Ania Kuczyńska EAST

Ania, ach, Ania… Zawsze na czarno, latem w sukienkach niczym rasowa Włoszka, zimą w płaszczu i futrzanej czapie, jakby teleportowana z najmroźniejszych zakątków Rosji. Od lat wierna temu wizerunkowi, rozpoznawalna już z daleka, a przy tym pozostająca w stu procentach sobą. Nie ma sensu jej naśladować, podobnie jak nie upodabniamy się do Karla Lagerfelda, Soni Rykiel czy Donatelli Versace (tak, wiem, złe porównanie, ale trudno tej ostatniej odmówić charakterystycznego stylu. Oraz… jednak coraz więcej kobiet się do niej bardziej lub mniej świadomie upodabnia. Co za dygresja, no cóż, pozostawiamy w nawiasie i idziemy dalej). Ania Kuczyńska inspiruje i bez słów zachęca do poszukiwania własnego stylu. Bo nie chcesz mieć dokładnie tego, co ona. Lecz marzysz, by dokonywać równie trafnych wyborów.

44_1
Zafascynowana Wschodem i Południem, ze wszystkimi ich wadami i zaletami, potrafiąca dostrzec to, co dla innych zbyt zwyczajne lub oczywiste. Inspiruje się tym, co zwykle krytykujemy: szarością i chaosem miast, ciężką bryłą blokowisk czy ponurym polskim zimowym światłem. Rzeczy brzydkie i nieciekawe obudowuje historią, której przegapić nie sposób. Zainspirowana zwyczajną chińską torbą na zakupy stworzyła bestseller. Do tej pory najbardziej pożądany czarny egzemplarz Shanghai sprzedaje się w okamgnieniu (w zeszłe wakacje dołączyła do niej Miss Shanghai – bardziej poręczna wersja, produkowana tylko w czerni). Mniej więcej w tym samym momencie powstaje Lady Jane – skórzana torba, dla której punktem wyjścia był wiklinowy kosz na zakupy o trapezowym kształcie, bardzo popularny w krajach południowych. Zwyczajne legginsy Ania uzupełnia skośną zakładką – dzięki czemu nogi wydają się smuklejsze, a sam fason – mniej banalny. Pretekst? Stroje baletowe i gimnastyczne. Do zwyczajnej koszuli przyszywa ozdobne okrągłe guziki, a t-shirty wykańcza nietypowymi szwami. Niby nic, a zmienia wszystko.
Gdy spotkałam ją po raz pierwszy, przywitała mnie ubrana w obszerną białą koszulę i czarne spodnie. Był rok 2005 i wokół aż kipiało od falban, frędzli i etnicznych deseni. Podejrzewam, że sama miałam na sobie właśnie coś w tym stylu. I jeśli miałam jakiekolwiek wątpliwości, czym jest nonszalancja, w jednej sekundzie zostały rozwiane. Przez kilkanaście kolejnych lat spotykałam ją tu i ówdzie, to pierwsze wrażenie pozostało niezatarte. Mało która ze znanych mi osób tak konsekwentnie buduje swój styl. I śmiem podejrzewać, że wcale nie poświęca mu zbyt dużo uwagi. Zbiór obserwacji, doświadczeń, podróży, obejrzanych filmów i przeczytanych książek robi to za nią. Wyczucie godne pozazdroszczenia. Jej najnowsza kolekcja, „East”, stanowi dla mnie kwintesencję tego wszystkiego, co wypracowała i wypróbowała na sobie.
Już pierwsze zdjęcie potwierdza moją tezę. Kobieta w wełnianym kimonowym płaszczu nonszalancko przewiązanym w talii, lekko udrapowanych legginsach i obowiązkowej papasze, okrywająca szyję golfem. W wyobraźni przeprowadzam eksperyment i wklejam jej twarz projektantki. Wszystko się zgadza. Ale to dopiero pierwsza opcja. Wkleić możemy również inne postaci, zarówno współcześnie żyjące, jak i fikcyjne. Muzami kolekcji tym razem zostały Olya Thompson i Vanessa Traina. Ta pierwsza tworzy niezwykłe tkaniny inspirowane szeroko pojętą kulturą rosyjską, a sama określana jest przez Vogue mianem „najbardziej stylowej kobiety w Moskwie”. Posiada niezwykły dar do wyszukiwania wschodnich naleciałości nawet tam, gdzie na pierwszy rzut oka próżno ich szukać. Jej styl idealnie to odzwierciedla. Druga jest stylistką i konsultantką do spraw mody. Przy okazji bohaterką wielu zdjęć mody ulicznej, zawsze w surowym i prawdziwie minimalistycznym wydaniu. A gdyby tak Lara Fiodorowna, ukochana doktora Żywago, przeniosła się do naszych czasów, czyż nie odnalazłaby się właśnie u Kuczyńskiej?
Projektantka miesza tu własne pomysły z tradycją, radosną ludowość z oszczędną formą, bawi się sylwetką, mocniej niż kiedykolwiek zaznaczając ramiona czy przenosząc punkty ciężkości, całkowicie zmieniając proporcje, do których nasze współczesne oko jest przyzwyczajone. Robi to jednak zdecydowanie bardziej dyskretnie niż popularni ostatnio do przesady przedstawiciele tzw. nowej mody (m.in. Demna Gvasalia, którego coraz śmielsze poczynania zaczynają budzić lekki i niekoniecznie pozytywny uśmieszek, a sformułowanie „ofiara mody” nabiera nowego znaczenia). Urzeka kompromis między starym a nowym. Czerń dominuje, wiadomo, w wersji wełnianej, dżinsowej, lnianej i jedwabnej, a towarzyszy jej intensywny denim. Zachwycają detale: zdobione koralikami mankiety, zakładki i drapowania, kontrafałdy i podwójne wykończenia. Gdyby przeanalizować dokładniej element po elemencie, dałoby się znaleźć nawiązania do wielu poprzednich kolekcji projektantki, czasem odniesienia dosłowne, czasem ciąg dalszy pewnej myśli. Może dlatego lubię ją porównywać do Miucci Prady, choć mogłoby się wydawać, że to dwie skrajności. A jednak.

Koncept: Ania Kuczyńska Team
Fot. Karol Grygoruk
Fryzura: Kacper Rączkowski
Makijaż: Marianna YurkiewiczModelka: Marta Wieczorek / Modelplus

1 Comment

  • El
    Posted 26 października 2016 19:08 0Likes

    Jeżeli miałabym wybrać tylko jednego polskiego projektanta, którego większość ubrań chciałabym nosić… wybór byłby prosty. Ania Kuczyńska nie ma konkurencji. W odróżnieniu od wielu innych jej projekty to nie tylko pomysł i zawsze spójna całość, ale co najważniejsze najwyższej jakości wykonanie. Ania Kuczyńska to projektant przez duże P. Zapewne dziś rodzima moda to nie tylko bawełniane koszulki farbowane metodą ombre i wszechobecna szara dresówka, ale szczerze mówiąc sporo polskich marek zawiodło moje oczekiwania pod względem krawieckiego kunsztu. Całkiem niedawno kupiłam przez internet czarną koszulę z tencelu znanej polskiej marki na B. (która ma butik w Złotych Tarasach) i szczerze mówiąc natychmiast i bez żalu ją zwróciłam. Złe proporcje, niepożądane marszczenie przy guzikach i komentarz mojej mamy: też mogę ci taką uszyć. Przyznałam mamie rację. Jasne, że marka na B. to nie ten sam kaliber co Ania Kuczyńska. To tylko przykład. Jeden z wielu. Kuczyńską odróżnia to właśnie, że patrząc na jej projekty wiesz, że sama byś sobie tego nie uszyła. Tu chodzi o detale, jakże jednak istotne. Jak mam wybór pomiędzy tzw. polskim projektantem, a COS-em, to wybieram COS. Kuczyńska to wyjątek. (Choć na torbę Shanghai nie mogę już patrzeć):D
    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    Elka

Leave a Reply