Czy ktokolwiek się spodziewał, że będzie lepiej? Słów mamy aż nadto (a polubień na Facebooku jeszcze więcej), ale działań niekoniecznie. Jesteśmy bezkonkurencyjni w wyrażaniu własnego zdania, zwłaszcza jeśli można coś zbojkotować. Swego czasu zadałam tu pytanie, co JA mogę zrobić w tej sytuacji. I zrobiłam. Do pewnych sklepów nie wchodzę, o pewnych markach tu nie piszę. Wystarczy? Oczywiście że nie. Ale zawsze to dobry początek. Minął rok od katastrofy Rana Plaza w Bangladeszu. Nie będę uderzać w wysokie tony, pozostawię Was z raportem Clean Clothes Polska, który dosłownie chwilę temu ujrzał światło dzienne. Wyniki nie są optymistyczne, co było do przewidzenia. Jak czytamy we wstępie, „CCP przeprowadziła badania warunków pracy w trzech fabrykach produkujących na zlecenie polskich firm odzieżowych: LPP, Carry, Monnari i w przeszłości – Redan. Wywiady z prawie stu osobami szyjącymi ubrania polskich marek pokazały, że warunki ich pracy odbiegają znacząco od standardów praw pracowniczych. Szwaczki pracują w ciągłych nadgodzinach, często siedem dni w tygodniu, bez zwolnień w razie choroby i płatnych urlopów”.
Owszem, warto poznać drugą stronę medalu, zanim założy się kolejny fanpage bojkotujący to i owo – tu zachęcam do przeczytania tekstu „Między rozumem a sumieniem” Martyny Nawrockiej napisanego dla portalu Ultra Żurnal w październiku poprzedniego roku – niejako na fali reakcji na brak jakichkolwiek działań ze strony wspomnianego tu LPP. Autorka sama zachęca do małych, ale przemyślanych działań. Takim działaniem jest Fashion Revolution Day. Jednocześnie aktywny i symboliczny, zmuszający nie tylko do refleksji (o tym za chwilę).
W rocznicę wydarzeń w pięćdziesięciu dwóch krajach (w tym w Polsce, oczywiście) rusza akcja Fashion Revolution Day właśnie, zainicjowana przez Carry Somers – propagującą etyczne działania w przemyśle odzieżowym w Wielkiej Brytanii. Tytuł tegorocznego przedsięwzięcia brzmi „Who made your clothes?” (czyli „Kto wyprodukował twoje ubranie”). Aby wziąć w niej udział, wystarczy założyć ulubione ubranie na lewą stronę, tak żeby była widoczna metka i nazwa marki, zrobić sobie zdjęcie, opublikować je z hashtagiem #insideout na profilu FB, a następnie, wysłać marce pytanie, kto, gdzie i w jakich warunkach wyprodukował tę rzecz. Organizatorzy chętnie pomogą, jeśli nie doczekamy się odpowiedzi. Odbywa się także szereg działań w różnych miastach – szczegóły znajdziemy na stronie Fashion Revolution Poland.
Nie oszukujmy się, rewolucji nie rozpętamy. Przynajmniej ja nie mam złudzeń. Ale poszerzanie wiedzy i budowanie własnej konsumenckiej świadomości to całkiem niezły początek. Kto by o tym myślał dziesięć lat temu? No dobrze, znam takich, którzy myśleli nawet trzydzieści (niekoniecznie osobiście, ale znam), natomiast stanowili raczej ciekawostkę niż silną grupę.
Prośba (czy może apel) od Harel. Czytajmy metki. Nie tylko te z instrukcją prania, ale też z miejscem pochodzenia. Pytajmy, bo mamy prawo wiedzieć. Takie organizacje jak Clean Clothes czekają na naszą ciekawość z otwartymi ramionami. Bo sami poszukują odpowiedzi i robią to w sposób bezkompromisowy. Akurat w tym wypadku (parafrazując klasyka) czarne jest czarne, a białe jest białe.

1 Comment
format1x1
mądre. dziękuję