Marka Outfit Format powróciła z jesienno zimową kolekcją. Nie dziś, nie wczoraj, ale jak zawsze tu podkreślam, lepiej napisać o czymś późno niż wcale. Zwłaszcza że jesień może za nami, ale póki trwa zima, będę Was raczyć kolekcjami zimowymi. Aura sprzyja, branżowe wydarzenia wręcz przeciwnie – w tym tygodniu czekają mnie co najmniej dwa wiosenne pokazy. Ba, w sklepach widziałam już pierwsze sandałki. Za to zimowe rzeczy wreszcie w rozsądnych cenach. No dobrze, koniec z tymi „oczywistymi oczywistościami”, czas do meritum. Gdy pierwszy raz zobaczyłam te zdjęcia, byłam przekonana, że to sesja z końca lat sześćdziesiątych, którą twórczynie marki postanowiły się zainspirować i na jej podstawie stworzyć linię retro ubrań. Echa Huberta de Givenchy i Christobala Balenciagi, modelka jak Ewa Demarczyk, przytłumione barwy kliszy i pewnego rodzaju wzniosłość – raczej niespotykana współcześnie. A potem zagrały detale. Zbyt nowoczesne jak na tamten czas. Makijaż, sylwetka i za paradoksalnie za dużo nawiązań do przeszłości. Tak dopracowana pod względem inspiracji kolekcja po prostu nie mogłaby się pojawić pół wieku temu. Pojawiła się w roku 2015.
„Jakość natury, natura jakości” – to tytuł jesiennej linii marki, ale także nawiązanie do jej filozofii. Poszukiwanie surowców w najlepszym gatunku, unikanie w tej kwestii kompromisów, konkurencyjność dla udających jakość ubrań z sieciówek. I skupianie się na tym, co dobre. Jeśli tylko można skorzystać z polskich materiałów – twórczynie Outfit Format z radością to czynią. Produkcja odbywa się w Łodzi, co też jest istotne i dla natury, i dla jakości. Projekty z kolei mają podkreślać zalety i maskować ewentualne wady. Stąd różnorodność sylwetek, ruchoma linia talii (od podwyższonego stanu po obniżony), mocny zarys bioder czy ramion. „Bądź kobietą” – te ubrania wręcz krzyczą, przywołują do porządku i z sukcesem chronią przed zbytnim skupianiem się na własnych niedoskonałościach. Tak, przytoczę tu własny przykład, to dzięki tej marce zaczęłam znów podkreślać talię (z niemałym zaskoczeniem odkryłam, że jednak ją posiadam – o czym kompletnie w dobie awangardowych worków zapomniałam).
Zima Outfit Format to sporo wełny w najróżniejszych odmianach. Od moherowych dzianin (kłaniają się przykrótkie swetry i wydłużone tuniki z pęknięciami po bokach i dekoltem V) po zaskakująco lekkie garniturowe tkaniny (zapinane pod szyję pozornie zgrzebne szmizjerki, które wydobywają z człowieka więcej kobiecości niż bandażowe kiecki Azedine Alaia). Są długie kardigany przewiązywane w talii rzemieniem (w tym zygzakowaty z dzianiny Missoni), a także płaszcze o miękkiej, zaokrąglonej linii (tu przypominają się wspomnieni wcześniej najwięksi z wielkich). Towarzyszą im jedwabne, wiskozowe i bawełniane koszule z wysokim kołnierzem, a także spodnie w trzech fasonach: culottes (wciąż nie mogę się przemóc, by używać nazwy „kuloty”), z lekko rozszerzanymi nogawkami zaprasowanymi w kant oraz dresowym, z mankietami (zamiast szarej „dresówki” szlachetna czarna wełna z domieszką elastanu). Klimatu z przeszłości dodają też skórzane spódnice o linii A. Powstały w trzech wersjach kolorystycznych: głęboko granatowej, bordo i czarnej. Na bardzo mroźne dni marka przygotowała ocieplaną dwurzędową kurtkę. To coś, co marzyło mi się od lat: zimowa kurtka, która nie wygląda jakby właśnie się wyszło na przepustkę lub zgubiło drogę w Tatrach.
Tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami autorstwa Roberta Zuchniewicza, resztę kolekcji znajdziecie na stronie marki.
Fot. Robert Zuchniewicz
Modelka: Justyna Samsel
Makijaż: Aneta Paciorek