Hello Japan!

Staram się utrzymać emocje na wodzy i nie rozpłynąć z zachwytu w pierwszym zdaniu. Ale to trudne. Już pisałam, że dziewczyny z LOUS posiadają magiczną moc odgadywania moich pragnień. Znów to udowadniają, a ja teraz muszę sklecić coś, co nie będzie pieśnią pochwalną (z blogerskim JA w roli głównej), tylko opisem kolekcji, z którego będziecie mogli, drodzy Czytelnicy, wyciągnąć coś więcej. Po bazowym przerywniku między sezonami powracają rzeczy charakterystyczne. Kierunek? Japonia (jeden z moich ulubionych… no dobra, dobra, już się nie wtrącam). Ale nie ta ozdobna, tradycyjna, rękodzielnicza, tylko awangardowa. Ok, awangardowa była w latach osiemdziesiątych, gdy kolekcje Japończyków sięgały konceptem co najmniej trzydzieści lat do przodu. Albo były tak uniwersalne, że żadna dekada ich z mody nie wygoni (bo wciąż się nie udało). Oglądam takie na przykład zdjęcia z pokazów Comme des Garcons (wiem, banalny przykład) z początków lat osiemdziesiątych (dziękujmy siłom wszelkim za Pinteresta) i w ogóle mi to nie pasuje do wygodnego stereotypu, jaki do siebie przyjęłam dawno temu na wszelki wypadek. Bo one są wciąż aktualne. I wciąż na swój przewrotny sposób piękne.
I taką Japonię mamy u Lous. Niezwykle prostą, ponadczasową, może też trochę umowną. Bo czasem to nazwy produktów przywołują ją bardziej niż sam fason (np. bluzka Sakura czy sukienka Sayuri). Ale jest też kimono, są spodnie i bluzki nawiązujące do stroju samuraja, szerokie kimonowe rękawy, dekolt V (tak znamienny dla Lous od samego początku). Kolorystyką nas projektantki nie rozpieszczają, choć akurat w tym wypadku nie mogło się lepiej ułożyć. Bo co lepiej podkreśli oryginalną formę ubrania, jeśli nie spokojny i nienarzucający się kolor? Czerń, granat, szarość i biel. Oto gama, która zawsze się sprawdzi (i zajmuje osiemdziesiąt procent mojej szafy). Za to w dzianinach różnorodność. Od klasycznych dżersejów po caro i pikę (to ten splot, który spopularyzowała marka Lacoste, kojarzący się głównie z koszulkami polo). Świetnie grają też detale. Zaszewki, kanty, delikatne wykończenia. Niby nic, ale to właśnie one podwyższają komfort noszenia. A ten jest wysoki, możecie mi zaufać.
lous hello japan (7)
lous hello japan (8)
lous hello japan (9)
lous hello japan (10)
lous hello japan (11)
lous hello japan (12)
lous hello japan
lous hello japan (2)
lous hello japan (3)
lous hello japan (4)
lous hello japan (5)
lous hello japan (6)

Fotograf: Małgorzata Turczyńska
Modelka: Magda Gołdanowska
Make up: Magia Gontarczuk
Scenografia: Tymon Nogalski
Biżuteria: Emilia Kohut

3 Comments

  • Magda
    Posted 11 kwietnia 2014 18:14 0Likes

    piękna modelka

  • ivonavice
    Posted 11 kwietnia 2014 20:23 0Likes

    Bardzo minimalistycznie…jak dla mnie może nawet zbyt minimalistycznie….Ale sesja bardzo ciekawa i inspirująca.

  • Marta @NocnaSowa.pl
    Posted 15 kwietnia 2014 14:03 0Likes

    Uwielbiam minimalizm, a te nawiązania do Japonii trafiają do mnie idealnie. Pozdrawiam.

Leave a Reply