Czy to może być aż tak proste? Nazwa odnosząca się zarówno do gaworzenia dziecka, jak i dadaizmu (który zresztą od trzeciego członu nazwy pochodzi). Nieskrępowana radość, szczerość, porzucenie wszelkich dotychczasowych ram na rzecz całkiem nowej, zaskakującej sztuki. Spontaniczne, naiwne rysunki, igranie z proporcjami, umysł jak biała kartka, gotowy do zapisania na nowo. Oto Wearso Organic, jakiego nie znacie.
Tym razem Ola Waś podaje wszystkie ingrediencje na tacy. Nie trzeba się domyślać, wystarczy raz spojrzeć. O ile do tej pory projekty Wearso skupiały się przede wszystkim na kobiecie, teraz wręcz krzyczą, by obudzić w sobie wewnętrzne dziecko. Krzyczą przyjaźnie, zabawnie i z uśmiechem. Trochę nawet mrużą oko. Uproszczone po poprzednim sezonie fasony ozdobione zostały krzykliwymi grafikami Luki Rayskiego. To pierwszy przypadek w historii marki, gdy pojawiają się ilustracje a) nie tylko na białych t-shirtach, b) nie tylko w czarnym kolorze. Rzeczy na obrazkach dzieją się różnie, a widać często dokładnie to, co chce się widzieć. Raczkujące niemowlę w wielkim kapeluszu, szereg wpatrujących się w nas przenikliwie oczu, para nóg w meloniku – powiedzmy, że akurat tych trzech jestem pewna.
Ciekawe historie dzieją się też w obrębie samych fasonów. Niektóre z nich celowo zostały powiększone, inne z kolei tak mocno dopasowane, jak rzadko się w Wearso zdarza. Grę proporcji najlepiej oddaje plecak – tak gigantyczny, że przy niewielkim wysiłku sama modelka mogłaby się do niego zmieścić. Trochę tu też elementów wprost zaczerpniętych z ubrań dziecięcych: kombinezon z szortami, legginsy we wzory, kolor różowy, chyba najsłodszy z możliwych. Wielkie kieszenie, przydługie bluzy, ciągnące się do ziemi szale – to wszystko sprowadza nas w sam środek dzieciństwa.
A wtedy pojawia się coś na uspokojenie, aby nie zdziecinnieć dokumentnie. Gładkie modele o charakterystycznej dla Oli Waś nieregularnej konstrukcji. Tu drapowanie, tam asymetryczny kołnierzyk, dodatkowe rękawy do przewiązania w talii, celowo zaokrąglone biodra, ryzykowna, lecz z zawsze dobrym zakończeniem zabawa deformowaniem klasycznej kobiecej sylwetki. Jest u ukłon w stronę samych dzieci. DO DE DADA zasiliły dziecięce sukienki, bardzo proste i urocze, w formie litery A.
To jedna z najbardziej zaskakujących propozycji w tym sezonie. Wydarzyło się coś dobrego i ogromnie się cieszę, że możemy być tego świadkami. Wearso pozostaje sobą, ale chwyta coraz więcej gałęzi wcześniej nieznanych. Jeśli „dadaizm to stan umysłu”, szczerze projektantce zazdroszczę.
zdjęcia: Zuza Krajewska
stylizacja: Robert Kiełb
modelki: Justyna Maria Faszcza, Angelika Barańska / D’Vision, Karlie / United4Models, Nel i Julia
scenografia: Kat&Zu
makijaż: Polka Dźwigała
włosy: Grzegorz Smoderek
nadruki: Luka Rayski
biżuteria: Shit Happens
3 Comments
elakijowska
Sukienka ostatnia i malinowa trzecia od końca to moje faworytki.
Joanna
Super! Rewelacyjnie to wygląda! Niestety takie fasony nie dla mnie zostały stworzone :-D. Jestem za niska na takie sukienki. Ale podoba mi się bardzo pomysł <3 Może biała kiecka do kolan byłaby ok? Rozmarzam się..
Katarzyna
Ja zastanawiam się nad zakupem tego modelu to chyba ich najlepsza propozycja.