Kusi mnie ogromnie, żeby przepisać sporą część relacji z poprzedniego pokazu linii Basic Łukasza Jemioła. Bo wciąż nie zmieniłam zdania i wciąż tęsknię za „starym dobrym Jemiołem”. Z drugiej strony, choć piać z zachwytu wciąż nie będę, zaczynam rozumieć rzeczony fenomen. Projektant już po raz drugi z założenia zaprezentował w Łodzi rzeczy proste, uniwersalne i łatwe w interpretacji. Coś takiego chciałabym oglądać na przykład w którejś z polskich sieciówek – byle w rozsądnych cenach, których akurat u tego pana spodziewać się nie można.
Tym razem miałam sporo skojarzeń z estetyką skandynawskich marek, choćby Cheap Monday. Przystępny koncept, nienarzucająca się kolorystyka plus to coś, co nie pozwala oderwać wzroku od razu. Jesienna kolekcja wydaje się bardziej różnorodna – nie tylko pod względem fasonów, ale też wykorzystanych surowców. Dzianiny rozmaitej grubości i struktury, denim, połyskująca bawełna. W kolorystyce raczej letniej niż zimowej, ale słowo „basic” sprytnie jej broni.
Łukasz Jemioł bawi się typowymi i nieco ogranymi już fasonami. Dzięki temu mamy ramoneski z kapturem, bluzy i spodnie z nietypowymi (i wyciągającymi sylwetkę) przeszyciami albo trencz z drobnej siatki. Niektóre modele zostały celowo przybrudzone, co dało przyjemny efekt znoszenia. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że gdzieś już widziałam nieregularnie farbowane na granatowo końcówki nogawek. Przyszła mi na myśl kolekcja Boom Boom Baltic Michała Szulca. Oczywiście nikt nie ma monopolu na tego typu zastosowanie barwników, poza tym (podobno) nie powinno się porównywać projektantów ze sobą, ale… Zresztą czym jest moje porównanie wobec zarzutów zamkniętego światka polskiej mody o kopiowanie przez Jemioła pomysłów Roberta Kupisza pół roku wcześniej?
Fot. Katarzyna Ulańska
2 Comments
Kinomaszyna
Czarna sukienka jest obłędna!
nie mogę się na nią napatrzeć…
Kinomaszyna
(ta druga, na zdjęciu nr 7. Chociaż wcześniejsza też jest niczego sobie ;))