Jeśli marka ma nazwę nawiązującą do funkowego zespołu, może być tylko dobrze. A jeśli dostrzega ją inna świetna marka i robią coś razem, jest dobrze do potęgi. Pierwsza z nich to pochodząca z Wielkiej Brytanii Wool and the Gang, drugą jest niedawno przybyła do Polski & Other Stories. Pierwsza nieco przykurzony temat robótek ręcznych winduje na sam szczyt listy przebojów. Druga non stop kogoś zauważa i zaprasza do wspólnego działania. Już jutro w wybranych sklepach (w tym polskim) pojawią się efekty tego przedsięwzięcia. Wełniana kolekcja zawiera przede wszystkim gotowe elementy, choć znajdzie się też coś dla wielbicieli dziergania na drutach: szalik do samodzielnego wykonania. Zresztą nie jest to nic dziwnego w przypadku WATG. Można u nich kupić ubrania w dwóch wersjach: gotowej lub w formie zestawu wszystkich niezbędnych elementów do połączenia w długie zimowe (i nie tylko) wieczory. Formy, wzory i kolory to z kolei sto procent charakteru szwedzkiej marki.
„To czysta magia móc tworzyć własne ubrania! Istnieje niezliczona ilość ściegów, dzięki którym masz nieograniczone możliwości na wyciągnięcie ręki” mówi Jade Harwood, dyrektor kreatywna Wool and the Gang. A ja przypominam sobie czasy, gdy tej magii było w moim życiu zdecydowanie więcej, gdy przed świętami kupowałam wełniane motki i robiłam długie szaliki dla najbliższych (mam na koncie nawet sweter i spódnicę, choć wolę spuścić na nie zasłonę milczenia). Widzę też moją babcię, która z kolei potrafiła spełnić każde moje dziewiarskie marzenie (jakieś trzydzieści lat temu potrafiłam się rozpłakać na widok innego dekoltu niż sobie wyobrażałam, a ona w jeden wieczór przerabiała go na ten idealny). I oczywiście widzę nasze polskie marki, które starodawne robótki odczarowują i po mistrzowsku wpasowują we współczesność, choćby wspominane niedawno Roboty Ręczne, B Sides, Berenikę Czarnotę czy Annę Dudzińską. Powrót do rzemiosła to już nie fanaberia, a poważna sprawa. To, że & Other Stories sięga do tradycji, jest tylko kolejnym na to dowodem.
Wool and the Gang to historia trzech kobiet: Jade Harwood i Aurelie Popper, studentek wydziału projektowania tkanin oraz Elizabeth Sabrier, byłej modelki, wielbicielki podróży i… robienia na drutach. Gdy ich drogi się przecięły, bardzo szybko podjęły decyzję o połączeniu sił i stworzeniu „wełnianego gangu”, który zmieni stereotypowe podejście do wszelkich prac związanych z wełną. W Wielkiej Brytanii obecnie są marką kultową, a wzmianki o nich można znaleźć w największych magazynach o modzie (o ile mnie pamięć nie myli, sama dowiedziałam się do nich z brytyjskiej edycji Vogue). Zawsze mówię, że najtrudniej wpaść na najprostszy pomysł. Sklepów z włóczkami jest sporo, gotowe zestawy wraz z instrukcją też nie są żadną nowością. A jednak jak wiele zależy od sposobu ich podania. Przemyślana estetyka, od kształtu litery po projekt drewnianych drutów – a przede wszystkim nowoczesnych, atrakcyjnych projektów – natychmiast wzbudza chęć rozpoczęcia dziewiarskiej przygody. Tu sami możemy wybrać, czy decydujemy się iść drogą na skróty, czy zapłacić nieco mniej, ale poświęcić czas na własnoręczne stworzenie danego elementu. Dla właścicielek marki ogromnie ważna jest nasza kreatywność. Choć strona internetowa pęcznieje od filmowych instrukcji, to, co zrobimy z parą drewnianych drutów i motkiem, zależy tylko od nas.
Materiały zastosowane we wspólnej kolekcji to typowe dla Wool and the Gang naturalne wełny ujęte w formę swetrów, szalików, czapek, rękawiczek i kopertówek. Akcenty & Other Stories nadało paryskie atelier marki: złote elementy, naszywane perły czy trójwymiarowe grochy i zygzaki. Ceny zaczynają się od ok 100 zł za rękawiczki, a kończą na 490 zł za sweter. Zestaw „It’s a wrap scarf knit kit” kosztuje 200 zł i mam podejrzenia, że w tym roku wiele osób znajdzie go pod choinką. Ja już mam i polecam. Praca z taką wełną to czysta przyjemność.
Zdjęcia: materiały prasowe
1 Comment
Midsby
W zeszłym roku próbowałam nauczyć się robić na drutach. Zaczęłam od słabej jakości wełny, która miała służyć mi tylko do nauki. Stwierdziłam, że na droższe włóczki przyjdzie czas, gdy opanuję już podstawy. Niestety nigdy do tego nie doszło, bo szybko się zniechęciłam, gdy okazało się, że z moim szalikiem coś jest nie tak. Niby wszystko było „w miarę” jasne w tych internetowych tutorialach, ale gdzieś musiałam popełnić błąd. W każdym razie pragnienie zrobienia czegoś na drutach dalej we mnie siedzi, a teraz tylko się wzmocniło. Świetne są te rzeczy, a tutoriale na ich stronie internetowej bardzo ładne i zrozumiałe. Coś czuję, że prędzej czy później ponowię próbę 🙂