Ledwo co pisałam o odważnych decyzjach (a raczej ich braku) przy tworzeniu kolekcji, a tu nagle z najmniej oczekiwanej strony dopadają mnie ich pozytywnie zaskakujące konsekwencje. Kto by się spodziewał, że to Wearso wyskoczy z inicjatywą? Aleksandra Waś wpadła na sprytny pomysł połączenia tego, co już dobrze znane z tym, co w przypadku tej akurat marki może wywołać co najmniej lekki szok. Zaszufladkowaliśmy sobie Wearso jako miejsce, w którym znajdziemy proste, choć pod względem konstrukcyjnym iście mistrzowskie gładkie ubrania uszyte z organicznej bawełny. Powtarzające się co sezon fasony konsekwentnie uzupełniane jednak czymś nowym. Bez wyskoków, ale zawsze z pewną ideą. Wygoda, kobiecość, naturalność, wolność. Słowa klucze, które naprędce przywołałam w myślach. Prosta filozofia, bez podziału na sezony, bez pogoni za trendami. Coraz częściej w aspekcie powierzchownym kopiowana przez obdarzonych mniejszą kreatywnością. Co zrobić?
To był jeden z punków wyjścia dla projektantki. Jak sama mówi, dopóki noszenie czerni i szarości w obszernych formach pozostawało awangardą, było pociągające. „Do tej pory poszukiwałam formy do tego, by zacząć tworzyć obrazy (stabilnym punktem pozostaje bawełna organiczna i kształt). Teraz weszłam do wewnątrz ramy. Autostrada po okręgu – tak zwany „patent na coś ” nie ma nic wspólnego z projektowaniem. Można co najwyżej zbytnio rozpędzić się tworząc armię identycznie wyglądających ludzi. Dla mnie wciąż najważniejszym jest podkreślanie indywidualności osoby, która nosi Wearso.”
Zmiany przyszły zarówno w fasonach, jak i zastosowaniu koloru. Praktycznie nigdy (z małym wyjątkiem, który pamiętam chyba tylko ja, projektantka oraz klientka sklepu) kolory nie występowały w połączeniach. A tu żadnego ostrzeżenia, zaserwowane mamy dosłownie klocki Lego. Soczysty pomidorowy, musztardowy żółty, jasny i ciemniejszy głęboki błękit, a do tego pastelowy róż. Można się zdziwić. Natomiast sposób podania jest, jak zwykle w Wearso, przystępny. A dla zbyt zszokowanych pozostają wersje monokolorystyczne – bo każdy element został uszyty także w czerni i szarości. Pozostaje wielofunkcyjność – tym razem kryje się w rękawach koszulki, które można nosić na różne sposoby. Estetyka japońska wciąż obecna. Samurajskie spodnie, kimonowa bluza, igranie z proporcjami. Plus najzabawniejsza czapka świata, która chyba w każdym momencie będzie poprawiać humor i noszącemu, i towarzyszom.
Plus przewrotnie, choć w stu procentach świadomie przekute kartezjańskie cogito ergo sum – „I wear so I’m”. Brutalne. I dla naszych czasów (oraz położenia geograficznego) znamienne. Jednym hasłem Wearso doprawia wysmakowaną kolekcję tak, żeby nie dało jej się zapomnieć.
zdjęcia: Szymon Brzóska Photography • Style Stalker
modelka: Maria Krzyżanowska • Mango Models
makijaż: Magdalena Łach • Firma Kokarda Make Up Studio
włosy: Jacek Szawioła
buty: Trippen • model Galaxy
okulary: MYKITA • MOKO 61
biżuteria: Le Sal Gallery — w: Warszawa, Poland.
8 Comments
zagubiony omułek
już mnie powoli zaczynają wkurzać te niewykończone brzegi. nie, że nie lubię, mam kilka t-shirtów, ale bez przesady. niemal wszyscy tak teraz robią. nie wiem o co chodzi, że się to łatwiej/szybciej szyje?
harel
To także jedna z rzeczy, którą Wearso w Polsce właściwie zapoczątkowało (przynajmniej na taką skalę). Praktykowana obecnie przez niemal wszystkie marki szyjące w stylu „basic” (do których Wearso nie zaliczam, ale to inna sprawa). Im może jest łatwiej i szybciej, ale tu akurat chodzi nie tylko o to. Dobra gatunkowo bawełna nie będzie się ani strzępić, ani nadmiernie zawijać. Po tych surowych brzegach od razu można poznać jakość. Ale rozumiem Twój punkt widzenia. Podobnie reaguję na melanżowe szarości, choć nie znaczy to, że nie mam ich w szafie.
zagubiony omułek
o, z szarościami mam to samo 🙂
dzięki za wyjaśnienie zjawiska. z jakością też masz rację – z tych kilku rzeczy, które mam tak wykończone tylko t-shirt hatlappa wygląda dobrze, reszta zaczęła się strzępić 🙁
dlatego też zaczęłam krzywo na to patrzeć bo przy zakupach online jakości nie zbadam, a z odsyłaniem i zwrotami też za dużo zachodu.
j.o.b
a mnie zawsze boli brak poprawności zapisu napisów w języku angielskim, który przecież „wszyscy znają”. nadruki na koszulkach niestety pozostają w kategorii : było skonsultować się z kimś kto wie lepiej.
powpow
j.o.b zapis jest poprawny – I WEAR SO I AM w tym ułożeniu typograficznym zyskuje na znaczeniu wielorako!
j.o.b
I wear so I am to poprawna wersja, oczywiście. na koszulkach widnieje I wear so I’m. po tak skróconych „I” i „am” zawsze następuje dalsza część wypowiedzi, to nie jest wolnostojąca pisownia. nikt rzeczywiście anglojęzyczny by tego w ten sposób nie zapisał. poza tym taka pisaownia ( za czym idzie też odpowiednia różnica w wymowie) burzy frazę.
Wearso.
Dla nas jest to przede wszystkim zapis graficzny zdania i w tej sytuacji apostrof jest bardziej ornamentem i częścią kompozycji.
Na „I’M” to zdanie się nie kończy.
Po nim może nastąpić cokolwiek.
Jest to również gra słów analogicznie do WE ARe SO ORGANIC, WEAR SO ORGANIC.
Pozdrawiam, Ola Waś
Lich3156.hazblog.com
Thhis article will assist the internet visitors for setting up nnew
web site or even a weblog from start to end.