Z ogromną radością oznajmiam, że po kilkumiesięcznej przerwie wracamy z Bartkiem Szmigulskim do naszych wywiadów z ludźmi mody i nie tylko. Qelement przeszedł do historii, działamy zatem na naszych blogach. U mnie znajdziecie cały tekst, u niego – pełen materiał zdjęciowy. Pierwszą rozmówczynią została Marzenna Niemoczyńska, założycielka marki 303 Avenue. O historii, pomysłach i nietypowych klientkach opowiedziała nam w zaciszu swojego butiku na Mokotowskiej. Wszystkie zdjęcia ze spotkania tutaj.
Jak wyglądało życie przed 303 Avenue?
Moją pierwszą inspiracją w modzie była moja mama. Nosiła się absolutnie niezwykle jak na swoje czasy. Mam takie zdjęcie, na którym wygląda dokładnie jak Audrey Hepburn w „Śniadaniu u Tiffany’ego”. Zawsze, gdy się przeprowadzałam ze swoją rodziną, zabierałam ze sobą jej wszystkie sukienki. Są dla mnie bezcenne. Mam też płaszcz po babci, wszyscy moi pracownicy go widzieli – jest prawdziwym dziełem sztuki. Rozkloszowany, na jedwabnej podszewce. Ma sto dwadzieścia lat, a wciąż można go nosić. I takie rzeczy chcę pokazywać u siebie. Niezwiązane z konkretną modą, tworzone na wiele sezonów, przygotowane na wiele lat noszenia.
Koncepcja mojej firmy kompletnie nie polega na sprzedawaniu trendów. Wymarzyłam sobie kiedyś, że znajdę styl dla siebie. Bywały czasy, że wyglądałam bardzo źle. Gdy oglądamy z córką moje zdjęcia z lat siedemdziesiątych, czasami nie wierzymy, że to mógł być aż taki horror. Jak byłam w liceum, obejrzałam „Love Story” i główna bohaterka stała się ikoną mojej mody. Zrobiłam sobie nawet identyczną, granatową koszulkę z białym napisem, w jakiej Ali MacGraw biegła po plaży. Ufarbowałam ją, wycięłam napis, a ktoś mi go przyszył. Byłam do niej trochę podobna, więc oczywiście tym bardziej się na nią stylizowałam. Potem moją inspiracją była Karolina z Monako – była dwa lata ode mnie starsza i w tamtych czasach ubierała się genialnie.
Wciąż jednak nie miałam pojęcia, że będę kiedyś robić to, co robię teraz. W pewnym momencie mogłam pozwolić sobie na zakupy za granicą, jechałam np. do Paryża i nie znajdowałam niczego dla siebie. Mam specyficzną figurę, bardzo szczupłe nogi i duży biust przy niewielkim wzroście. Co z tego, że pasowała na mnie jedna piękna rzecz, skoro nie była spójna z resztą mojej garderoby? Kupienie sukienki Prady niczego nie załatwia. Tak samo jak założenie jednej drogiej torebki do rzeczy, które kompletnie do niej nie pasują. Kobiety marzą o rzeczach drogich, a potem okazuje się, że one wcale nie grają z ich stylem. Wyglądają tak, jakby pożyczyły sobie torbę czy buty z wystawy.
Wtedy podjęłam decyzję, że będę sama siebie ubierać. Skoro potrafiłam ubrać Magdę Gessler (bo od tego się zaczęło), to dlaczego nie miałabym spróbować ze sobą? Dzisiaj chodzę tylko w swoich rzeczach.
Skąd pomysł na nazwę?
Nazwa to był totalny przypadek. Parę lat temu, gdy zaczęłam ubierać Magdę i wszyscy pytali, gdzie można kupić jej ubrania. Postanowiłam stworzyć miejsce, w którym można by je obejrzeć. Miałam tylko fabrykę, ale żadnego butiku. Z dnia na dzień w Międzylesiu wynajęłam lokal i trzeba było błyskawicznie zarejestrować firmę. Lokal znajdował się pod adresem Patriotów 303. To była sekunda. Reakcje na nazwę są różne. Jedni mówią, że jest dobra, inni, że nie wiadomo, jak ją wymówić, jeszcze inni kojarzą ją z Dywizjonem 303 <śmiech>. My ją roboczo skracamy do 303. I tak wiadomo, o co chodzi.
Podkreślasz, że marka trzyma się z dala od wielkiej mody. Czy nie kusi Cię czasem, żeby podkręcić te rzeczy w stronę aktualnych trendów?
Nie. Bo to nie byłabym ja. Z jednej strony działamy jak sieciówki. Krótkie serie, codzienne dostawy, cały czas coś nowego. Ale z drugiej trzymamy się mocno określonego stylu. I tego, co sama bym nosiła. Choć raz się pozytywnie zaskoczyłam. Zamówiliśmy trzysta metrów (czyli minimum) materiału w kanarkowym odcieniu żółtego, prawie neonowym. Słuchaj, to się sprzedało do zera! Nie wierzyłam, że można uszyć tyle takich samych rzeczy i sprzedać wszystkie. I że kobietom nie przeszkadza, że będą nosić to samo co inne. Ja mam zupełnie inne myślenie. Nawet jeśli powtarzam dany fason, używam innej dzianiny, o innej strukturze, odcieniu. Raz odeszłam od reguły i proszę. I to jest kuszące, żeby produkować bestsellery, takie modowe samograje. Tylko nie zgadza się to z moją wizją marki. Czasem trudno jest znaleźć kompromis.
A bestsellery 303?
Zaobserwowałam pewną zależność. Wydawało mi się, że kobiety wcale nie chcą wyglądać jak ktoś, kto sprzedaje. Tymczasem to działa. Nie chodzi o to, że kobiety nie mają wyobraźni, ale trzeba im to wyobrażenie ułatwić. Pracownica sklepu ma na sobie coś mojego i to się sprzedaje natychmiast. Podobnie z przekonaniem, że nigdy nie włożymy rzeczy w danym kolorze. A dlaczego nie? Trzeba próbować, skoro nie potrafimy sobie tego wyobrazić. Więc zwykle najlepiej sprzedaje się to, co jest dobrze wyeksponowane.
Totalnie zaskoczyła mnie popularność mini rozkloszowanej spódnicy. Już parę razy miałam plan, żeby ją wycofać, ale dziewczyny przychodzą i pytają o nią kilka razy w tygodniu (w trakcie naszej rozmowy dwie klientki wyszły ze sklepu ze słynną spódnicą – przyp. aut.). Dużym powodzeniem cieszy się też wyszczuplający płaszcz. Szyjemy go we wszystkich możliwych opcjach. Hitem jesieni jest wersja przeciwdeszczowa.
Ceny w Twoim sklepie do najniższych nie należą. Nie obawiasz się, że niektórych mogą odstraszać?
Nie. Moja koncepcja kosztuje. I nie ukrywam, że kieruję ją do kobiet o zasobniejszym portfelu. Mam swoją szwalnię, nie zlecam produkcji nikomu z zewnątrz. Dzięki temu mam pełną kontrolę nad tym, co się w firmie dzieje. Plus możemy wykonywać rzeczy pod konkretny wymiar. Materiały sprowadzamy z Włoch. Zresztą za parę dni jedziemy tam szukać tkanin do wiosennej kolekcji.
Niektórzy radzą mi, żebym weszła z 303 do centrów handlowych. Ale ja nie chcę robić wielkiego koncernu. Choć po przeczytaniu książki Amancio Ortegi, właściciela Zary, stwierdziłam, że mamy bardzo zbliżone myślenie o marce. Oczywiście na mniejszą skalę.
Oferuję kobietom rzeczy proste. Więc spotykam się z naturalną reakcją, że „takie proste to sobie mogę uszyć sama”. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że proste rzeczy jest uszyć najtrudniej. Ja wychodzę z konkretnym pomysłem, pracuję z fantastycznymi konstruktorkami i krawcowymi. Każdy fason doprowadzamy do perfekcji, dzięki czemu nie musimy z niego rezygnować po jednym sezonie. Tak jak mówiłam wcześniej, zmieniamy tkaninę, kolor, ale krój pozostaje ten sam. Bo się sprawdza. Po co to zmieniać? Jeśli klientka w moim ubraniu dobrze się czuje i równie dobrze wygląda, cena nie gra roli.
A co z najbardziej nietypowymi figurami?
W ofercie 303 Avenue jest usługa zbudowania pełnej garderoby na cały sezon. Nie tylko dla trudniejszych sylwetek, choć głównie takie panie się na nią decydują. Wtedy szyjemy wszystko od postaw, na indywidualny wymiar. Z tym że klientka musi mi zaufać. Bo to ja będę ją ubierać, ja zdecyduję, w czym jej najlepiej, dosłownie – nie pozwolę jej skrzywdzić. Koszt takiej usługi ustalany jest także indywidualnie, choć panie muszą się liczyć z ceną kilku tysięcy złotych. Z tym że jeśli nie znajdziemy wspólnego języka, nie będzie między nami energii, uważam, że nie ma sensu tego robić. Zależy mi na dobrym ubraniu danej kobiety, nie na pieniądzach.
Twoja absolutnie ulubiona rzecz z 303?
Spodnie dresowe. Zanim założyłam markę, przez pięć lat nie nosiłam spodni w ogóle. Zafiksowałam się, że taka figura jak moja, na spodnie się nie nadaje. Jak je zrobiłam, raptem się okazało, że noszenie spodni nabrało dla mnie sensu. Teraz noszę je bez przerwy.
Poniżej wybrane propozycje z kolekcji na jesień/zimę ’14/15.
Fot: Piotr Sitarsky
5 Comments
Marta
Harel 🙂 Czytam Cię od zawsze, choć zwykle nie komentuję. Jednak muszę teraz napisać, że liczba postów w ostatnich dniach jest bardzo satysfakcjonująca 🙂 Lubię być na Twoim blogu. Mam Reeboki z grafiką Olki Osadzińskiej, które polecałaś jakiś czas temu. Właśnie jadą do mnie świece z Green Dragonfly. Mam kilka sukienek od Yes to dress. I torebkę Raramodo. Jesteś po prostu inspiracją 🙂 Buziaki dla Łatki!
harel
Ależ mi miło! I cieszę się, że znajdujesz tu tyle dla siebie – to znaczy, że nie jestem osamotniona w swoich wyborach :). Staram się prowadzić blog regularnie, jeden tekst każdego dnia to moje marzenie. Zobaczymy, może się uda. Pozdrawiam i Łatka też!
Navy Light
„Kupienie sukienki Prady niczego nie załatwia. Tak samo jak założenie jednej drogiej torebki do rzeczy, które kompletnie do niej nie pasują. Kobiety marzą o rzeczach drogich, a potem okazuje się, że one wcale nie grają z ich stylem. Wyglądają tak, jakby pożyczyły sobie torbę czy buty z wystawy.”
Ten cytat jest genialny i niesamowicie prawdziwy! Muszę go sobie gdzieś zapisać.
Maria
Kolekcja jesien-zima bardzo mi sie podoba. Tylko nie wiem czy stac mnie na te ubrania. Jaki jest zarys cenowy kolekcji?
harel
Ceny trochę wyższe niż w Zarze. Nieporównywalna jakość 🙂