Taką modę chcę oglądać codziennie. Bez podziału na Polskę i świat. Bez dziwnie brzmiących zachwytów: „wygląda jak zagraniczne”. Bez oddzielania się od reszty, choć wiemy wszyscy (przynajmniej teoretycznie), że nasz rynek jest maleńki, początkujący i nieporadny. Mimo iż wizyty na kolejnych targach mody (oraz tygodniach mody) utwierdzają w przekonaniu, że dobrze nie jest i długo nie będzie, pojawiają się marki, które dają nadzieję przez duże N na modę przez duże M.
Gdy obejrzałam jesienną (i pierwszą stworzoną pod własnym nazwiskiem, wcześniej pracowała m.in. dla La Manii) kolekcję Magdy Butrym, natychmiast pojawiła się myśl, że dokładnie takiej marki w Polsce brakowało. Reagującej na modę w sposób świeży, przemyślany i odważny jednocześnie, z wyraźnymi ambicjami zajęcia miejsca na wysokiej, luksusowej półce. Pozornie prostej w odbiorze, ale gdy skupić się na szczegółach, przyjemnie zaskakującej. Jakością wykonania, krojem, połączeniem dobrze znanego z nieoczywistym. Mocne sezonowe trendy przeplatają się z delikatnie ugryzioną klasyką. Tu trochę elementów militarnych, tam romantycznych, seksowne pęknięcia i misterne ręczne plecionki (czas potrzebny do wyplecenia spódnicy ze skórzanych paseczków to trzydzieści godzin).
Magda Butrym docenia i chętnie wykorzystuje w swoich pracach tradycyjne rzemiosło. Wiosna i lato przynoszą ręcznie wyrabiane na krośnie jedwabne tkaniny, kontynuują też ideę plecionej skóry. Wymykają się bezpiecznym ramom uniwersalnych kolorów, wplatając pomiędzy czerń i biel rudy brąz, intensywne indygo, pudrowy róż, a także regularne, charakterystyczne desenie o delikatnie etnicznym charakterze. Ciężko uniknąć porównania do mistrzyni podobnych zabiegów, Isabel Marant. Choć od razu podkreślę, że mam na myśli ideologię czerpania z różnych źródeł kulturowych czy czasowych, a nie konkretne elementy kolekcji. Magda Butrym tym razem poszukiwała inspiracji w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Silnych bohaterek filmowych, które kształtowały ówczesne pokolenie kobiet. Wyzwolonych, autentycznych. To nawiązania mniej lub bardziej bezpośrednie, przynoszące zarówno dyskusyjne fasony (dzwony, wąskie płaszcze), jak i te, które przetrwały próbę czasu (luźne koszule, dopasowane marynarki). A z drugiej strony mocno osadzone w teraźniejszości tendencje, które symultanicznie występują na światowych wybiegach. Całość stanowi kolekcję kompletną, żadnego wrażenia przypadkowości czy dodawania czegoś na siłę. I te zdjęcia… Czy da się nimi nie zachwycić?
A na koniec informacja techniczna. Pod egidą marki występuje nie tylko sama projektantka, lecz także jej partnerka biznesowa, Aleksandra Halemba. Dyrektorem artystycznym marki jest Jolanta Aerts. Pod koniec stycznia ruszy sklep internetowy. A wtedy wszystkie zbankrutujemy.
Fot. Adam Plu/ Move Picture
Dyrekcja artystyczna: Jolanta Aerts/ jaerts.com
Modelka: Antonina Petkovic / The Society Management
Make up: Wilson/ Warsaw Creatives
Włosy: Michal Bielecki/ Warsaw Creatives
Stylizacja: Agnieszka Kornacka
Scenografia: Witalis
Produkcja: Warsaw Creatives
12 Comments
Aspagio
Chętnie zobaczyłbym te ciuchy na normalnych kobietach.
ps
fatalnie się przegląda całe wpisy z dużymy zdjęciami, przydałaby się gfaleria miniaturek.
harel
Myślę, że każda normalna kobieta znajdzie tu coś dla siebie. Jak coś kupię, to pokażę na sobie :).
P.S. Niektórzy lubią duże zdjęcia, inni wolą miniaturki. Trudno znaleźć kompromis. To chyba niemożliwe 🙂
Slowemprzezswiat
Genialna kolekcja!
philippo
Dobrze 🙂 Jestem pod wrażeniem dywanów 🙂 Czy można się dowiedzieć gdzie można je znaleść ? 🙂 Pozdrawiam serdecznie, Philippo
harel
To już pytanie do Witalisa, scenografa sesji. Podejrzewam, że to zbiory z różnych źródeł.
EnterModa sklep
Świetna kolekcja-jestem nią zachwycona
elf
No nie Harel, not again! Znowu wodzisz mój biedny portfel na pokuszenie!!;) Cud, miod i orzeszki:)
szprotek
Piękne. Wreszcie coś innego niż szara dresówka, tylko pewnie bedzie bardzo drogo.
szprotek
Tylko jedna rzecz mi sie nie podoba, ale jest charakterystyczna dla wielu polskich projektantów- ceny pozostające tajemnicą, o każdą rzecz trzeba pytać oddzielnie, to zniechęcające.
harel
Gdy ruszy sklep internetowy, ten problem zniknie. Też uważam to za zniechęcające, choć gdy spojrzeć na największe marki (Chanel, Louis Vuitton), rzadko kiedy podają gdziekolwiek informacje o cenie. Zwykle zdjęciu produktu towarzyszy tajemnicze „price on request”.
Kelly
Tylko oni mają sieć butików, gdzie to request można realizować w 30 sekund. Polskie marki same sobie szkodzą, bo zakupy często są impulsem, jest piękno, są emocje, jest zakup, a w przypadku braku cen i braku sklepu nie zrobimy zakupów. Ale cieszy lookbook, w którym naprawdę wszystko widać…i to jeszcze z prześliczną modelką! 😉
Elena Ciuprina
Piękna sesja, scenografia, i oczywiście ubrania! Zwłaszcza mnie oczarowały spódnice z frędzlami i te plecione. )