I już po raz drugi w ośmioletniej historii bloga postanowiłam opuścić tę niecną przestrzeń jaką jest… Facebook. Tak, wiem, obiecywałam Wam, że to słowo się na blogu w tym roku nie pojawi. No to pojawia się ostatni raz, obiecuję. Nie znikam kompletnie, nie kasuję profilu, ale raczej będzie sobie działać jako archiwalny śmietnik, a nie aktywny fanpage. Dlaczego? Chodzi o czas. Mój i Wasz. Ogromnie się cieszę z każdej osoby, która polubiła moją obecność tam – zwłaszcza że ani jednej do tego nie namówiłam. Jestem jednak pewna, że znacznie bardziej doceniacie i lubicie moją obecność tu.
Mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach wszyscy się przenieśliśmy do niebieskiego świata na F. I to tak totalnie. Nawet osoby, które szanuję za mocne stanie na ziemi, dały się wciągnąć w wir „żebrolajków”. Niby nic złego, ale mam niesmak, gdy kolejny człowiek zachęca mnie do polubienia czegoś albo organizuje konkurs, co podobno jest na Facebooku zabronione. Ponadto sam Facebook wprowadził szereg tzw. ograniczeń widoczności. Na tym blogu żadnych ograniczeń nie ma. Kto chce, ten go sobie ogląda. Ba, może nawet czytać i nie będzie rozpraszany ani reklamami, ani cosekundowymi zmianami statusu.
No i wreszcie… Facebook jest negatywny. Tyle błota, jadu i bagnistych substancji nie znajdziecie nawet w najbardziej egzotycznej dżungli. Nie mam na myśli inteligentnie formułowanych złośliwości, które uwielbiam w każdej dawce. Ale te wszystkie afery i aferki, które, chcę tego czy nie, dopadają mnie w najmniej oczekiwanym momencie i wciągają niczym czarna dziura, straszliwie męczą. No i pożerają cenne minuty mojego życia. W ostatnich tygodniach wykonałam zmyślne podsumowanie docierających do mnie informacji. Ile było cennych, a ile kompletnie niepotrzebnych i psujących humor. Zgadnijcie, jaki był wynik?
Czas. Kto nie narzekał ostatnio na brak czasu, ręka w górę. Nie widzę rąk. Wyobraźcie sobie, że szanuję Wasz czas. Jeśli mam go Wam zabierać, chcę to zrobić w najbardziej efektywny sposób. Ostatnio wciągnęły mnie dwa nieco inne i mniej rozpraszające narzędzia. Obydwa działają w języku obrazkowym. Pierwsze to źródło takich materiałów, że dzień w dzień muszę zbierać szczękę z podłogi. Znamy i kochamy, ale doceniamy dopiero teraz. Pinterest. Zapraszam do mojej niewielkiej przestrzeni, mając nadzieję, że otworzy Wam ona przestrzenie dalsze, kompletnie nowe i radosne. Drugie być może nieco zrekompensuje Wam wieloletni już brak mojego bloga szafiarskiego (to nie mój pomysł, ostatnio znajoma wpadła na to porównanie). Bo rzeczywiście czasem się tam pokazuję. I to z własnej woli. Instagram. Stanowi zdecydowanie lepszą odnogę tego bloga niż rzeczony Facebook. I też można zostawiać tzw. „lajki”. Korzystam, dopóki całkiem go nie skomercjalizują. Potem pewnie też się zmyję. Taka już moja natura.
Zmiany, zmiany, zmiany…
20 Comments
June Design
Fajnie! Mnie też ten niebieski, poziomy pasek już się wrzyna w głowę. Tu spokojniej 🙂
harel
Tu będzie się wrzynał co najwyżej cieniutki pasek turkusowy ;).
June Design
Lubię turkusowy 🙂 Nie miętowy, turkusowy 😉
Clara
Instagram już jest skomercjalizowany, w końcu facebook kupił go za gruuube pieniądze 🙂
Wygląda na to ,że wartościowy kontent na facebook’u z każdą chwilą ucieka. A szkoda. Jakaś równowaga powinna być.
harel
To jeszcze tego nie czuję i nie widzę (oprócz strony głównej, gdzie jeszcze dwa lata temu były polecane fantastyczne zdjęcia, a nie rozebrane i rozdziawione laski). Wartościowy „kontent” przenosi się tu. Na fejsie i tak ginął.
Dżejdżej
Zgadzam się z Tobą w zupełności. Teraz będziemy się częściej widywać na obiadach :). No i do lata jeszcze chwilka. Barka nadciąga! 😀
harel
Schabowy z buraczkami raz! Albo dwa razy!!!
Jag
Ewa, jest to coś o czym myślę od dawna i…z drugiej strony, mam nadzieję, że tendencja odchodzenia z Facebooka będzie się rozwijać na tyle, żebym sama z niego zrezygnowała. Do Instagrama nadal się nie przekonałam, chociaż raz na tydzień lubię wrzucić tam zdjęcie z mojego nudnego życia 🙂 Ostatnio zaczęłam odkrywać go na nowo, więc kto wie, kto wie co się stanie niebawem?
Chciałabym odwołać się do tego co napisałaś o Facebooku, jako miejscu bagnistym i mulastym. Jako, że pracuję na co dzień z tym pożeraczem czasu, udało mi się już dawno dostrzec, że rzekome plusy przysłaniają mi oczywiste minusy. Nie ma się co oszukiwać, Facebook jest narzędziem szybkim i przydatnym żeby dowiedzieć się o wyprzedaży na bookoff, czy nowej kolekcji od Ani Kuczyńskiej. Pozwala obejrzeć zdjęcia znajomych mieszkających na końcu świata i umówić się na kawę (właśnie, kiedy ta kawa?:)). Z drugiej jednak strony, pamiętasz jak żyło się nam przed fejsbukiem? Zawsze przypominam sobie forum gazetowe, blogi, które odkrywało się z wypiekami na twarzy i czekało na nowy wpis. Teraz wszystko jest tu i teraz, post żyje dwie godziny, a liczba lajków to najważniejszy wyznacznik tego czyś sławny czy nie. Złudna to sława.
A co do Pinteresta – kocham i jestem uzależniona. To jeden z tych najprzyjemniejszych „czasoumilaczy” i „czasopożeraczy” 🙂
harel
Sama jestem ciekawa, jak mi się będzie bez tego fejsa żyło. Wiadomo, zostawiam sobie ten prywatny (na razie). Plusy przestały przesłaniać minusy. Nie neguję tego narzędzia w rękach marek na przykład. Ale w rękach blogerów, pseudocelebrytów oraz samozwańczych dziennikarzy stało się nie do zniesienia. Może przesadzam, ale tak czuję.
feco
Coś w tym jest…mimo że mam Instagram od dawna, jakoś niedawno zaczął mnie bawić i odkrywać przede mną swoje możliwości:) Ogłaszam Instagram fejsem 2014!
Dorota Wróblewska
Jestem pewna, że Ci co lubią czytać Twoje felietony nie potrzebują fb :)))
Słuszna decyzja i smutne argumenty. Taka prawda 🙁
Pozdrawiam serdecznie.
Panna Lola
Droga Harel, pamiętam kiedy pięć lat temu zakładałam bloga i tu, w blogosferze działo się cudnie.
No ale potem zaczęliśmy odkrywać Facebooka, promocje, lajki (za lajki – a fe! ). To wszystko co napisałaś, wszystko co tu stworzyłaś jest pełne pasji. Nie jestem typem komentującym, najczęściej oglądam i zaglądam siedząc cicho. Ale kwestia Facebooka zrobiła się niezdrowa.
A moim zdaniem blogerzy, którzy nieumiejętnie z niej korzystają są bardzo ciężkostrawni. Całe szczęście, że jest ich malutko.
Ściskam mocno i podziwiam za to co tu stworzyłaś.
L.
Krystyna
Chyba masz rację z tym odejściem z FB. To okropny zjadacz czasu a i treści zazwyczaj miałkie. Serdecznie pozdrawiam.
format1x1
Kochana Harel 🙂
Mam Cie na fb ale tylko w formie aktualności a mimo to dzień w dzień klikam w Ciebie patrząc za nowym wpisem.
z fb czy bez – tresci tutaj są tak samo wartościowe!
Pozdrawiam!
elf
No i dobrze:). Nieraz się łapałam na tym,ze w panice sprawdzałam Twojego FB, gdy tu Cie długo nie było, żeby mi nic ciekawego nie uciekło. A będę się cieszyć,jeśli tu będziesz częściej i w większych ilościach, tudzież długościach, że tak powiem;). Pozdrawiam, Dominika (od COS-a;)
Karolina Baszak
Kiedys mialam tak strasznie dosyć fejsa. Miałam wrażenie, że stał się źródłem moich problemów, a o czasie jaki marnowałam to nie wspominam. Jednak ogarnęłam się w tym wszystkim i cenie sobie taki łatwy dostęp do ulubionych stron. Chociaż w sumie można wrzucić je w zakładki. No i wymyśl tu złoty środek. Czeba to opanować
Pozdrawiam Cię :*
Pani La Mome
No popatrz, a ja właśnie się zastanawiałam czy wstąpić w te niebieskie odmęty. Dzięki Tobie jeszcze długo będę się zastanawiać;)
Wystarczy, że blog pożera dużo czasu, ale przynajmniej istnieje poczucie jakiegoś tworzenia, a nie tylko klikania.
Dziękuję i pozdrawiam.
Obrazek świetny:)
myga
ja chociaż sama nie mam swojego konta na instagramie to ostatnio namiętnie przeglądam profile znajomych/znajomych znajomych/blogerów/fotografów itd z przykrością stwierdzam,że to przeskakiwanie z profilu na profil pochłania strasznie dużo mojego czasu ! Co do fanpage’ów to od jakiegoś czasu staram się nie lajkować bez zastanowienia. Najbardziej irytują mnie właśnie facebookowe profile blogerów (Twojego też nie „lajkuję” a mimo to zaglądam od czasu do czasu!) albo fotografów, bo wydaje mi się że przestrzenią gdzie mogą się chwalić swoja nową torebką/sesją zdjęciową/edytorialem jest blog (lub pf) właśnie a facebook, powinien być tylko „narzędziem” gdzie możemy udostępnić link do nowego posta na przykład.
Co innego w przypadku projektantów, młodych zespołów – śledząc ich profile jest się bardziej na bieżąco (dowiaduję się o super zniżce na kiecki od good enought albo kiedy i gdzie zagra jakiś zespół) często te osoby nie mają jeszcze swoich stron i tak jest po prostu najłatwiej : )
Iwona
Założyłam facebooka, bo czy to możliwe, żeby blogerka go nie miała? Nie lubię tego portalu, duszę się na nim… Mój ulubiony to instagram i tam się spełniam, pinterest to baza inspiracji, dla mnie jako ilustratorki i blogerki. Jednak nie rezygnuję z facebooka, za dużo nerwów w niego włożyłam:) hehhehe Pozdrawiam:)
Peter
Witaj po jasnej stronie mocy…