedstawiciele się nie popisali. Jest dla mnie naturalne, że jeśli gdzieś mnie źle traktują, nie będę potem zachęcać do odwiedzenia tego miejsca.
A sugestię jednej z Czytelniczek, by takimi sprawami dzielić się na Facebooku, nie tu, wzięłam do serca i poważnie przemyślę. Dziękuję Wam za wszystkie i pozytywne, i negatywne opinie. To jest dla mnie ogromnie ważne, że chciało Wam się poświęcić cenny czas i zabrać głos.
30 Comments
Gość: , stargate103.tvn.pl
Ale to jest słabe! Reklam nie umieszczasz, bo jesteś niezłomna i nieprzekupna, ale ponieważ nie dostałaś butów za darmo, to nie napiszesz jaka to firma, mimo, że buty świetne!!! Żen!
harel
@stargate: …no ale mnie wkurzyli tym… Co mam zrobić… Chyba jednak dali powód do wkurzenia, czyż nie?
harel
@stargate: jak ja dziś szatkuję te odpowiedzi. Przede wszystkim nie wkurzyłam się, że nie dostałam butów za darmo, tylko że nie poinformowali mnie o zmianach. Mam nadzieję, że to wynika z tekstu.
Gość: milka, afeb93.neoplus.adsl.tpnet.pl
Ciekawe ile likeów stracisz przez ten tekst na Fb…
Gość: Effy, nat-bem2-75.aster.pl
Zgadzam się z pierwszym komentarzem, skoro buty są świetne to powinnaś o nich napisać.
harel
@milka: tym akurat się nie przejmuję.
@Effy: dumę do kieszeni? Może kiedyś napiszę, choć na razie naprawdę nie mam ochoty.
Gość: styledigger, dym14.neoplus.adsl.tpnet.pl
Tu nie chodzi przecież o to czy Harel buty dostała czy nie dostała. Chodzi o to, że firma zaproponowała jej buty w prezencie, po czym wycofała się z propozycji, nawet jej o tym nie informując, czyli PRowo strzelili sobie w stopę, przy okazji marnując czas Harel i stawiając ją pewnie w potwornie głupiej sytuacji w sklepie. W życiu bym o takiej firmie nie napisała, choćby robili najpiękniejsze buty świata. Bo liczy się nie tylko design, ale i podejście (i szacunek) firmy do klienta i współpracowników, nawet jeżeli to „tylko” blogerzy. „Powinnaś o nich napisać”- mam wrażenie że to bloger decyduje o tym co powinien robić, a co nie, na swoim własnym blogu?
Gość: miss, aekt47.neoplus.adsl.tpnet.pl
A dlaczego jak ktoś robi w balona to jeszcze mu przysługę robić? Nie sam produkt się liczy, ale też cała otoczka i głównie to drugie się liczy w zdobywaniu sympatii klienta. Często kupuje się nie dlatego, że się podoba, tylko dlatego, że ma metkę ( znaczy jak widzisz metkę to od razu wpada w oko;) No i z jakiegoś powodu te metki wybieramy- ktoś na nasze uznanie musiał długo pracować..
harel
Tajemniczej marce to bardziej na rękę, jeśli o niej nie napiszę. Sporo racji mają Styledigger i Miss. Nie należę do obrażalskich, co stali czytelnicy bloga na pewno już dawno zauważyli. Chodzi mi o nic innego jak najzwyklejsze poszanowanie czasu drugiego człowieka. Sytuacja rzeczywiście była głupia, tragedii nie było, ale nie lubię się tak czuć. A swoją drogą osoba odpowiedzialna za PR tej marki też została postanowiona w niezręcznej sytuacji. Bo nawet jeśli to nie jej wina, niestety pretensje skumulowały się zapewne na niej.
Gość: kaja, 87-207-184-10.dynamic.chello.pl
Harel tak trzymaj! 🙂 Jesteś konsekwentna w tym co robisz i piszesz oby tak dalej! Będąc blogerem mogłabym cię mieć za mentora. Pozdrawiam!
Gość: kelly, 108-111.echostar.pl
To ja dodam, że jeśli ktoś nie przestrzega pewnych ustalonych zasad, reguł, umowy – nie polecam go. Nie dlatego, że czegoś nie dostanę, bo nie o to chodzi, ale… chcę, o ile mogę, polecać to, co jest GODNE polecenia. Jeśli np. zamówię sobie jakąś rzecz i jestem niezadowolona z usługi i jakosci, to raczej nie napiszę o tej firmie, nawet jeśli design tych rzeczy jest jak najlepszy. To wg mnie wyznacza rodzaj uczciwości wobec czytelników.
allglittery
Przykre jest to, że taka dziecinada zdarza się wśród osób, które powinny doskonale wiedzieć jak powinno wyglądać nawiązywanie współpracy. I nie jest tu ważne czy stroną umowy jest przedstawiciel jakiejś marki czy blogger. Każdy chce byc traktowany poważnie i tyle. Dziwi mnie to obrażalstwo i brak komunikacji między poszczególnymi osobami w obrębie firmy, jak to miało miejsce w sytuacji z butami. Zupełny brak profesjonalizmu :/
jagnesjag
A ja mam pomysł dla chłopców i dziewcząt z PR-u: zanim wystosują jakikolwiek mail w zw. ze współpracą niech sami, przez kilka miesiecy poprowadza bloga. Własnego. Zakładam, że bardzo szybko dostaną propozycje współpracy skrojone na ich miarę od koleżanek i kolegów z innej agencji. Przyznaję, nawiązanie współpracy nie jest łatwe, ale zaczyna się od czegoś banalnego – od dialogu. Pisałam to już pod poprzednim postem o tej tematyce, ale się powtórzę: sprawdzcie jak się nazywam i o czym prowadzę bloga zanim napiszecie ” Dzień dobry, tu firma X, czy zechciałaby Pani napisać o naszych wiertarkach?”.
Gość: fashionitka, 94-75-110-9.home.aster.pl
To ja w takim razie dodam, że jestem PR-owcem (choć obecnie mniej) i prowadzę bloga ;-)! I bardzo jest przykro dostawać takie maile, wiedząc, że w głównej mierze PR-owcy odpowiadają za komunikację danej marki, a podstawowa komunikacja z partnerami i zdobywanie biznesu odbywa się właśnie na takim poziomie. Dodam, że brak tej komunikacji uznaję za jeszcze gorszy i chyba ze dwa/trzy razy zdarzyło mi się, że ktoś mi odpisał na maila z moimi pytaniami nt. współpracy. Chyba jak nie ma na wstępie „Witam, oczywiście zgadzam się” mail automatycznie zostaje skasowany ;-)!
Gość: lona, host-n1-107-62.telpol.net.pl
Harel no jak Cię szanuję tak proszę, takie rzeczy nie zasługują na oddzielnego posta, pisząc te kawałki wychodzisz na bufona. Skoro buty byly dobre, to trzeba je bylo wziac bo nie butow wina, ani pani sprzedawczyni, że gdzieś na górze zmienił się dyrektor i anulował umowy z blogerkami. Zastanów się jaki przekaz dajesz pisząc, że „harel można zdobyć” – choćby to bylo dowcipne i autoironiczne, to w kontekście ten żartobliwy wydźwięk traci. Właściwie nie wiem czemu służy ten post… chciałaś się pożalić? Pokazać, że jesteś antylanserem, znawcą marketingu? Naprawdę nie rozumiem, jakie te mailowe kontakty z firmami mają znaczenie dla rpzeciętnego czytelnika bloga… To tak, jak dziennikarze w mediach rozprawiający w kółko i tym, że poziom dziennikarstwa spada na psy. Nie warto kręcić się wokół własnej osi, klasą jest raczej spuścić na te współpracowe wpadki zasłonę milczenia, ewentualnie żartobliwie skomentować poszczególne przypadki na fan pejdźu (jak to robi np. miesięcznik „Press” – swoją drogą polecam, to daje świetny obraz o codzienności redakcji i ejst przy okazji bardzo zabawne). Pozdrawiam, Lona
Gość: komola, afef142.neoplus.adsl.tpnet.pl
Jeśli firma X zwabia blogera, który wcale specjalnie butów nie szuka, do swojego sklepu, mamiąc go obietnicą pary butów w zamian za ich recenzję, a potem zmienia zasady, to bloger, który mimo to bedzie promował firme i buty tej firmy będzie tym samym wspierał( nagradzał) nieuczciwe gierki firmy., i zachowanie patologiczne stanie się normą.
Gość: taktak, 213.25.93.18*
Nie zgadzam się z niektórymi opiniami powyżej. Mam wrażenie, że i tak byłaś bardzo w porządku w stosunku do firmy o której mowa w poście (w przeciwieństwie do nich). W Polsce za dużo jest wciąż podejścia pt „jest jak jest, trzeba to zaakceptować, trzeba ustąpić”. Dlatego te usługi stoją na poziomie na jakim stoją. Sytuacja w jakiej postawiła Cię ta firma w sklepie jest w moim odczuciu skandaliczna! Dzisiejsze ceny butów i nie tylko nie zawierają już ceny samego produktu, ale też poziom usługi jaki dana firma świadczy. Konkurencja jest tak duża, że zarówno produkt jak i jego dystrybucja muszą być na najwyższym poziomie aby wygrać wyścig o konkurenta. Czasy w których dotykanie ciuchów w sklepach kończyło się przykrą uwagą na szczęście się skończyły i na zakupy nie idziemy aby sfrustrowana Pani w sklepie mogła nami poniewierać. Burdel informacyjny nie jest winą klienta i nawet jeśli dana marka sprzedaje największe cuda na świecie nie dziwie się, że złe doświadczenia w obsłudze mogą spowodować, że po ich produkty się już nie sięgnie. Wg mnie miałaś pełną rację Harel !
Gość: , chi41.neoplus.adsl.tpnet.pl
Za kogo ty się Harel uważasz, że masz czelność to pisać co?
metka_by_traczka
a mnie zabrakło „juicy” kawałków z konkretnymi przykładami, która to marka, która to agencja PR. Historia z butami żenująca.
harel
@kaja: dziękuję, to dla mnie bardzo ważne słowa!
@kelly: no właśnie – przecież nie chodzi o to, że CZEGOŚ NIE DOSTAŁAM (i jestem obrażona), tylko o całokształt. Bo czy jestem klientem, czy blogerką, to naprawdę wszystko jedno. Pewne rzeczy po prostu nie powinny mieć miejsca. Ale mają i jestem pewna, że będą się zdarzały. Jedyne, co mogę zrobić, to o nich pisać. Uczciwie.
@allglittery: wydawałoby się, że to podstawowe sprawy…
@jagnesjag: a Ty nie byłaś panem w pewnym momencie? Bo ja bywam jak najbardziej, choć akurat nie jest to tak dziwne, w końcu Harel to imię męskie 😉
@fashionitka: a to też często się zdarza. Pytam i mój mail gdzieś się gubi w przestrzeni i nigdy nie nadchodzi odpowiedź 😉
@Lona: słuszna uwaga o fanpage’u. Wiesz, nie pomyślałam o tym, że mogłabym się dzielić tymi perełkami właśnie tam – może po prostu jeszcze młoda jestem, przynajmniej w kwestii Facebooka ;). Z drugiej strony chyba jednak wolę „walnąć” tu czasem jeden porządny tekst niż się rozdrabniać tam.
W tekście absolutnie nie chciałam się żalić, zresztą wspomniałam na początku, uważam, że o pewnych sprawach trzeba pisać. Być może blog o modzie nie jest najlepszym miejscem, ale gdzie miałabym umieścić te słowa, jeśli nie tu?
Znawczynią marketingu nie jestem i nigdy się za nią ani nie uważałam, ani nie podawałam. Jestem blogerką, która, chcąc, nie chcąc, zbiera doświadczenia i czasem ma ochotę się nimi podzielić.
Dziękuję za wszystkie uwagi, także krytyczne. Ogromnie cenię, gdy komuś się chce, mimo zniesmaczenia, podzielić tu swoim zdaniem. Mam nadzieję, że niesmak minie. Kolejny wpis będzie już o modzie.
@komola: i właśnie dlatego uważam, że takie sytuacje trzeba opisywać.
@taktak: ja mam chyba alergię na takie traktowanie. I nie chodzi o jakieś osobiste sprawy, bardziej o całokształt. Nie mam ochoty (i zdziwiłabym się, gdyby ktoś miał) wracać do miejsca, w którym zostałam źle potraktowana, nawet jeśli chodzi o tak banalną sprawę, jak powyższa.
@Gość: to jest pytanie wręcz filozoficzne. Muszę się zastanowić, odpowiedź umieszczę, jak tylko ją odnajdę.
@metka_by_traczka: postanowiłam nie być aż tak okrutna, jak mogłabym być ;).
jagnesjag
Żeby tylko Panem:) Najczęściej jestem bezpłciowym tworem bez imienia:D A tak na serio: niestety bardzo często osoba, która do mnie pisze – takie mam wrażenie – posiada tylko i wyłącznie adres mojego maila i na nim opiera swoją wiedzę na temat mojego bloga. Zakładam, że zdjęcia się spodobały to dodała mój adres do listy mailingowej.
Gość: klaudia, 85.112.198.12*
Absolutnie nie powinnaś podawać nazwy tej firmy od butów. Zachowali się niepoważnie, postawili w bardzo niekomfortowej (moim zdaniem) sytuacji i człowiek odpowiedzialny za to powinien ponieść konsekwencję a nie dostać nagrodę w postaci reklamy na harel.blox.. 🙂
Gość: miss, aelo247.neoplus.adsl.tpnet.pl
Ale Ty masz cierpliwość Harel odpisywać tym wszystkim co Cię łapią za słówka i ” czytają ze zrozumieniem” . Gdybyś podała nazwę firmy ( choć już pewnie niektórzy się domyślili) to Ja już bym do tego sklepu nie poszła i pewnie wielu innych. Więc Harel -wychodzi na to ma dobre serce i maniery.
adamant_wanderer
Że co? że skoro buty są świetne, a firma zrobiła z Ciebie kretynkę, to mimo wszystko powinnaś napisać jakie były fajne? Haha, dobry żart;).
Idealnie napisała pani „taktak, 213.25.93.18*”, zgadzam się w 100%. Jak się chce zdobyć klienta, to trzeba się postarać, nie tylko o ładny model bucika, ale przede wszystkim o całą resztę. Jak klient nie wymaga, to usługi firmy zostają na marnym poziomie, a konkurencja nie śpi…
I faktycznie Harel, nie wiem jak miałaś w ogóle czelność napisać takiego posta, po prostu szczyt zarozumiałości buaha;)).
blondynechka
W przypadku butów dobrze zrobiłaś, w końcu umowa to umowa (nie mówię tu o formalnym zapisie)… zmiana zdania w ostatnim momencie kończy się przykrością i rozczarowaniem. Podobnie, gdy idziemy do sklepu z bonem na 20% zniżki, wybieramy ubrania, a tu się okazuje, że promocja jest tylko na skarpetki za 2 zł.
A marketingowcą się dziwię, że tak naciskają. W końcu żeby dobrze zareklamować produkt trzeba być do niego przekonanym i musi być zgodnym z naszym światopoglądem. Jeśli nie jesteśmy przekonani, to nawet tekst od najlepszego copywritera będzie niewiarygodny i trącił fałszem.
Gość: Anita, 87-204-92-210.cable.pruszcz.turmak.pl
A mnie tekst ten bardzo się spodobał. Codziennie egzystuję otoczona osobami, które mają tzw. „probelmy z komunikacją”. Moja praca polega na tym, że potem to ja muszę przepraszać, godzić zwaśnione strony i tłumaczyć nadęte bufony dlaczego na spotkanie nie przyszły albo nie wywiązały się z innych licznych obietnic palcem po wodzie pisanych. W dzisiejszych czasach tak łatwo rzucić słowa na wiatr i nigdy nie wywiązać się ze swojej obietnicy bo niektórym brak odwagi cywilnej, żeby z klasą zachować się w każdym momencie – nie tylko wtedy kiedy czegoś potrzebujemy!
Gość: Koczilla, 178235216162.unknown.vectranet.pl
Nie piję do tego konkretnego artykułu, ale skoro już rozmawiamy o profesjonalizmie na linii sponsor-bloger…
Blogerzy mają też sporo za uszami. I to nie tylko przez to, że w licznych przypadkach „za tanio się sprzedają”.
Irytującym bywa czytanie o profesjonalizmie, dbałości o czytelnika, budowaniu zaufania i jednoczesne przekonywanie się, że te same osoby, które tak chcą być szanowane i dostawać jedynie poważne oferty, „w poważaniu” mają zarówno odbiorcę bloga (np. nie odpisują na mejle lub odpisują w stylu „doradzam poszukanie w Google”) jak i kooperanta (reklamują podesłane przez niego produkty na od…..ol, podają w sponsorowanych notkach informacje przesłane przez producenta, ale w komentarzach dopisują, że w sumie o produkcie niewiele wiedzą, więc z dalszymi pytaniami to nie do nich).
Jak zaznaczyłam na początku, ten wpis nie jest żadną aluzją do działalności autorki niniejszego bloga. Może tylko drażnią mnie osobiste wycieczki (bo chyba jasne, że motywacją do tego posta była nieudana transakcja i związany z nią zawód) pod płaszczykiem pogadanki o standardach.
Żeby już nie wyjść na totalnego hejtera, dodam, że tutaj to i tak pełna kultura. (Plus za zatajenie nazwy firmy, co by się nie pastwić). Na blogach poświęconych kosmetykom swego czasu zawrzało, gdy jedna blogerka uraziła sponsora i zaszło podejrzenie, że to „popsuje rynek”. Upubliczniono jej nick, nazwę bloga oraz szczegóły niefortunnego zajścia, a pod każdym wpisem nawiązującym do wydarzenia zabrał się istny sabat czarownic nawołujący do zbojkotowania bloga i oczywiście zgorszony, jak można być tak „nieuczciwym”, „nie szanować cudzej pracy” itd.
Pozdrawiam i może się doczekam wspomnienia o tym w notce Chłopcy PR-owcy nr. 3 🙂
Gość: Koczilla, 178235216162.unknown.vectranet.pl
P.S.:
„mam wrażenie że to bloger decyduje o tym co powinien robić, a co nie, na swoim własnym blogu? ”
Styledigger, ten argument to jeden z moich ulubionych w odpowiedzi na rzeczową polemikę. 😀 Powinnaś jeszcze dodać, „nie podoba się – nie czytać!”
Mam wrażenie, że skoro bloger upublicznia swoje przemyślenia, to powinien liczyć się z tym, że ktoś będzie miał inne zdanie i w dyskusji przygotować sobie lepszy zestaw replik niż takie w stylu „bo tak!”
harel
@Koczilla: A zastanawiałam się, czy pisać o tym konkretnym przypadku, czy lepiej go przemilczeć i pozostać tą zawsze miłą i kochaną ;). Motywacją nie był, choć być może trudno w to uwierzyć. Liczyłam się z tym, że pojawi się krytyka, choć nie spodziewałam się, że akurat ten fragment wzbudzi największe emocje. Cieszę się jednak, że sporo osób napisało coś więcej niż „za kogo ty się uważasz?” ;).
Co do blogerów… Jak ja dobrze o tym wiem. Jak dobrze. Może nawet za dobrze. Brak klasy to najłagodniejsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy. Chamstwo – odrobinę mocniejsze, choć jeszcze daleko do ekstremum. Zresztą swego czasu o tym pisałam tutaj: harel.blox.pl/2011/01/A-co-oni-umia-ci-mlodzi-wilcy.html – wtedy jednak nie wiedziałam o wielu rzeczach, o których teraz wiem, co wcale mnie nie cieszy.
Chyba w każdej dziedzinie jest tak, że pewne osoby robią więcej dobrego, a pewne więcej złego. Pojawia się kwestia zachowania odpowiednich proporcji. Mam nadzieję, że większość blogerów – tak jak i większość PR-owców – jest odbierana pozytywnie.
Zaznaczam tu obecność pewnych spraw, wydaje mi się, że moje słowa są przejrzyste jak niczym niezmącona tafla wody, ale niestety i tak muszę się zmagać z różnego rodzaju oskarżeniami. A może wcale nie muszę? 😉
A podsumowując wszystko, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek pojawi się tu trzecia część serii. Co nie znaczy, że jej nie napiszę. Po prostu przyszedł nowy pomysł. Nie wiem, czy udźwignę go sama, czy siostry blogerki pomogą, zobaczymy. Na razie tajemniczo, żeby nie zapeszyć ;).
Gość: Krywulka, 195.117.124.*
Ja uważam, że takie teksty powinny się pojawiać i to właśnie na blogu, a nie na fanpejdżach i innych takich (zresztą dlaczego czytelnicy mają ich tam poszukiwać, skoro czytują bloga?), jak już napisałaś wczesniej, jest to „rozmienianie się na drobne”. Zresztą wydaje mi się, że tak jest w blogsferze (nie całej), że blogerki(nie wszystkie) kreują swój idealny obraz na blogasku, na portalach społ. poruszają zaś bardziej przyziemne kwestie (a już w komentarzach u koleżanek jako anonimy dają całkowity upust swej nagromadzonej „złej energii” -ale to już dygresja zupełnie na boku). Do rzeczy -temat jest związany z blogsferą, więc warto o nim poczytać, jeśli jest przy tym dobrze i profesjonalnie opisany. Przynajmniej pokazuje drugą stronę blogowego medalu, a drugie strony chyba też chcemy znać?
PS. Komentarz komentarza Styledigger popieram -nic tak nie rozbraja jak odpowiedzi blegerów w stylu: „mój blog, moja sprawa” czy o krok dalej „nie podoba sie nie czytaj:)