Kto zagląda na Facebooka, zanim otworzy drugie oko, a resztę ciała ma wciąż pod kołdrą, nie mógł przegapić tej informacji. Ponieważ jednak znam sporo osób, które Facebooka nie posiadają, postanowiłam podzielić się nią tutaj. Plotki były różne, prawda skrywana do ostatniego momentu. Najwyraźniej modne jest teraz budowanie napięcia.
Isabel Marant zaprojektuje kolekcję dla H&M. Dla mnie to wiadomość fantastyczna. Tym bardziej, że dotyka mnie w pewien sposób osobiście. Ta projektantka była jedną z pierwszych, o których dowiedziałam się dzięki… blogerkom. Francuskie dziewczyny szalały na punkcie jej ciuchów. Ja szalałam na punkcie ich blogów. To były czasy… Sześć lat temu ceny Marant były sporo niższe, a popularność raczej lokalna. Choć czy nie jest to najlepsze rozwiązanie, gdy projektuje się nie dla mas, a dla wiernej rzeszy klientek?
Co interesujące i w pewien sposób zabawne, to fakt (bo to już jest fakt), że większość sieci odzieżowych (w tym oczywiście H&M) pozwala sobie na bardzo mocne zapożyczenia z regularnych kolekcji projektantki. Choć może powinno, jakoś szczególnie mnie to nie martwiło, bo dzięki sprytowi państwa kreatywnych mogę ubierać się a’la Marant już od jakiegoś czasu. Jeśli projektantka mówi, że schlebia jej ta współpraca, to najwyraźniej nie ma z tym problemu. Inna sprawa, że jej idee specjalnie nowatorskie nie są. Bazują na tym, co dobrze znamy, o czym może trochę zapomnieliśmy albo czego nie doceniliśmy zawczasu. Przy okazji polecam artykuł z New York Timesa, którego autorka świetnie analizuje fenomen Isabel Marant. Opublikowany trzy lata temu, a wciąż aktualny.
14 listopada kolekcja trafi do dwustu pięćdziesięciu sklepów na całym świecie. Co w niej będzie? Boję się myśleć. Trzymam rozsądek na wodzy, ale nie wiem, jak długo dam radę.
Zdjęcie: H&M
3 Comments
Pani La Mome
Ooo, to informacja dla mnie – nie mam fb, a Marant wielbię:)
Lonely Swan (Aneta)
„Co interesujące i w pewien sposób zabawne, to fakt (bo to już jest fakt), że większość sieci odzieżowych (w tym oczywiście H&M) pozwala sobie na bardzo mocne zapożyczenia z regularnych kolekcji projektantki”.
Dokladnie sobie to samo pomyslalam, sieciowki „inspiruja” sie do tego stopnia, ze nawet moj facet jak przechodzi obok paryskiego butiku projektantki, pyta „Czemu takie drogie przeciez to takie HM” o butikach azjatyckich nie wspominajac .
Wiadomo, ze jakos ubran i wystroj butiku paryskiego rozni sie ogromnie od sieciowek…no ale jak juz mezczyzna nie zwiazany z moda zauwaza podobienstwo („prawie to samo”) to cos jest na rzeczy;)
Wiec jestem ciekawa co wyniknie z tej wspolpracy, projektantki i sieciowki ktora wczesniej i bez officlalnej wspolpracy inspirowala sie projektantka:)
j.o.b.
artykuł z NYTimes genialny.