Pisząc o Annie Gregory nie mogę poprzestać na jednym sezonie. Czuję, że w kwestii tej projektantki mam pewne zaległości. Zbyt wiele dobrych historii się wydarzyło, ale też tradycyjnie zbyt szybko czas płynął, by je tu zmieścić. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy trafiłam na jej prace, natomiast świetnie zapamiętałam wrażenie, że oto nadchodzi marka, która ucieszy wszelkie wielbicielki okryć wierzchnich. Druga charakterystyczna sprawa? Kolekcje były fotografowane na tzw. „normalnych kobietach”. Nie uważam standardowych modelek za nienormalne, wiecie o tym dobrze, natomiast wiecie również, że nie jest wielką sztuką sprawić, żeby na modelce ciuch dobrze wyglądał. Wyzwanie pojawia się w obliczu kobiety o mniej uniwersalnej figurze. A – to również wiemy wszyscy – figur jest mnóstwo i każda chciałaby znaleźć odpowiedni dla siebie strój, w czym sesje wizerunkowe marek niekoniecznie pomagają. Wyższe, niższe, chudsze, grubsze, starsze i młodsze – przy powstawaniu kolejnych projektów takie rzeczy liczą się najmniej. Wiadomo, nigdy nie zadowoli się wszystkich, ale przynajmniej nie możemy zarzucić projektantce, że nie próbuje. Efektem są nieduże i spójne kolekcje i nie będzie przesadą, gdy stwierdzę, że każda z nas znajdzie w nich coś dla siebie.
Fascynację modą skandynawską widać na kilometr. W rozmowie Anna Gregory potwierdza te przypuszczenia. Część życia spędziła w Szwecji i Norwegii, więc miała czas wchłonąć tamtejszą estetykę. Naturalne surowce, neutralne kolory i dopracowany w każdym calu krój to najbardziej charakterystyczne cechy jej twórczości. Pojawiają się też elementy nostalgiczne, bardzo wyraźna tęsknota za latami dziewięćdziesiątymi na przykład, wyrażona za pomocą uładzonego grunge’u. Za duże swetry dziergane są ręcznie z wysokojakościowej wełny, a bieliźniane sukienki szyte z jedwabiu i wiskozy. Odrobinę zamieszania wprowadzają surowo wykańczane brzegi, ale – właśnie – są wykańczane, więc nad ewentualnym strzępieniem mamy kontrolę. Co do okryć wierzchnich miałam słuszne przypuszczenia – to klasyczne, choć dalekie od sztampy płaszcze i kurtki wykonane z włoskich szlachetnych wełen, zakupione raz będą służyć latami.
Projektantka ukończyła University of East London na Wydziale Fashion Design, warsztat doskonaliła na stażu u Mariosa Schwaba oraz Louise Gray. Swoją pierwszą kolekcję miała okazję zaprezentować w 2011 roku podczas Londyńskiego Tygodnia Mody. Przyznaje, że były to rzeczy zdecydowanie bardziej odjazdowe niż spokojne i wyważone pomysły realizowane już w Polsce. Latem otworzyła swój pierwszy butik, mieści się on w Krakowie przy ulicy Józefa 2. Jej ubrania można kupić również w Warszawie w butiku Svoi przy Mysiej 3, a także w Wilnie (Mintbox) oraz w Berlinie (Quadrat).
Fot. Szymon Boczek
Wiosna/lato 2016
Fot. Szymon Boczek
Jesień/zima ’15/16
Fot. Koty 2
2 Comments
Blanka
super
Lara
🙂