Lights

To się dzieje naprawdę. Wstaję rano i już jestem spóźniona, biegnę na trzy spotkania ustawione co godzinę, błogosławiąc brak prawa jazdy i możliwość pracowania w autobusie. Pochylona nad komórką z wyładowującą się tempie rekordowym baterią odpisuję na maile, przegapiam właściwy przystanek i piszę do wszystkich trzech osób o możliwości półgodzinnego poślizgu. Na trzecim spotkaniu wyobrażam sobie czekającego na mnie w domu psa, którego muszę wyprowadzić. Pies nie chce iść, a ja mam do zrobienia jeszcze tyle, że musiałabym wydłużyć dobę do czterdziestu ośmiu godzin, żeby zdążyć choć z połową. Przypominam sobie porady w którymś z magazynów o tzw. stylu życia, jak to nie należy się poddawać stresowi i presji czasu, że podczas pracy przy komputerze należy jak najczęściej wyglądać przez okno i uspokajać oczy widokiem roślin. A najlepiej to wyjechać na urlop i wszystko zostawić, bo przecież jesteśmy tego warte. I szlag mnie trafia. Kocham, to co robię i nie zmieniłabym absolutnie nic. Mam swoją codzienną pracę plus ten blog, którego jestem redaktor naczelną, dziennikarką, researcherką (brzydkie słowo) i korektorką (a czasem modelką, choć na szczęście rzadko). W sumie zasuwam na pięć etatów. Ale czasem marzy mi się chwila spokoju. Nie więcej. W zeszłym roku wpadłam na pomysł, by taki wakacyjny kącik zorganizować sobie w mieszkaniu. Naznosiłam różnych roślin, kupiłam poduszki w egzotyczne wzory, a na półce postawiłam książki i magazyny, które będę w chwilach relaksu czytać. Zgadnijcie, ile razy przez ostatni rok tam byłam? Nie liczę przechodzenia obok. Dwa. Ale za to pies bywa tam regularnie i bardzo się cieszy. Do czego dążę? Ano do tego, że są wokół mnie osoby, które potrafią osiągnąć to, co zabieganej Harel przychodzi z ogromnym trudem. I nie dość, że osiągają, to jeszcze znajdują w tym inspirację do dalszej pracy. Konkretny przykład? Sylwia Antoszkiewicz i jej marka LOUS.

LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (24)

Sylwia stworzyła w swoim mieszkaniu zieloną enklawę. Rośliny przywoziła z podróży, a zbiory dopełniała warszawskimi zakupami. W ich otoczeniu czuła, że naprawdę odpoczywa. Nastrój miejskiego zen postanowiła przenieść na najnowszą kolekcję. Do współpracy zaprosiła poznańskiego grafika, Radka Janowskiego. Stworzył on nadruk nawiązujący do największej miłości projektantki: sukulentów, czyli roślin przystosowanych do życia praktycznie bez wody. To nie tylko kaktusy, ale też liściaste egzemplarze. I taki właśnie rozczapierzony bohater pojawił się na delikatnej białej tkaninie. Nie ma wątpliwości co do sezonu, to lato pełną gębą. Aczkolwiek ponieważ żyjemy tu, gdzie żyjemy, musimy brać pod uwagę kapryśną pogodę. Stąd wykorzystanie nie tylko bawełny czy jedwabiu, ale też wełny – zresztą w niesamowitym ceglastym kolorze przywodzącym na myśl włoskie kamienice skąpane w popołudniowym słońcu. Oprócz samowystarczalnych roślin wśród inspiracji pojawia się niezwykle silna kobieta, Tilda Swinton. Nieprzypadkowo wraz z tym nazwiskiem występuje po raz pierwszy w historii marki garnitur. To rzecz o tyle ciekawa, że – choć skrojona dość klasycznie – uszyta z mięciutkiej mieszanki jedwabiu i bawełny, a proporcjami dostosowana do noszenia w komplecie z… butami sportowymi. Możecie mi wierzyć, że nie tylko na modelce układa się świetnie (kto ma wątpliwości, niech sprawdzi mój Instagram).

W ostatnich latach moda skupiała się już i na nogach, i na brzuchach, a nawet na pośladkach (dziękujemy, drogie siostry Kardashian!). Co mamy teraz? Zdecydowanie ramiona. Widać to nie tylko u LOUS, o czym będę rozprawiać w najbliższym czasie. Bluzki i sukienki odsłaniają je na różne sposoby, symetrycznie i asymetrycznie, dodając pęknięcia i szarfy do fantazyjnego przewiązania. Delkolt V, tak znamienny dla marki, tym razem wędruje na plecy, czasem wygładzając swoją linię w stronę litery U. Sylwia Antoszkiewicz praktycznie zrezygnowała w tym sezonie z dzianin, co także jest odwołaniem do początków LOUS (mało kto pamięta, ale pierwsza kolekcja obfitowała w popelinowe sukienki w intensywnych i odważnie ze sobą łączonych kolorach). Pojawiają się też sukienki, które noszą w sobie kontekst wieczorowy. Nie są one stricte wieczorowe, ale uzupełnione odpowiednimi dodatkami, będą jak znalazł. To m.in. długa suknia ozdobiona z przodu szarfą, która na szyi z tyłu daje złudzenie amerykańskiego dekoltu. Jest też opcja warstwowa, wewnątrz dopasowana, a na zewnątrz obszerna, w formie kwadratu. I jeszcze kombinezon – rzecz absolutnie mistrzowska, z obniżoną talią, którą można dopasować za pomocą troczków.

„Światło to główny bohater kolekcji i sesji zdjęciowej. Bez światła nie moglibyśmy żyć. Nie zachodziłaby fotosynteza. Bez światła nie rosłaby moja kolekcja sukulentów. Światło, szczególnie to wewnętrzne, jest motywacją i inspiracją. Jak podkreślała w swoim expose Tilda Swinton, człowiek jest z natury sprawiedliwy, dobry i wypełniony światłem. Chciałabym, aby i taka była moja nowa kolekcja LIGHTS” – tak Sylwia tłumaczy sam tytuł. I przekonuje mnie tym bardziej, że chyba sama mam sporo z rośliny. Bez światła ani rusz. Dlatego nawet jeśli się spóźniam, czynię to z radością. Mam nadzieję, że zaraźliwą.

LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (30)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (15)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (21)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (10)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (27)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (12)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (22)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (17)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (8)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (9)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (16)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (19)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (18)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (3)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (2)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (13)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (26)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (28)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (5)
LOUS_kolekcja Lights_SS2016 (6)

Fot. Małgorzata Turczyńska
Modelka: Jagoda Maruda

Leave a Reply