Myślałam niedawno o Annie Poniewierskiej. Pisałam tu o niej kilkakrotnie, ostatnio przy okazji premiery filmu „Before the show” o Tomaszu Ossolińskim. A więc na tyle dawno, by się stęsknić. I nagle przychodzi zaproszenie, a w zaproszeniu figuruje jej nazwisko. Tym razem w połączeniu z Lou Saints, siostrzaną marką Lilou. Specjalnie nie sprawdzałam, co mnie czeka, postanowiłam mieć niespodziankę. Dziś rano okazało się, że to był dobry pomysł. Dzięki niemu mogłam się zetknąć w sposób totalny z prawdziwą modą.
„Wszystko zaczyna się od tkaniny” – mówi projektantka. „Nie wyobrażam sobie, jak można najpierw stworzyć projekt, a potem dopasowywać do niego surowiec”. I rzeczywiście, gdy ogląda się jej kolekcję dla Lou Saints, nie ulega wątpliwości, co było pierwsze. Proste fasony urozmaica mnogość faktur materiałów z najwyższej półki. Śliski jedwab, mięciutka alpaka, ręcznie strzępione brzegi, przeszywane ozdobną nicią aplikacje ze wstążek, a do tego absolutnie czarujące desenie: żakardowe, haftowane, drukowane, bardziej lub mniej regularne, zahaczające nawet odrobinę o klimaty etniczne (acz dyskretnie i z klasą).
Anna Poniewierska nie lubi cięć, więc jeśli tylko się dało, starała się ich unikać. To bardzo japońskie podejście, szacunek dla tkaniny, praca najpierw wyobraźnią, dopiero w ostateczności nożyczkami. Wyjątek robi dla zachowania oryginalnych wzorów na materiale: plisowany przód sukienki został przemyślany tak, by mimo zagięć wciąż była widoczna grafika w pierwotnej postaci (drugie zdjęcie od końca). Rezygnuje też z oczywistości: bocznych szwów w spódnicach czy zapięć na suwak (zamiast niego mamy rząd misternie wszytych zatrzasków). Majaczą poprzednie dekady, kostiumy filmowe, szyk, którego w naszej lokalnej modzie zwyczajnie brakuje. Ubrania jednocześnie eleganckie i bez nadęcia, proste, lecz wcale nie oszczędne. Szlachetne.
Magdalena Mousson-Lestang, właścicielka marki, chciała znaleźć kompromis między obowiązującymi trendami a ponadczasową formą. Zapraszając do współpracy Annę Poniewierską, skazała Lou Saints na bezdyskusyjny sukces. Dodam tylko, że zdjęcia, choć urocze, nawet w połowie nie oddają tego, co widać na żywo. Te ubrania trzeba zgłębić wszystkimi zmysłami.
Kolekcja dostępna jest w butiku Lilou przy ul. Mokotowskiej 63 w Warszawie, przy ul. Wrocławskiej 21 w Poznaniu oraz w Concept Store by Lilou w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej 20.
Zdjęcia: Lou Saints
5 Comments
Rebecca Sharp
Fajne kroje, chociaż nie na moją figurę, ale wydają mi się bardzo niepowtarzalne. Podobają mi się również niektóre wzory, ponieważ trochę mi przypominają te z Missoni (chociaż są bardziej stonowane). Płaszczyk na ostatnim zdjęcie jest po prostu boski.
Pozdrawiam.
Michal
Mocno trzymam za Ciebie kciuki, chcialbym, zeby Twoj blog wybił się i był jeszcze bardziej popularny, tak by coraz to więcej osob moglo podziwiac Twoj niezaprzeczalnie wielki talent 🙂 Swietnie piszesz, naprawdę 🙂 Naprawde jestes utalentowanym czlowiekiem, gdybym osobiscie ja posiadal taki talent do pisania, na pewno bym poszedł w ta strone i starał się zrobic z tego sposob na życie, a wiem, ze się tak da, niestety ja takiego talentu nie posiadam, jednak trzymam kciuki za Ciebie.
mim_m
Mnie się bardzo podoba ta kolekcja, jest prosta i ładna. Problem jest tylko taki, że jest mało „noszalna” – będzie wyglądać korzystnie na dziewczynach podobnych do modelek z sesji, młodych, wysokich, szczupłych, eterycznych. Na reszcie ludzkości będzie znacznie mniej piękna. Takie ubrania to rodzaj sztuki – dobrze się je ogląda, gorzej z noszeniem na co dzień.
Lukasz
Świetne, naprawdę świetne! Biżuteria, torebki, ubrania, printy, wzory, faktury. Naprawdę, dawno nie widziałem tak stonowanej i zarazem pięknej propozycji jeśli chodzi o modę. Jestem pod dużym wrażeniem, bo dzis wszystko wydaje się być albo takie samo, albo zupełnie przekombinowane i wtedy nie ma co marzyć o klasycznym pięknie i prostocie.
Ann
Bardzo podobają mi się kroje, a najbardziej w mój gust wpasowują się płaszcze.