Dziś jest idealny dzień na LOUS. Wczoraj rwana szponami konsumpcjonizmu lawirowałam pośród wieszaków z pewną kolekcją (zresztą dziś też jeden szpon mnie zahaczył i niestety złamałam się potwornie, podejmując decyzję tragiczną dla portfela), a teraz analizuję własne zmęczenie i po raz enty zastanawiam nad fenomenem tychże wydarzeń. Oraz nad tym, któż taki im ten fenomen nadaje, jeśli nie my sami. Prędko, prędzej, bo zaraz się skończy, dla wszystkich nie starczy, choć przecież z tym, co mamy aktualnie w szafie, dalibyśmy radę żyć bez zakupów przynajmniej przez pięć lat. I tak sobie myślę, że choć bez zakupów sobie życia nie wyobrażam (co to moda robi z ludzi…), to jednak lubię kupować tak, by potem rzeczywiście tych kilka lat do przodu sobie zorganizować. Zaglądam do szafy i nie widzę zbyt wielu pamiątek po współpracach projektanckich, staniu w kolejkach czy pełnym emocji rzucaniu się na limitowany towar. Te rzeczy dały trochę radości, lecz niewiele z nich zostało ze mną do dziś. Część z Was powie, że bez sensu tak racjonalnie podchodzić do spraw, które przede wszystkim mają sprawiać przyjemność. A jednak żal mi tych wszystkich ubrań, z którymi życie miało być piękne, lecz koniec końców razem nam nie wyszło. Rzecz to marginalna na szczęście, bo istnieją takie marki, z którymi zawsze mi po drodze. I towarzyszą mi znacznie dłużej niż jeden sezon.
Miało być o LOUS, ale wstęp trochę mi poszybował. Decydują wciąż świeże emocje. I mocny kontrast między wszechobecną komercją a konsekwentną wizją Sylwii Antoszkiewicz, która markę od pewnego czasu tonuje i uspokaja. Czas zwalnia dzięki stałej kolekcji ELEMENTS, powracających wciąż i na nowo bestsellerach, które przez cztery lata istnienia firmy zebrały stałe grono wielbicielek. A porządkuje się i układa w pory roku za pomocą kolekcji sezonowych. Jesień i zima to dla LOUS powrót do korzeni. Bliskość natury, roślin i wszystkich kolorów, które zaczynają nam towarzyszyć, gdy tylko wyjrzymy za okno lub przekroczymy próg domu. To też dalszy ciąg poszukiwania własnej definicji filozofii Zen. ROOTS to nie tylko ubrania, lecz także krótka ściągawka z botaniki. Nazwy poszczególnych modeli dedykowane są ziołom i dzikim roślinom – każde z nich zostało dokładnie opisane na dołączonej metce. To też przewrotne odniesienie projektantki do wszechobecnych roślin egzotycznych, ściągnięcie nas tu i teraz, na lokalne łąki, nierzadko przecież występujące w miastach.)
Jest zatem sukienka SALVI (szałwia), płaszcz HYPE (od dziurawca, hypericum perforatum) czy sweter ERIO (eriophorum gracile – wełnianka delikatna). Igrają one nie tylko z etymologią, ale także z właściwościami poszczególnych gatunków. Taka wełnianka na przykład jest naturalnym materiałem opatrunkowym. A czym innym jest sweter, jeśli nie opatrunkiem na nasze zziębnięte zimowe kości? Dziurawiec poprawia humor. Dwustronny płaszcz nie może działać inaczej. LOUS konsekwentnie odchodzi od dzianin, z których wyrósł i którymi zdobył niejedno serce (aczkolwiek debiutował z tkaninami, o czym prawdopodobnie nie omieszkałam tu pisać już kilka razy), poszukując nowych rozwiązań, eksperymentując z materiałami najróżniejszej maści. Bada powierzchnie i brzegi, sprawdza wytrzymałość jednych i drugich, inspiruje się fakturą, tworząc nowe formy. A przy tym wciąż ma na celu przyniesienie nam tego, co uzależnia najbardziej: wygody. Nawet eleganckie i dopasowane elementy nie będą krępować ruchów. Zresztą ich powaga została odpowiednio zrównoważona poprzez pozostawienie surowych brzegów czy niespodziewanych wycięć.
Klasycznym zdjęciom kolekcji towarzyszy dzika i nieokiełznana sesja wizerunkowa z udziałem Malwiny Wędzikowskiej. Bliżej natury już się nie da, symbioza w pełnej krasie. Cytując tę, która za całą ideą stoi: „Znane czy nieznane, oswojone czy też nie, w każdym z nas jest coś do odkrycia. Życie w harmonii z naturą to jeden z najważniejszych motywów w kolekcjach LOUS. W podmiejskich trawach i łąkach, na słońcu, wietrze, oddychając pełną piersią w ciszy przyrody, zaczynamy słyszeć siebie naprawdę. Wracamy do korzeni”
Zdjęcia kolekcji:
Fot. Małgorzata Turczyńska
Modelka: Anna Wojnarowska
Makijaż: Gosia Macias
Studio: Cukry
Produkcja: Sylwia Antoszkiewicz / LOUS WARSAW STUDIO
Postprodukcja: Piotr Karpiński / Gruba Ryba
Kampania wizerunkowa:
Fot. Iga Drobisz
Modelka: Malwina Wędzikowska
Makijaż: Polka Dzwigała
Produkcja: Sylwia Antoszkiewicz/LOUS WARSAW STUDIO
2 Comments
Kasia
uwielbiam
Roksana
uuuuuu