Jest jedną z nielicznych osób w Polsce, której styl mnie interesuje. Z dużą przyjemnością obserwuję, co ma na sobie i to nie od paru, a od parunastu lat. Jedynym pewnikiem w jej przypadku jest… ciągła zmiana. Wyczuwa dany sezon i delikatnie mu się kłania, interpretując tak, by było jednocześnie i modnie, i po swojemu (co wielokrotnie było i zapewne będzie jej wypominane, bo poczucia humoru jej nie brakuje, ale innym bardzo często tak). Z sentymentem wspominam jej za długą grzywkę, gdy prowadziła programy w Atomic TV, a potem eleganckie i lekko ekstrawaganckie stroje w otoczeniu paryskich butików, po których oprowadzała widzów TVN Style. Gdy czasem mignie mi jej zdjęcie z tamtych czasów, automatycznie pojawiają się w myślach moje własne pomysły, bliższe lub dalsze, charakterystyczne dla danego roku czy momentu w życiu. Nosiło się i spodnie biodrówki, i satynowe topy na ramiączkach, i bojówki, a także o parę tonów za mocną opaleniznę. Z obecnej perspektywy trudno to oceniać, taka była moda i tyle. A ponieważ pamięć ludzka jest wybiórcza (na całe szczęście), pozostały same przyjemne wrażenia. Gdy mignęła mi zapowiedź współpracy Joanny z marką Si-Mi, zastrzygłam uszami. Zobaczyłam bowiem poniższe zdjęcie, na którym prezentuje dżinsowy komplet uderzająco podobny do tego, który zdarzało mi się nosić na pierwszym roku studiów. Nie był wyborem przypadkowym. Zainspirowały mnie zdjęcia mojej mamy (chyba z okresu jej studiów z kolei), a w Polsce właśnie pojawiła się Zara z całym wachlarzem ciuchów w stylu lat siedemdziesiątych. Gdy dotarłam do pełnej kolekcji (mowa już o Si-Mi), wiedziałam jedno: będzie nostalgicznie. A to w modzie jest absolutnie cudowne.
Joanna Horodyńska przenosi nas w czasy najróżniejsze. Będzie tu i trochę grunge’owych klimatów (sukienka w kratkę na cienkich ramiączkach aż się prosi o biały t-shirt pod spodem i parę Martensów), i wspomniane momenty hippisowskie, ale też nieco nowocześniejsza odsłona boho, której dziesięć lat temu nie powstydziłaby się Sienna Miller. Tak się złożyło, że na prezentację kolekcji przyszłam z mamą. I jej komentarze były absolutnie bezcenne. Siatkowy top przypomniał jej panów, którzy w okresie letnim chodzili opaleni w kropki (prawdziwa historia!), z kolei dżinsowy płaszcz – jej własne marzenia o takowym. Ja zwróciłam uwagę na odsłonięte ramiona – to chyba moja obsesja tej wiosny, widzę je dosłownie wszędzie. Sukienki – bo o nich mowa – mają różne wersje: codzienną i wieczorową, w zależności od długości i wykorzystanego materiału. Jeden z modeli okala szeroką marszczoną gumką cały korpus (wraz z rękami), natomiast w drugim rękawy trzymają się na maleńkim kawałku materiału pod pachami, dając wrażenie akcesoryjnych. Nie zabrakło kurtek typu bomber – i wcale nie dlatego, że są w Polsce hitem. Sama Joanna nosi je od dawna, po prostu lubi ten fason. A żeby nie było przewidywalnie, wykorzystała do ich produkcji dżins. Przykuwają spojrzenie detale: dwukolorowe przeszycia denimu (różową i pomarańczową nitką), kontrastowe ściągacze kurtek czy nakładane kopertowe kieszenie płaszcza.
Sama współpraca nie jest przypadkowa dla żadnej ze stron. Si-Mi od samego początku czerpie z przeszłości, a Joanna chętnie nosi ubrania marki. Przy okazji uosabia to, z czym marka chce być identyfikowana: siłę, odwagę i indywidualny styl. Spotkanie nastąpiło gdzieś pośrodku, łącząc ogromną fascynację modą z charakterystycznymi dla Si-Mi rozwiązaniami. Jest zdecydowanie bardziej elegancko niż zazwyczaj, ale nie ginie element szaleństwa. Kolekcja zawiera siedemnaście elementów i jest dostępna zarówno w sklepie stacjonarnym (w Warszawie przy Mokotowskiej) oraz internetowym.
Fot. Maciej Nowak
Stylizacja: Bartek Indyka
Makijaż: Beata Mielczarek
Włosy: Rafał Żurek
3 Comments
marcey
to wszystko z nowej Burdy?
O.
Jestem ciekawa jakości materiałów. Co o nich możesz powiedzieć, Harel?
Marta
Też mnie ciekawi ich jakość 🙂