To jedna z tych kolekcji, której nie mogłam obejrzeć na pokazie, miotana więc nieopanowaną ciekawością oraz lekkimi wyrzutami sumienia obejrzałam ją potem na wieszakach co najmniej trzy razy z każdej możliwej strony. I nie wiem, czy to nie jest przypadkiem lepszy sposób. A nawet wiem! Jest! Z różnych względów, od tzw. walki o pierwszy rząd zaczynając na łapaniu taksówki z pantofelkami zanurzonymi w błocie pośniegowym kończąc. Ja wiem, że pokaz to atmosfera, cała otoczka, której próżno szukać potem w sklepie czy pracowni projektanta, a nawet magia, gdy uda się przymknąć oczy na wszelkie frustrujące zjawiska wokół. I cieszę się, że tyle razy w ciągu ostatnich lat miałam okazję się o tym przekonać. Ale… (ciąg dalszy nastąpi).
Pod tytułem „Statues” Michał Szulc tradycyjnie przemycił charakterystyczne dla siebie smaczki. Zróżnicowane fakturowo materiały połączył z trudnymi, ale przyjemnie grającymi proporcjami. Geometryczne cięcia mieszają się z miękką asymetrią. Z dużą częstotliwością pojawiają się patki – wszywane w miejscach newralgicznych, np. wzdłuż bioder czy talii. W efekcie mamy przekorną zabawę z kobiecą sylwetką. Być może projektant miał ochotę na starcie uciąć nasze ulubione pytanie: „Czy nie wyglądam w tym za grubo?”. Zresztą jeśli nie chcemy wyglądać „za grubo”, możemy wybrać elementy pozornie ostrożniejsze: ołówkowe spódnice i sukienki, spodnie cygaretki albo dzianinowe góry z gigantycznym kołnierzem – wszystko w duchu dość oficjalnej klasyki. Na pierwszy rzut oka. Bo za moment okazuje się, że i tu mamy sto procent Szulca w Szulcu i albo zgrabnie wszyte panele, albo bawełniany czarny kresz, który wygląda podejrzanie elegancko. A to dopiero początek wyliczanki, jeśli chodzi o wybrane przez projektanta materiały.
Grafitowy i biały denim występują pod postacią kurtek i szmizjerek z mocno zachodzącymi na ramiona pagonami. Mocny elektryczny błękit na elastycznej dzianinie, metalicznie połyskujące skóry i poliestry (te lepsze poliestry, gdyby ktoś pytał), eliptyczne wstawki (także przeźroczyste), a nawet jeden gruby bawełniany sweter. Oprócz faktur widocznych z bliska, pojawiły się dwa mocne desenie: dwustronny żakard w małe plusiki oraz tkanina w nieregularne niebieskie pasy. Tyle rozmaitości, a tak dobrze spięte z sensowną całość. Biżuteria też robi swoje. To akurat projekty łódzkiej marki ID.FOR.FUN. Misternie złożone formy geometryczne świetnie dopełniają ideę Szulca.
Jest w tej kolekcji coś niesamowicie pozytywnego. Trudno uchwycić konkretnie, być może to żakardowe plusy działają na podświadomość. Może optymistyczny błękit. A może sam fakt, że po raz kolejny mam przed sobą coś pięknego, co powstało w Polsce. I nie tylko pięknego na obrazku, ale przede wszystkim namacalnego w życiu codziennym. Upiększającego to życie swoją obecnością. Czy to w pracowni, czy w osobistej garderobie.
Fot. Marek Makowski
6 Comments
Jag
Czegokolwiek nie pokaże Szulc ZAWSZE jest jakieś. Ok, komuś może się to nie podobać, ktoś inny będzie się zachwycał (ja!), ale nikt, absolutnie nikt nie pozostanie obojętny. Nie chcę tutaj komentować za wiele, bo mnie samą czeka post nt. tej kolekcji :), ale muszę przyznać, że po raz pierwszy Michał kupił mnie wzorami. A bluzę ze „STATUĄ” muszę mieć!
harel
Wzory są obłędne. Chyba nie mam nic do dodania 😉
elakijowska
Piękna kolekcja.A zwrot *100% Szulca w Szulcu * ubawił mnie.
m
ta sukienka, która jest na ostatnim zdjęciu (zamykała też pokaz) jest genialna, myślałam, że się popłaczę jak ją zobaczyłam. wśród kilku pokazów, na które udało mi się wejść (bo byłam wolontariuszem) to była jedna z lepszych kolekcji.
format1x1
mmm cudo!!!! sweter, sukienka obcisła.. i make up !
Beata
Jestem raczej laikiem w kwestiach mody, ale ta kolekcja jest przewspaniała. Te wzory, kroje. Takie ubrania musi się z łatwością nosić. Wygląda to troszkę, jak ubrania „z przyszłości”, mam na myśli, to jak obecnie ludzie wyobrażają sobie przyszłość, czyli proste wzory, szarości, biele, metaliczny połysk.