Banan? Nietoperz? Tańczące pingwiny? Kto widział ten pokaz, pewnie nie dziwi się moim pierwszym słowom. O co chodzi? O test Rorschacha, który stał się inspiracją dla jedynego deseniu obecnego w kolekcji Agaty Wojtkiewicz. Nawet jeśli nie kojarzycie nazwy testu, z pewnością wiecie, na czym polega. Choćby z filmów. Pojawił się w „Virgin Suicides” Sofii Coppoli, „Rodzinie Adamsów”, lecz także w kreskówkach „Two Stupid Dogs” czy „Beavis and Butthead”. Jego alternatywna nazwa brzmi „test plam atramentowych”. Teraz chyba już wszystko jasne. A swoją drogą podobno w filmach nigdy nie pojawiają się oryginalne plansze, w trosce o zachowanie spontanicznych reakcji pacjentów na te prawdziwe. Choć od kiedy wyciekły do internetu, skuteczność testu zmalała chyba dokumentnie. O ile zakładamy, że kiedykolwiek był skuteczny, ale to już nie moja rzecz (zainteresowanych odsyłam tutaj).
Poza testowymi plamami ujętymi na sposób psychodeliczny (jakżeby inaczej…!) kompletnie rozbroiły mnie elementy z moheru (a przynajmniej na takie wyglądały – chętnie poznam fachową nazwę surowca, jeśli taka istnieje ;)). Dzięki nim zrobiło się znacznie bardziej jesiennie niż zazwyczaj u Agaty Wojtkiewicz bywa. Swetry i płaszcze przekonały mnie w stu procentach. Sukienka – cóż, chętnie obejrzałabym ją na przeciętnej kobiecie. Były jeszcze moherowe spodnie, trudne w noszeniu jak cholera, ale za to świetnie spinające tę część kolekcji. W którymś momencie pokazu odniosłam wrażenie, że coś idzie nie tak. Wraz z szarym obszernym płaszczem, o którym marzę od momentu ujrzenia, nawet jeśli miałabym w nim utonąć, zakończyła się jesień, a zaczął… Sylwester? Nie zrozumcie mnie źle. W poprzednim wpisie dzielnie broniłam surferskich dzianin Bereniki Czarnoty i zatartych pór roku. Tu po prostu coś zgrzytnęło. Wciąż było spójnie (czy to będzie teraz moje ulubione słowo???), ale zniknął pazur, który z początku przyniósł natychmiastowy zachwyt. Nie napiszę, że to były zwyczajne, nijakie sukienki. Wcale nie. Ale nie wiem dlaczego wolałabym, żeby pokaz zakończył się przed nimi. Być może była to w wydaniu tej akurat projektantki tak zwana „oczywista oczywistość”? Może niepotrzebny (przynajmniej według mnie) sygnał, że to, z czego jest powszechnie znana, nie zginęło pod warstwami włochatej wełny i atramentowych plam? Wciąż się zastanawiam, więc puenty nie będzie…
9 Comments
modologia
Właśnie spastwiłam się u siebie nad podejściem recenzentów/ek do używania określeń takich jak „spójność”, więc uśmiechnęłam się pod nosem czytając Twój wpis 😉 A co do kolekcji – jeden element po prostu wyprowadził mnie z równowagi, więc jak równowaga mi wróci, to i wrócę z ciągiem dalszym do komentarza.
Gość: Amodna, 88.220.176.20*
Uwielbiam, ubóstwiam, oglądam z wypiekami na twarzy. Ta kolekcja jest moim zdaniem rewelacyjna. Moja mama krawcowa mówi, że to rzeczywiście może być moher albo angora. Pozdrawiam 🙂
Gość: , cje13.neoplus.adsl.tpnet.pl
moim zdaniem, to angora 🙂 piękne płaszczyki, reszta średnio mnie urzekła
Gość: Fashion Split Personality, adbu123.neoplus.adsl.tpnet.pl
Podczas przerwy pomiędzy pokazami rozmawiałam z kilkoma osobami z branży i zapytano się mnie co sądzę o kolekcji Agaty. Moje początkowe milczenie i późniejsze wertowanie kartek w notesie mówiły same za siebie. Kolekcja poprawna, ale szału nie było.Miałam wrażenie, że zostały zestawione ze sobą dwie różne kolekcje…. Szkoda, że nie dopracowano chociaż muzyki lub choreografii – czasami te elementy potrafią obronić cały pokaz i ukryć jego niedociągnięcia.
harel
Angora!!! Kompletnie zapomniałam o jej istnieniu. A przecież w czasach podstawówki (przynajmniej mojej ;)) sweterki z angory stanowiły zło konieczne (choć raczej chodziło o kolorystykę, nie sam surowiec ;)). Dziękuję za pomoc!
Gość: J.O.B, cpe-66-25-165-14.austin.res.rr.com
Za czasów twojej podstawówki, Ewa, angory w Polsce nie było 😉 Mówiło się angora na wszystkie puchate rzeczy z plastiku, króliki nie miały z nimi nic wspólnego 😉
Z ekranu monitora, przy silnym sztucznym świetle rzucanym przez reflektory na wybieg — bardzo trudno stwierdzić, czy to angora (z królika) czy moher ( z koziej wełny). są bardzo podobne, angora jest odrobinę bardziej połyskliwa ( ale to też zależy od obróbki włosa) i dużo lżejsza. Było macać — miałaś okazję 😉
Gość: J.O.B, cpe-66-25-165-14.austin.res.rr.com
z drugiej strony — te puchacze na zdjęciach wyglądają, jakby były wykonane z parzonej wersji surowca, a angory chyba się nie parzy, więc moher?
Gość: kelly, epv242.neoplus.adsl.tpnet.pl
Ten wzór jest ciekawy i mam wrażenie, że wyjątkowo twarzowy – szczególnie w tym połączeniu kolorystycznym. Puchate rzeczy też na duży plus – i znów połączenie lekkie+ciężkie zdało egzamin.
Gość: Grace, c-71-57-114-220.hsd1.il.comcast.net
Nic nie wygląda dobrze, nawet na zgrabnych modelkach. Mogę lubić tkaniny, kolory, ale chciałabym się przynajmniej „jakoś” prezentować. Akurat w tej kolekcji doszukiwałabym się plusów na siłę.