Rzadko tu piszę o sieciówkach, ale w najbliższym czasie zrobię kilka wyjątków. Powody są banalne: jeśli coś mnie zachwyci, nie potrafię tego przemilczeć. A dawno już tak często nie zbierałam szczęki z podłogi, że tak się okrutnie wyrażę. Może światło słoneczne tak na mnie wpływa i pełna jestem zaskakującego entuzjazmu? Wczoraj dotarły do mnie materiały zdjęciowe nowej współpracy Rity Ory z Adidasem. Bum! Szczęka znów opadła, a wąż w kieszeni zasyczał okrutnie. Kto choć trochę mnie zna, ten wie, że mam świra na punkcie japońskiej estetyki. Z maniakalnym uwielbieniem kolekcjonuję oryginalny papier Origami, który składam zwykle w żurawie albo lampiony, poluję też na jedwabne kimona vintage. Wciąż odkrywam tajniki japońskich strojów, symbolikę deseni i kolorów, z fascynacją obserwuję, jak historyczna Japonia przeplata się ze współczesną modą. I nagle taki strzał.
Podejście totalnie stereotypowe, ale sieciówek w żadnym razie nie należy za to winić (są poważniejsze przewinienia, nie mam pojęcia, gdzie zostały uszyte te ciuchy i chyba wolałabym nie wiedzieć, bo jeśli na metce zobaczę Bangladesz, chęć zakupów zostanie znokautowana). Jest oczywiście kimono, bo jakżeby inaczej. Można je nosić dwustronnie, choć wersja czerwona przypomina bardziej bokserski szlafrok niż strój gejszy. Są spodnie, którym wprawdzie do opcji Hakama daleko, ale gdzieś tam dotykają do sedna tymi szerokimi nogawkami. Co zdecydowanie najbardziej mnie urzekło, to firmowa wersja kurtki typu Sukajan. To świetny pretekst, by przypomnieć jej historię.
Haftowane bejsbolówki przywróciła do życia Isabel Marant, której inspiracyjne patenty ostatnio nieco straciły na dobrej sławie. W 2011 roku wciąż jeszcze cieszyła się nieskalaną opinią wizjonerki o nieocenionej intuicji, machina ruszyła i sukajany opanowały Zary, Mango i Haemy. A zaczęło się w czasach drugiej wojny światowej, gdy amerykańscy żołnierze stacjonowali w japońskim mieście Yokosuka. Ozdabiali swoje kurtki (zwane varsity lub letterman) japońskimi grafikami (zwykle były to haftowane mapy, smoki, żurawie lub kwiaty wiśni) i wysyłali do swoich rodzin jako nietypową wersję listu (stąd jeszcze jedna zamienna nazwa,”souvenir jacket”). Obecnie takie suweniry można kupić niemal na każdym japońskim rogu, niestety powszechności towarzyszy zdecydowanie gorsze i masowe wykonanie oraz jakość nieporównywalnie niższa do oryginałów (w końcu co odzież wojskowa, to odzież wojskowa, wiadomo). Szczęściarze trafiają czasem na wersje vintage, ci najwięksi znajdują nawet jedwab (wyszywany jedwabną nicią!). Wracając do meritum, w kolekcji Rity Ory sukajany mamy dwa i gdyby nie legendarne już „trzy magiczne paski”, niczym by nie odstawały od swoich „prapraprawzorów”.
Interesujące są też wykorzystane desenie. Podobnie jak na oryginalnych kimonach, symbole przenikają się i uzupełniają. Seigaiha, czyli morskie fale, symbolizują porywy szczęścia, siłę i odporność. Tsuru – żuraw – spełnia życzenia. Yama – góry – to magiczne miejsce między ziemią a niebem. Połączone z żurawiami zapowiadają dobre zmiany w życiu. Sakura – kwiaty wiśni – nowy początek, ale też przemijanie (nie mogło być aż tak różowo). Jest jeszcze rzeka – Kawa – ciągłość i przyszłość. Kto by pomyślał, jeden dres, a tyle znaczeń!
Kolekcja będzie dostępna w sklepach stacjonarnych Adidas oraz w sklepie internetowym od – uwaga, uwaga – 6-go lutego, czyli już za moment. Zacieram łapki.
Zdjęcia: materiały prasowe Adidas
P.S. Przy opisywaniu symboli korzystałam z książki „Japan Symbols” autorstwa Merrily C. Baird.
3 Comments
Paula
czy ceny są znane? 🙂
harel
Parę rzeczy jest już w sklepie internetowym, wystarczy, że klikniesz w link podany w tekście.
Pozdrawiam!
157
Super sie sklada bo za mna pierwszy dzien pracy w Shinjuku!