Michał Szulc już od dawna nie musi niczego udowadniać, ale wciąż to robi. I dobrze, bo zamiast osiadać na laurach (z których mógłby już nie schodzić i nikt by nie zauważył), on ciągle się rozwija, rozkręca i pozytywnie zaskakuje. Z jednej strony konsekwencją budowania autorskiego i na kilometr rozpoznawalnego stylu. Z drugiej operowaniem znanymi metodami w taki sposób, żeby ani przez moment nie było nudno. Tym samym rozbraja nawet najbardziej zatwardziałych krytyków polskiego rynku mody, a publiczność pozostawia nas jednocześnie i spełnioną, i z poczuciem niedosytu.
The Past – kolekcję, którą rozpoczął sezon na wiosnę lato 2015 w naszym pięknym kraju przy akompaniamencie kojącego głosu Meli Koteluk – i to na żywo – czytam na dwa sposoby. Pierwszy dosłowny, Przeszłość, a więc wysmakowane nawiązania do poprzednich dekad. Raczej poprzez szczegóły niż konkretne fasony. Guziki obciągnięte tkaniną, rozszerzane nogawki spodni, duże kołnierze płaszczy w opozycji do tych maleńkich, pensjonarskich przy koszulach i frędzle doczepiane w zaskakujących miejscach (np. na przednich kieszeniach kurtki), skonstruowane tak, by mogły sobie wędrować dowolnie po całym ubraniu, w zależności od naszej fantazji. I zapomniane nieco szmizjerki. W wielu udanych odsłonach.
Ale The Past nawiązuje także do wcześniejszych dokonań samego projektanta. Zmyślnie kontynuuje ideę typowych elementów wprowadzanych stopniowo sezon po sezonie, a nawet podsumowuje niemal wszystko, co dotychczas z Szulcem się kojarzyło. To taka lista przebojów skomponowana przez prawdziwego znawcę tematu – czyli samego kompozytora. Tworzyć listę hitów własnego autorstwa? Czemu nie? Michał Szulc jest projektantem niezwykle skromnym, ale też świadomym. I nawet jeśli to wynik przypadku, zbiegu okoliczności, w The Past zebrał wszystko, czym do tej pory nas zachwycał. A żebyśmy nie mieli się do czego przyczepić, zinterpretował to na nowo i doprawił kilkoma totalnymi nowościami. Konkrety? Panele (Boom Boom Baltic, The Woods), kieszenie w każdym możliwym rozmiarze (Fire część pierwsza i druga), długie troczki (ewidentnie ewoluowały w postać frędzli), metaliczna skóra (prawie każda kolekcja), stanikowe topy (Violent), odświeżające desenie (gdzie on znajduje te tkaniny???), monochromatyczne komplety, ożywcze połączenia kolorów. Co interesujące i godne naśladowania, projektant prawie całkowicie zrezygnował z dzianiny. To w obecnych czasach prawdziwe bohaterstwo i wystawienie się modnym lwom na pożarcie. Bo tu się nic nie naciągnie, nic się nie ułoży. Albo będzie uszyte doskonale, albo obnaży wszystkie niedoskonałości i konstrukcji, i modelki przy okazji. Choć akurat doskonałe odszycie jest w tym kraju tożsame z nazwiskiem Michał Szulc.
Nowe zjawiska są odważne, bo nie takie oczywiste w noszeniu. Na przykład przypinane na guziki ogromne poły materiału naśladujące kieszenie. Albo rozcięcia, które nazwałam roboczo „pęknięciami trójwymiarowymi”. Bo każde z nich zawiera dodatkową listwę materiału, która „ożywa” podczas chodzenia. Trochę to falbana, trochę przeszkadzajka, a trochę motyw zaczepny. Albo spódnica, która ma nie dwie, a trzy kieszenie (dwie standardowo po bokach, a trzecią – identyczną – z przodu). I koszula z karczkiem zdobionym ząbkami, stanowiącymi niby echo kołnierzyka. Niby klasyka, ale jednak ugryziona alternatywą.
Kolory jakie były, każdy widzi. Niebanalne i, jak wspominałam wcześniej, świetnie do siebie dopasowane. Plus buty, rajstopy i skarpetki wykonane specjalnie na potrzeby kolekcji przez firmy Wojas i Gatta. Z dużą ulgą obserwowałam modelki bezstresowo kroczące na płaskim obcasie. Moje ulubione składowe The Past? Wzorzyste komplety (te zamaszyste kreski przypominają mi dżunglę – czy to powód do niepokoju?), sukienki w cieniutkie niebieskie paski, granatowa skórzana kurtka, rzecz jasna (to chyba ulubiony element większości oglądających), a także lekkie prochowce z rozbudowanymi kołnierzami. A teraz kończę wyliczankę, bo za chwilę wypiszę tu wszystko, co widziałam. Brawa dla tego pana!
P.S. The Past ma jeszcze jeden kontekst, o którym zapomniałam dziś wspomnieć. W niedalekiej przyszłości wyjaśni się, o co chodzi. Na łamach bloga także.
Fot. Bartek Szmigulski
4 Comments
El
No nie wiem… Na zdjęciach większość ubrań prezentuje się, jakby były źle uszyte i kiepsko układa nawet na modelkach.
janka
mam niestety podobne odczucia. widzę ciekawy zamysł, ale zdjęcia wypadają na niekorzyść projektanta. materiał marszczy się, ciągnie i gniecie. zaskakujące, że na filigranowej modelce wszystkie te kroje, szczególnie rozcięcia z przodu wyglądają ciężko i nawet ta kruszyna wydaje się w nich masywna. na wszystkich zdjęciach na szwach, zakładkach widać podszyty materiał (chociażby to nieszczęsne rozcięcie w spódnicy na ostatnim zdjęciu)
harel
Świetnie to ujął u siebie Tobiasz z Freestyle Voguing. Kolekcja na wybiegu i zdjęciach wybiegowych prezentuje się świetnie. Na tych zza kulis (na które zdecydowałam się, bo mniej rozpraszają), kolekcja rzeczywiście momentami nie wygląda najlepiej. Ponieważ jednak oglądałam ją z bliska, najzwyczajniej w świecie zaufałam temu, co widzę na żywo i nie zwróciłam potem uwagi na niedociągnięcia widoczne w ostrym świetle.
just
Bardzo przypomina mi to jesienną kolekcję Nanushki (albo Nanushka przypomina Michała Szulca – niczego nie staram się sugerować 🙂