Przeniosłam się w czasie. Niemal dosłownie. Wraz z Tobiaszem w ostatni poniedziałek wylądowaliśmy w wielkiej sali warszawskiego hotelu Victoria, otoczeni miniaturowym jedzeniem, sporymi obrazami zwisającymi zbyt nisko, by nie zwracać na nie uwagi (jeden z hukiem zleciał na pewną panią) oraz tłumem ludzi po części jakby wyjętym wprost z lat dziewięćdziesiątych. Elegancja Francja. Albo, jak kto woli „sen gangstera o luksusie” (tu odsyłam do zbyt szybko wzbogacających się bohaterów filmów Martina Scorsese). Przepych. Niezbyt gustowny (o ile można o tym dyskutować…). Zazwyczaj nie zwracam na to uwagi, ale tym razem (nie wiem dlaczego) się nie dało.
Wracam do sedna. Choć mogło się to w pewnym momencie wydać trudne do sprecyzowania, znaleźliśmy się tam, by obejrzeć kolekcję Joanny Klimas na jesień/zimę 2013/14 pod tytułem „Contradictions”. Ponieważ ostatnio na Facebooku marki pojawiło się kilka zdjęć z odległej przeszłości, zastanawiałam się, na ile projektantka pozwoli sobie na sentymenty, a na ile będzie trzymać się lat obecnych. Jej powrót kilka lat temu był totalnym zaskoczeniem. Oczywiście nie ze względu na fakt samego powrotu, ale na stylistykę, jaką obrała. Czy etniczna Klimas się broniła? Do dziś nie jestem pewna. Ale cieszę się, że potem nie trzymała się kurczowo tamtego pomysłu. Swoją drogą zastanawiam się, ile czasu musi minąć, żebyśmy zapomnieli, że Joanna Klimas miała przerwę w twórczości. Media zdają się trąbić głównie o tym, a przecież, o ile dobrze liczę, prezentowanych było już co najmniej pięć nowych kolekcji. Czy na zawsze przywarła do niej etykietka „tej, która powróciła”? A gdyby tak skupiać się tylko na rzeczach ważnych w tej branży?
Obejrzeliśmy rzecz zwartą, jak zwykle świetnie przemyślaną i z wprawą poprowadzoną. Momentami przewrotną. Ubrania zabudowane pod szyją śmiało odsłaniały brzuchy modelek, a sportowe kroje okraszone zostały cekinami. Z kolei elementy wieczorowe sprowadzane były na ziemię skórzanymi ściągaczami. Zresztą, żeby nie było zbyt nudno, te same ściągacze zdobiły także mięsiste (rzecz jasna, przykrótkie, jak sprzeczność tego wymaga) swetry. Kratka w wersji retro zdobiła elementy na wskroś nowoczesne. A całość urzekała różnorodnością faktur. W dodatku cekinowe suknie (może i ograne, ale wg mnie się broniły) poruszając się na modelkach wydawały przepiękny dźwięczny odgłos.
Zabawa proporcjami wyszła projektantce na dobre. W ogólnym rozrachunku przywołała przełom wieków i pewne miłe zamieszanie, jakie miało wtedy miejsce w modzie. Przesyt ścierał się z minimalizmem, a my z zaskoczeniem odkrywaliśmy, że i dla jednego, i dla drugiego jest miejsce. Joanna Klimas pokazała klasę. Po raz kolejny.
Zdjęcia: AKPA
3 Comments
elf
Bardzo mi sie podoba. Ciekawe połaczenia kolorystyczne, formy , te niebieskie suknie miodzio. Ale modelki wyglądają na strasznie wymęczone, zwłaszcza ta na pierwszym zdjeciu-jakby chora! Może to kwestia makijażu ale moim zdaniem wyglądają koszmarnie.
harel
Na żywo ten makijaż wyglądał pięknie – przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Bardzo naturalnie, nieprzytłaczająco. Na zdjęciach mnie przeraził. Niestety, tak to już jest…
Pani La Mome
Podziwiam tę kolekcję i wzdycham, bo takie gumki przy szyi, w pasie, odsłonięte brzuchy nie dla mojej figury. Ale w niebieskiej sukience siebie widzę;).
Jeśli chodzi o wizaż to właśnie bardzo mi się podoba, lubię takie poczochrańce i twarze „jakby chore” 😉