Czy znacie to uczucie, kiedy jesteście przekonani, że dany temat na sto procent was nie zainteresuje? To może być książka, najnowszy hit kinowy, a nawet filmik, który uparcie udostępniają wszyscy znajomi na Facebooku. Mówicie „nie” i idziecie dalej. Nie zliczę, ile razy przez własne uprzedzenia przegapiłam fantastyczne historie. O mały włos nie dostrzegłabym także marki Messo. Bo na podstawie jednego obrazka, który mignął gdzieś w przelocie, stworzyłam błyskawiczną opinię, niezbyt przychylną. Ot, kolejna próba połączenia mody oficjalnej z obietnicą wygody, jaką od lat składają, a nawet czasem dotrzymują, dresowe dzianiny. Dopowiedziałam sobie nieistniejącą resztę i gdyby nie kilka przypadków, wierzyłabym w nią do teraz. Na szczęście znalazłam się we właściwym miejscu o właściwej porze. Jeden raz, a potem drugi. Doprecyzowując, na targach HUSH Warsaw rok i pół roku temu. Ufff…
Wiosna i lato w Messo mienią się setką pomysłów i niezwykle przemyślaną paletą barw. Kwitnące wiśnie, nawiązania do kimon, subtelne desenie i lekkie, bliskie ciału kroje. Połączenia odcieni różu, mocny kobalt na białym tle, czerwień, jasny koral, brzoskwinia i błękit letniego nieba. Biel, czerń, granat i beż jako bezpieczne odpowiedniki barwnych szaleństw. Całkiem sporo asymetrii, stonowanej i przyjemnej. Rząd sukienek kopertowych, z obniżoną talią i zaskakującymi przewiązaniami, tu i ówdzie pęknięcie, trochę inspiracji strojem do tenisa (plisowania spódnic), koszul i bluzek z dekoltem V grających zarówno samą formą, jak i fakturą wykorzystanej tkaniny.
Choć porównania do Origami mnożą się w odniesieniu do polskiej mody podobnie jak kiedyś owoce miłości do słowa „minimalizm”, muszę dziś sama je tu wykorzystać. Bo niektóre z tych ubrań naprawdę wyglądają tak, jakby ich pierwotne modele powstały z papieru. Ostre kąty brzegów spódnic i sukienek, zakładki tak wyraziste, jak na zgiętej kartce, maleńkie wywijane kołnierzyki (skrzydła żurawia, cóż poradzić?), „składane” kieszenie i w ogóle cały kontekst japoński, choć z uwagą i ostrożnością zastosowany. Z poważną kobiecością igra element dziewczęcy, obecny w uroczych marszczeniach, nieco naiwnych, jakby przykrótkich sukienkach i topach odsłaniających brzuch. A do tego nonszalancja szerokich garniturowych spodni o różnej długości, marynarek, kamizelek i koszul. Do dziś się cieszę, że dałam się zaskoczyć. Zresztą spójrzcie sami.
Zdjęcia: materiały prasowe
1 Comment
OldMoss
Oczywiście, że dresowe dzianiny dotrzymują obietnicy połączenia oficjalności z wygodą:) Mi akurat to pasuje, że marki tworzą kolejne kolekcje oparte o takie materiały i koncepcję połączenia pozornie skrajnych wartości. Staram się j je wyszukiwać u projektantów i w sklepach.