Fair Play

Nie mam zamiaru skupiać się na dyskusji trwającej od początku kariery Roberta Kupisza, a mianowicie czy jest on projektantem, czy nie. Nie ma sensu ani umniejszanie jego twórczości, ani wynoszenie twórcy na piedestał. Ot, kolejna nieskomplikowana kolekcja, ani nadzwyczajna, ani beznadziejna. Straszliwie rozbudowana. Nie jestem pewna, czy trzeba było pokazywać aż tyle (zdarzyło się sporo powtórek), ale chyba taki już styl tego pana, że prezentuje każdy możliwy model ciucha. Tak jakby z każdego był ogromnie zadowolony i chciał się tą radością ze wszystkimi podzielić. Czy mu się udało? Zdania są podzielone. Ja nie wnikam.
Zaproszenie w kształcie medalu, wymagany dress code – buty sportowe, tytuł kolekcji „Fair Play”… Robert Kupisz przyzwyczaił nas do dosłowności. Oraz do tego, że gdy jeszcze nie wszystkie jesienne kolekcje zostały zaprezentowane, on myśli już o przyszłym lecie. Podglądając zdjęcia z przygotowań do pokazu, zdążyłam się zorientować, że i tym razem będzie bez owijania w bawełnę. Widz (czy późniejszy ewentualny klient) nie musi się domyślać, co autor miał na myśli. Kiedyś orzełki, potem westernowy napis „Wanted”, kiedy indziej jeszcze cygański nadmiar. Robert Kupisz świetnie wie, co robi. Jest jasna wizja i on ją w przystępny sposób realizuje. Czy to się wyczerpie? Wcale nie byłabym taka pewna.
Z projektantami różnie bywa. Już pisałam tu całkiem niedawno przy jakiejś okazji, że istnieją tacy, którzy dobrze się czują w określonych ramach i nie odczuwają potrzeby wychodzenia poza nie. Gdybyśmy chcieli się czepiać, moglibyśmy zlinczować choćby Isabel Marant za ciągłą obecność czerwonych rurek, bejsbolowych kurtek czy dresowych spodni. Raz Kalifornia, raz Teksas, raz Hawaje, a w sumie wszystko mogłoby spokojnie pojawić się na jednym wybiegu w tym samym sezonie. Sukces jest? Jest. O ile sukcesem można nazwać dobrą sprzedaż. Bo można, prawda? Idąc tym tropem, do sukcesu możemy dołożyć liczbę podróbek. Są? Są. A nie jest to wcale takie częste w przypadku polskich autorów. Komercja? Owszem. Czy to źle?
Osobiście nie jestem fanką twórczości Roberta Kupisza, ale tu w ogóle nie ma kwestii „podoba się – nie podoba”. Tymczasem mam wrażenie, że wychodzą na jaw jakieś sprawy prywatne, sympatie, antypatie, tyle w tym emocji, że aż się czasem boję zabrać głos. Jeszcze się okaże, że skoro nie krytykuję tego pana, to znaczy, że się nie znam. A jeśli go nie bronię – tak samo. Pozostawiam Was ze zdjęciami, zanim absurd zacznie gonić absurd.

fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA
fot. AKPA

fot. AKPA

Fot. Michał Baranowski, Jacek Kurnikowski/AKPA

3 Comments

  • Pani La Mome
    Posted 28 maja 2013 19:24 0Likes

    A ja się nie boję powiedzieć, że podobają mi się jego ciuchy.
    Aczkolwiek był moment, że orzełki „wyskakujące z lodówki” mnie drażniły.
    Nie rozumiem tylko, że wielu ludzi wytyka mu, iż był kiedyś fryzjerem, jakby miał nim zostać do końca życia. Spełnia swoje marzenia i tyle.

    • harel
      Posted 28 maja 2013 20:34 0Likes

      Orzełki, że tak powiem, zjadły swój własny ogon. I tak może być w pewnym momencie z samym projektantem. Ale nie będę się wymądrzać, w tej kwestii chyba nie umiem przepowiadać przyszłości 🙂

  • Jag
    Posted 1 czerwca 2013 11:56 0Likes

    Harel, dzięki za ten wpis, dzięki za stąpanie mocno po ziemi, a nie bujanie w chmurach hejterstwa i absurdu. Również nie należę do wielkich fanek Roberta, ale szanuję go za to co osiągnął i za to co robi. A nich sobie projektuje orzełki, pogniecione koszulki i opaski na głowę, jak widać rynek tego potrzebuje skoro widać ewidentny sukces marketingowy. Wracając do kolekcji: „kupiszowa” – tak bym ją nazwała i niech to wystarczy za mój komentarz. P.s. Podoba mi się kurtka z 8ego zdjęcia, o ja niedobra! 😀

Leave a Reply