Wyzwanie. Stworzyć markę na tyle blisko klasyki, by zachwycała panie w słusznym wieku, lecz jednocześnie na tyle nowoczesną, by młode towarzystwo pragnęło uruchomić instytucję świnki skarbonki, by kupić choć jeden porządny wełniany płaszcz. Sztuczka udała się Paulinie Pyszkiewicz. Rok temu ruszyła z Le Brand – śmiało można stwierdzić, że marką minimalistyczną (a wiecie, że nie nadużywam tego słowa, ba, pojawia się tu prawdopodobnie drugi, jeśli nie pierwszy raz w tym roku), przywodzącą na myśl swoje francuskie odpowiedniki z grupy SMCP (Sandro, Maje, Claudie Pierlot). Nie wspominam o Francji z wyrzutem. Wręcz przeciwnie, skojarzenie ma być komplementem. Mało która osoba w wieku Pauliny może się pochwalić tak świetnym wyczuciem kobiecych potrzeb, świadomą rezygnacją z infantylizmu czy oczywistych, komercyjnych trendów. Niedawno w sprzedaży pojawiła się trzecia kolekcja, na obecną jesień i nadchodzącą zimę. Le Brand pnie się w górę, aż miło.
Jest pazur – to pierwsza moja myśl po obejrzeniu jesiennych propozycji. Ale żaden tam pazur wulgarny czy nieprzyjemnie drapiący. Zaczepia z klasą, przykuwa wzrok, ale nie dominuje, nie ciągnie uparcie w swoją stronę. Pierwsze skrzypce grają okrycia wierzchnie. Numer jeden: luksusowy, jedyny w swoim rodzaju pudełkowy płaszcz w cętki wykonany ze skóry naturalnej. Numer dwa: czarne kożuchy ze skóry owczej, czarne, cięte surowo z geometrycznych paneli. Co ciekawe, zaczęły się sprzedawać jeszcze w upalne sierpniowe dni. Kolejne idą płaszcze, wełniane i kaszmirowe, czarne, szare, beżowe i granatowe – o różnej długości, lecz zawsze ultra prostym kroju. Następnie czarne sukienki. Wariacje na temat marynarki, głębokie dekolty, koronki, dyskretny połysk – i znów wełna, łaskawy ukłon w stronę polskich warunków pogodowych. Hitem okazały się niespodziewanie zamszowe i licowe legginsy. Skóra z domieszką elastanu świetnie dopasowuje się do każdego kształtu nóg. Dostępne mamy wersje gładkie i z nitami (poniżej na zdjęciu).
Paulina nie rezygnuje z bestsellerów: pudełkowych bluzek z krótkim i długim rękawem szytych zarówno z jedwabiu, jak i wełny i obszernych marynarek. Nowością (niestety nieobecną na zdjęciach, do obejrzenia w pracowni przy Wilczej 3/42 w Warszawie) jest niestandardowy deseń moro w kropeczki. Te ostatnie okazują się kwiatkami, gdy przewróci się materiał na lewą stronę. Oliwkowy motyw zdecydowanie bardziej podobał się Paulinie w wersji nieoczywistej. I dobrze. Drobne kwiatki gryzłyby się ze wspomnianym… pazurem.
Fot. Małgorzata Turczyńska
Modelka: Maria Konieczna
Makijaż: Patrycja Dobrzeniecka
Stylizacja: Alicja Werniewicz
2 Comments
elf
cudo
Monika
Ciekawe ubrania. Bardzo lubię minimalizm.