Podróże autobusem bywają lepsze niż oglądanie teledysków. Zwłaszcza gdy siedzi się przy oknie. W uszach gra muzyka, a ja oglądam jak zahipnotyzowana szybko mijające obrazki. Tu plakat koncertu, o którym Facebook milczy, tam nowa knajpa do przetestowania plus najważniejsze: ludzie. Ubrani różnie. Już nie oceniam, co zdarzało mi się w początkach tego bloga, gdy wyobraźnię pobudzały zdjęcia Scotta Schumana, tworząc idealistyczną wizję pięknej (i zawsze modnej) ulicy. Nie przeszkadza mi ani atak gimnazjalnych klonów (normalne zjawisko), ani cekiny od rana (jeśli ktoś lubi…), ani nawet dziesięć pań pod rząd w bestsellerowej tunice Zary (hit blogerek!). Bo zawsze w którymś momencie dostrzegam coś, co niweluje wątpliwej wartości doznania estetyczne. Któregoś wiosennego dnia była to ogromna skórzana torba zawieszona na ramieniu drobnej blondynki. Rzecz wyglądała tak dobrze, że wręcz słyszałam, jak wypomina mi własną niewiedzę. Miesiąc później podczas targów HUSH Warsaw znajoma pragnęła zasięgnąć porady w kwestii wyboru torby i zaciągnęła mnie do stoiska pod nazwą Molehill. Odpowiedź nadeszła, a zaniepokojona ambicja odetchnęła z ulgą.
Widziana w przelocie torba zgodnie z moim radarem okazała się produkcją polską, a mogłam jej nie kojarzyć, bo marka młodziutka niczym pisklak. Molehill to odpowiedź na potrzeby osób często przemieszczających się i doceniających nie tylko praktyczne walory bagażu. Rozmiary toreb są imponujące, podobnie jak samo wykonanie. Skórzane i drelichowe cuda powstają w Polsce, w tradycyjnej pracowni kaletniczej. Asortyment obejmuje dwa rozmiary toreb ze skóry (poręczniejszy shopper i gigantyczny weekender) w kolorze naturalnym i czarnym, wersje płócienne ze skórzanymi rączkami i paskiem, zdobione napisami (Fujiyama została wpisana na listę zakupów i zapewne już niedługo będzie ze mną chodzić wszędzie), pokrowce, kopertówki oraz tematyczne (głównie podróżnicze) przypinki. Fasony maksymalnie oszczędne, wewnątrz uzupełnione kieszeniami, a na zewnątrz paskami, które podtrzymają zarówno gazety, jak i na przykład koc piknikowy. Dyskusyjny jest dla mnie brak podszewki, choć przy zachowaniu wymaganej surowości jej obecność jest praktycznie niemożliwa. Z drugiej strony dzięki temu widać doskonałość wykonania, nie ma miejsca na niedoróbki.
Zdjęcia: materiały prasowe
8 Comments
Ryfka
Też zachorowałam na te torby od pierwszego wejrzenia. Nawet zamówiłam sobie Fujiyamę, ale niestety, musiałam oddać. Torba super wygląda, kiedy nosi się ją w dłoni (trzymając za uszy), ale kiedy zarzuca się ją na ramię (na tym długim pasku), niefajnie się układa, tworząc bezkształtny, pognieciony, otwarty wór (torba nie jest zapinana na zamek, ma tylko skórzane zapięcie, które w sumie niewiele daje). Na zdjęciach tego nie widać, bo torby są wypełnione, ale po przełożeniu do środka mojego codziennego wyładowania efekt był mocno średni. Myślę, że gdyby uszy były dłuższe (tak, żeby można je było założyć na ramię), to torba lepiej trzymałaby fason. Jeśli kiedyś powstanie taka wersja, to z chęcią zrobię drugie podejście, bo styl marki odpowiada mi w 100%.
modologia
Ciężka sprawa, ale jedną z tych toreb też mam na liście swoich zakupów, ale też mam wątpliwości co do ich 'uszu’ – po sprawdzeniu wymiarów wiem, że wolałabym ciut dłuższe, a skoro piszesz Ryfko, że to się potem nieładnie układa, to może poczekam aż pojawią się jakieś bardziej długouche? Mnie wabi najbardziej obietnica marki o tym, ile torba może udźwignąć, bo kolejne wyrwane ucha z torby 'made in Poland’ to nie jest coś, co chciałabym powtarzać. No i jak żyć z takimi dylematami, jak żyć, ja się pytam….
Marta
Ha! Może to ja byłam! Od maja biegam po Warszawie codziennie z moim Molehillem (największym, jaki jest – męskim weekenderem) i jestem bardzo, bardzo z nim szczęśliwa. No może trochę niewygodnie jest w autobusie w godzinach szczytu i nie zawsze w windzie wszyscy patrzą przychylnie, ale to wszystko nic! Torba jest piękna i wygodna, a najbardziej urzeka mnie skojarzenie z nieśmiertelnymi skórzanymi torbami naszych rodziców, które spędziły z nimi studia, a potem służyły kolejnemu pokoleniu i w liceum można było „dekorować” je od środka długopisem. Molehill to ich nowoczesne wydanie, które także ma szansę – jak mało rzeczy dzisiaj – przetrwać pokolenia. Ja jestem urzeczona.
harel
Kto wie? Następnym razem zaryzykuję i pomacham 🙂
Kristof Radke
Feralne, jak się okazuje, te „uszy” : o, ale mi chyba najbardziej by przeszkadzał brak zamka.
Gabrysia
Ładne są te torby, ale nie jestem pewna, czy są praktyczne. Mam skłonność do noszenia wielu rzeczy i kilka razy urwałam już „uszy”.
Biżuteria
Świetne zdjęcia
s
Ten shoper w naturalnej skórze skradł mi serce… Dobrze, że nie ma na magazynie, może zdążę uzbierać conieco do następnego rzutu 😉