Dokładnie dziewięć lat temu po raz pierwszy nacisnęłam przycisk „publikuj” na tym blogu. Nikt prócz mnie nie wie, że próby publikacji rożnych tekstów i zdjęć trwały od 2004 roku. Trochę szkoda, ale z drugiej strony dzięki własnemu niezdecydowaniu mam jeszcze cały rok na zorganizowanie imprezy z okazji okrągłej dziesiątej rocznicy. Takowa odbędzie się na sto procent, jestem po pierwszych rozmowach z ludźmi znającymi się na rzeczy (pozdrawiam tajemnicze jeszcze dobre dusze). To nie kokieteria. Ja naprawdę nie wierzę, że tyle lat jestem tu z Wami.
Przypominają mi o tym różne sytuacje. Ostatnia? Stoję z naręczem wieszaków, zdradzając perfidnie polską modę w & Other Stories w Berlinie, gdy nagle słyszę swój pseudonim. Zaczepia mnie Czytelniczka i pyta, czy to na pewno ja. Moje ego szaleje. Jest mi miło na dwieście procent. Rozmawiamy przez chwilę, następnego dnia wieczorem dzięki niej siedzę w genialnej knajpie (Bun Bao, Kolwitzstrasse) i jem obłędne burgery. Mówię przyjaciółce, z którą Berlin po raz kolejny odwiedzamy: „Zobacz, gdyby nie mój blog, nigdy byśmy tu nie trafiły”. Pół roku wcześniej parę kilometrów dalej spożywam tajskie specjały na świeżym powietrzu w towarzystwie rzeczonej przyjaciółki i… Bereniki Czarnoty z narzeczonym. Nie rozmawiamy o modzie. Tematy się nie kończą. Gdy trzeba się rozstać, mam prawdziwe łzy w oczach, choć nigdy się do tego nie przyznam (tylko dziś, ale nie wypominajcie mi tego). Gdy parę miesięcy temu jestem chora, z domowym rosołem przybywa mój serdeczny przyjaciel. Jak się poznaliśmy? Wpadał na kawę do Wearso, gdzie pracowałam przez jakiś czas. Nie musiałam, ale marzyłam, by zdobyć doświadczenie w pracy ekspedientki w sklepie z ciuchami. Jak tam trafiłam? Dzięki blogowi.
Nie zliczę, ile zdarzeń w moim życiu zawdzięczam tamtej nie do końca świadomej decyzji (czuję, że wymieniłam ich zdecydowanie za mało, lecz terroryzuje mnie wyładowująca się bateria pożyczonego od męża iPada (wiem trudno w to uwierzyć, ale moje teksty powstają na kobylastym ponaddziesięcioletnim pececie)). Wciąż dzieje się mnóstwo i pewnie tak już zostanie. Dla tych ciekawskich: nie, nie żyję z bloga, mam swoją pracę, którą uwielbiam i nie chciałabym jej zamienić na żadną inną. Blog łączy mnie z ludźmi i to jest jego największa wartość. Za rok rozkleję się na dobre. Tymczasem życzę Wam wszystkiego dobrego! Widzimy się w styczniu!
Fot. Justyna Helena Majewska, Szymon Brzóska, Bartek Szmigulski.
11 Comments
Joanna
Wszystkiego dobrego i najlepszego Harel!
Magda
Gratulacje Harel! To dobra okazja, by Ci napisać, jak bardzo szanuję to co robisz. Jesteś jedyną osobą w tej branży, która ma klasę. Nie wybiłaś się na lansie albo poniżaniu i obrażaniu innych. Widuję Cię w pierwszym rzędzie obok ludzi, którzy nie dorastają ci do pięt, ale to o nich się więcej mówi. Tak trzymaj, nigdy się nie zmieniaj!
Paulina
Czytam cię od początku, nie mogę odżałować Lookbooka! Jesteś najlepsza i nie masz konkurencji! Uwielbiam Twoje poczucie humoru, dystans i podziwiam twoją wiedzę. Kiedyś zaglądałam na inne blogi, ale teraz tylko do Ciebie i Jagi Design. Nie znoszę chamstwa i głupoty, one zdominowały większść internetu. U Ciebie zawsze mogę liczyć na najwyższy poziom. I musisz być przemiła osoba!
Renata
Gratulacje i kolejnych lat owocnego blogowania!!! Też chciałam kiedyś podejść i zagadać (w knajpce Nabo na Sadybie), ale jakoś nie miałam odwagi. Następnym razem dam radę:).
Pozdrawiam serdecznie,
Renata
harel
Koniecznie!
Tomasz
Wszystkiego dobrego na kolejne 10 lat 🙂
k
Pięknie się to czyta 🙂 Spóźnione sto lat!
Weronikiwi
Och! I teraz będę się zastanawiać, czy to przypadkiem nie Ty mnie obsługiwałaś, kiedy kupowałam pierwszą sukienkę w Wearso 🙂
harel
Jeśli to było w roku 2012 między styczniem a październikiem w pracowni w piwnicy, to bardzo prawdopodobne :).
Eliza
Wielkie gratulacje! :))
…i trochę prywaty 😉 – co to za torebka krokodylowa z frędzlami??
harel
Torebka od Zofii Chylak – mały worek, totalny bestseller :).