Zero podziałów. I kropka. Oto kolejna udana kolekcja Nenukko. Tym razem projektantki postanowiły przyszyć metkę do każdej możliwej części garderoby – przynajmniej takie odniosłam wrażenie, oglądając pokaz. Nenukko tu, Nenukko tam… I tak nie do pomylenia z niczym innym, razi teraz w oczy kwadratowym kawałkiem sztucznej skóry. Lubię ten kawałek na torbie Bao, którą noszę od jakiegoś czasu, ale czy będę musiała go polubić także na odzieży? Zastanawiałam się, czy nie był to rodzaj żartu. Formy, do których przyzwyczaiła nas marka, obecnie są powielane przez mnóstwo nowopowstających, nazwijmy to, kolektywów odzieżowych – mało oryginalnych, wręcz tą wtórnością wkurzających. Za Nenukko kryje się cała filozofia. Wiem, mocne słowo, ale jednak. Nie chcę się powtarzać, idee projektantek przybliżałam w poprzednich tekstach. Może chciały podkreślić swoje przesłanie poprzez te proste kwadratowe znaczki? Podpisać dzieło, jak ma w zwyczaju większość artystów?
Będę się upierać, że Nenukko nie wymaga podpisywania. Wciąż się rozwija, aż przyjemnie patrzeć. Sylwetki ewoluują, nie zapominając o przeszłości. Jedyny minus? Materiały bywają kiepskie. Dosłownie. Nie wiem, jak w przypadku obecnej kolekcji, ale w przeszłości zdarzało się, że odmawiałam sobie zakupu tylko dlatego, że pielęgnacja danego ciucha wymagałaby ode mnie zbyt dużo zachodu – przy czym dzianina nie wydawała się niczym szczególnym.
Wracając do Point Zero, ogromnie miła dla oka była paleta kolorów. Granaty, chabrowe błękity, wszystkie odcienie szarości. Swoją drogą melanżowa szarość, którą chyba mało kto jeszcze trawi, jedynie w tej łódzkiej kolekcji dała radę się obronić. To zdecydowanie zasługa przemyślanych i niebanalnych krojów. Sporą rolę odgrywały drobne smaczki. Fałdki, podwójne kieszenie i nogawki, kwadratowe łaty, lampasy…
Pojawiło się sporo pikowań: większych, mniejszych, w kształcie rombów i kwadratów. Odnoszę wrażenie, że to nasz polski trend numer jeden. Nie wiem, czy w hurtowniach nagle pojawiło się mnóstwo tego typu surowców, czy zadziałał przypadek – muszę tu skompilować wszystkie pikowane (skądinąd w większości bardzo udane) propozycje z Łodzi.
Cieszy też obecność swetrów. Takich całkiem zwyczajnych, solidnych, jakby ręcznie dzierganych (nie jestem w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście zostały zrobione ręcznie, aż tak dobrego wzroku nie mam). W stereotypowy sposób podkreśliły zimowy charakter kolekcji. I bardzo dobrze. Czasem stereotyp dobrze robi. A u Nenukko na szczęście nigdy nie ma ich zbyt wiele.
Fot. Łukasz Szeląg
4 Comments
kelly
Piękne rzeczy. I nenukko zawsze jest świetnie wystylizowane!
harel
O tak. Stylizacja zawsze jest perfekcyjna. Człowiek jest w stanie uwierzyć, że mógłby żyć tylko w ich ciuchach 🙂
lobelia
Niestety zgadzam się co do materiałów. Mam kilka rzeczy Nenukko – fasony świetne, do staranności szycia nie można się przyczepić, ale sam materiał warto byłoby przemyśleć. Nie mam jakiejś histerycznej obsesji „naturalnych” materiałów (zresztą jakość tych naturalnych też bywa różna), rozumiem, że marka ma taką a nie inną filozofię. Jednakże po zakupie bluzy/płaszcza, który a) jest szorstki jak nieszczęście b) brzydko pachniał i trzeba go było wietrzyć c) ma świetny fason i fajnie wygląda, noszę warstwowo, ale na wierzch, to jakoś z mniejszym entuzjazmem zapatruję się na zakup kolejnych rzeczy tej marki. Zwłaszcza, że przy niektórych same projektantki uprzedzają, że materiał jest „dość szorstki”. Jako, że kupiłam coś, przy czym takiej adnotacji nie było, to chyba w tym momencie chodzi o papier ścierny…
harel
No właśnie. To może ich taki industrialny, nazwijmy go, urok. Fasony są genialne, tak jak piszesz, wykonanie też, ale czasem aż szkoda, że projektantki decydują się na taki a nie inny materiał. Oczywiście to ich wizja i nic nam do tego. Tylko filozofia filozofią, a chciałoby się te rzeczy normalnie użytkować. Choć piszemy o wyjątkach, nie o całości.