Gosia Sobiczewska myślami jest już zapewne w okolicach zimy 2018. Z tym że w jej przypadku nie jest to twórcze widzimisię i przeskoczenie o parę sezonów do przodu, by zagrać na nosie opieszałej konkurencji. To jest biznes i podejście, które wszyscy zainteresowani powinni dogłębnie analizować i zapamiętywać. Jej markę, ESTby ES., prędzej spotkamy na profesjonalnych targach odzieżowych poza granicami Polski, niż na lokalnych targowiskach (nazwijmy rzecz po imieniu, targów z prawdziwego zdarzenia u nas praktycznie nie ma – nie licząc… Targów Poznańskich). Podczas gdy inni zastanawiają się, jakie prezenty wysłać do redakcji, by uzyskać choć dwa centymetry kwadratowe na papierze, ona realizuje kolejne spore zamówienie lub pakuje się na kolejną branżową imprezę. Nie musi zabiegać o zaistnienie w mediach, bo istnieje już od dawna w świadomości swoich klientek. Inna sprawa, że sesje zdjęciowe, które towarzyszą kolejnym kolekcjom, to majstersztyk w najczystszej postaci, więc dziwię się każdemu, kto nie decyduje się opublikować choć fragmentu. Nie każdy sezon jest uwieczniany. Powód? Podejrzewam brak czasu na sprawy inne niż te najważniejsze. Jakiś czas temu nieoficjalnie ukazał się materiał przygotowany na tegoroczną jesień (pojawi się tu w swoim czasie). Choć mój zachwyt był ogromny, poczułam lekki zawód, że po fantastycznej (nieuwiecznionej) jesieni 2015 równie niezauważalnie minie wiosna (nie chcę nawet wspominać o najcichszej chyba kolekcji stworzonej we współpracy z Marianną Stuhr, bo się zdenerwuję). Ale wczoraj znalazłam w skrzynce mailowej materiał, który uspokoił rozżalone serce.
Gosia napisała o pędzącym czasie i codziennych planach, które trzeba realizować, by nie wypaść z rytmu. „Dążyć, nadążyć, podążyć, zadziałać, wykonać, odhaczyć. Krzyżyk w odpowiedniej kratce postawiony. Już jest: gotowe, zrobione, załatwione. I dalej, do przodu, następne. Jak w dziecinnie prostej grze Kółko/Krzyżyk. Byle się nie zagapić i nie przegrać”. Brzmi znajomo? Z tego pędu wynikają jej pomysły, funkcjonalne do granic możliwości, ciuchy do szybkiego narzucenia rano, by bez skrępowania rzucić się w bieg zdarzeń. Wspomniane kółko i krzyżyk znalazły swoje miejsce jako nieregularne desenie. Krzyżyki to autorski wzór, narysowany na kartce i dosłownie przeniesiony na materiał. Trochę tu skojarzeń z haftem, a trochę z komputerowymi stworami – jak to bywa w kwestii abstrakcyjnych wzorów, każdy widzi co innego. Choć czas goni, projektantka ogląda się przez chwilę za siebie i do sesji wizerunkowej zatrudnia osoby, z którymi pracowała przy swoim debiucie sześć lat temu: Audrey Krawczyk i Patrycję Matysiak. Akcja ma miejsce w Paryżu, jest maleńkim wycinkiem z życia zabieganej (a jakże) dziewczyny.
Dziewczyna nosi wygodne sukienki, wykańczane mereżką płaszcze, garnitury z dzianiny, nie boi się ażurów, tiulu czy satynowego połysku w świetle dziennym. Szyję oplata cienkim szalikiem w okrągłe plamki, a dla zabawy dodaje aplikacje i frędzle z tasiemek przypominające egzotyczne pióra. Nie obawia się pasteli, bo nawet mięta nie odbierze jej charakteru. Wszystko dzięki zdecydowanym krojom, blisko ciała, ale bez krztyny kiczu. Znam parę osób kochających ESTby ES. z całego serca nie tylko za aspekt wizualny, lecz właśnie użytkowy. Jedna mała zmiana i strój, w którym spędziło się cały dzień w pracy, nadaje się na wieczorne spotkanie. Tempo życia najwyraźniej zamiast przeszkadzać, inspiruje. I to nie tylko projektantkę.
Fot: Audrey Krawczyk
Stylistka: Patrycja Matysiak
Makijaż i włosy: Kasia Furtak
Asystent fotografa: Clémentine Passet
Modelka: Vika / Métropolitan Agency Paris