To było marzenie mojego dzieciństwa. Robić zdjęcia i mieć je natychmiast, tu, teraz, obecne w dłoni i przed oczami. Gdy tylko zorientowałam się, o co chodzi w aparacie fotograficznym, nie mogłam doczekać się efektów. Miałam sześć lat, gdy mój tata podarował mi Smenę. Żadną lustrzankę, żaden automat. W sumie niewiele się różniła od camery obscury, której instrukcję wykonania z pudełka na buty znalazłam kiedyś w którymś z młodzieżowych magazynów, (którymi – jako osoba czytająca od lat najwcześniejszych – dodawałam sobie w swoim mniemaniu wieku i powagi). Minęły miesiące, zanim wypstrykałam trzydzieści sześć klatek filmu. I jeszcze trochę czasu, zanim na moim biurku wylądowały gotowe czarno białe odbitki. Ponieważ zdarzało się, że zapominałam przewinąć film (trzeba było to robić ręcznie), jedno ujęcie zawierało dwie lub nawet trzy sceny. Gdybym miała wtedy pojęcie o horrorach, z pewnością te wizje odcisnęłyby spory ślad na mojej psychice. Z czasem nauczyłam się ogarniać temat na tyle dobrze, że w szczytowym momencie zainteresowania fotografią potrafiłam sama wywoływać film i robić odbitki w zaciszu domowej łazienki. A potem pojawiły się aparaty cyfrowe, cud, objawienie i przekleństwo w jednym. Zamiast trzydziestu sześciu – trzysta sześćdziesiąt zdjęć z wakacji. Zamiast albumów – równe szeregi folderów na dysku. Oczywiście jest to wygoda, oszczędność miejsca i cennego czasu, ale gdzieś w tym wszystkim zgubiła się magia, która dawno temu mnie w tematy fotograficzne wciągnęła. Mam wrażenie, że któryś z twórców Instaxa musiał czytać w moich myślach. Bo nagle pojawił się aparat idealnie wpisujący w moje dziecięce fantazje. Efekty? Natychmiast! I żadne tam pożółkłe czy zaróżowione ujęcia, tylko ostre jak brzytwa odwzorowanie rzeczywistości. I dostałam go, dostałam! Rok temu, równo w Mikołajki od szanownego małżonka, który moją miłość do fotografii (jakkolwiek amatorska by nie była), dobrze zna i rozumie. Od tamtej pory…
Od tamtej pory widzę Instaxy dosłownie wszędzie. Od branżowych imprez, jako alternatywę dla świetnych skądinąd „foto budek” po całkiem profesjonalne wydarzenia jak pokazy czy sesje zdjęciowe, gdzie niosą pomoc, nie mając absolutnie żadnej konkurencji. Doceniają je projektanci i styliści, bo nawet na najbardziej rozwinięty technologicznie telefon wykonujący tysiąc zdjęć na minutę, nie można liczyć tak, jak na analogowe archiwizowanie choćby zestawów ubrań na modelkach. Poza tym jest coś pięknego w tablicach z przypiętymi zdjęciami poszczególnych sylwetek. Może też po prostu ładnie się prezentują na późniejszych zdjęciach zza kulis. A jeśli już przy zdjęciach zdjęć jesteśmy…
Zmieniło się coś jeszcze. Najwierniejsi czytelnicy z pewnością pamiętają mój drugi blog, niejaki Lookbook Harel. Gdy go zamykałam, nie przekręciłam klucza i dałam sobie możliwość powrotu. Pisałam, że być może kiedyś, gdy znajdę odpowiednią formę, pojawię się znowu. Dzięki Instaxowi tak się stało. Nie ogłaszałam tego oficjalnie, ale od kwietnia Lookbook Harel działa sobie po cichutku na Instagramie (można go znaleźć za pomocą hashtagu #lookbookharel). Zasada jest prosta. Jedno zdjęcie, jakkolwiek bym na nim nie wyszła, ląduje w sieci. Reszta bez zmian. Pokazuję, co mam na sobie. Bez upiększeń i bez filtrów. Teraz już wiecie, komu za to podziękować.
Instax wciąż się rozwija, oferując niemalże co roku nowe ulepszone modele, a także poszerzając wybór formatów dostępnych filmów. Ostatnio już nie mój mąż, a Fuji Film zabawiło się w świętego Mikołaja i podarowało mi swój najnowszy wynalazek: Instax Mini 70 (na zdjęciu powyżej). Natychmiast (sic!) go wypróbowałam i zgodnie z zapowiedzią zdjęcia wychodzą znacznie lepiej doświetlone (to zasługa funkcji automatycznej kontroli ekspozycji). No i zaraz obok obiektywu znajduje się coś dla prawdziwych narcyzów: lusterko, dzięki któremu zrobimy perfekcyjne selfie. Jak nie znoszę tego typu zdjęć, tak jestem zachwycona. Szykuje się też coś całkiem nowego, Instax Square, czyli praktycznie analogowy Instagram. Ale to na wiosnę, tymczasem pozostaje całkiem sporo pomysłów na świąteczne prezenty. Bo, piszę całkiem szczerze i z głębi serca, jeśli zastanawiacie się, co kupić na Gwiazdkę najbliższym i macie trochę wolnej kasy, odpowiedź jest prosta.
P.S. Miło mi również poinformować o konkursie, który ruszył na polskiej stronie Instaxa, a w którym można wygrać wycieczkę do Oslo. Kwalifikują się do niego osoby, które niedawno zakupiły aparat, ale kiedy, jak nie teraz? Wszystkie szczegóły znajdują się w powyższym odnośniku.
7 Comments
bzowka
toś mnie zainspirowała. coś czuję, że kolczyki swarovskiego zażyczę sobie z innej okazji.
Ryfka
Zgadzam się całkowicie! Ja swojego instaxa (70) dostałam w zeszłym roku w ramach świątecznych darów losu od Coca-Coli i był to najlepszy prezent niespodzianka w historii 🙂 Od tego czasu polecam go wszystkim jako upominek idealny dla każdego i na każdą okazję. Sami kupiliśmy drugi egzemplarz (25 – też z lustereczkiem) – w prezencie komunijnym dla siostrzenicy Dzióbka. No i oczywiście znalazł się też w wśród moich tegorocznych prezentowych propozycji na blogu. Rok temu zrobiliśmy sobie instaxem głupkowate świąteczne zdjęcia i dołączyliśmy do prezentów dla rodziny. Nie wiem, jak się na to zapatrują obdarowani, ale my mieliśmy z tym tyle radości, że w tym roku zrobimy to samo 🙂
PS Widziałam niedawno informację, że pojawiły się nowe wkłady – czarno-białe (nawet z czarną ramką chyba), ale nie wiem, czy są już dostępne w Polsce.
Adrianna
Totalnie zamarzyłam!!!
Lettashoes
U mnie było podobnie – już jako kilkulatka marzyłam o Polaroidzie. Zobaczyłam go u jakiegoś fotografa, na jakimś weselu. To była miłość od pierwszego spojrzenia. Taki był magiczny, że do niego po cichu wzdychałam, niemal robiąc przy tym maślane oczęta. Mam nadzieję, że mój Święty Mikołaj (np. mąż) domyśli się kiedyś (lub w końcu zrozumie aluzje :P), że choruję na Instaxa i uzdrowi mnie takim prezentem
Lettashoes
Nie wiem czemu zeżarło część mojego komentarza 🙁 Chciałam dodać tylko, że niezmiernie się cieszę na ten hasztag i czym prędzej (wręcz natychmiast!) spieszę szukać/śledzić Cię na Insta! 🙂
Joanna Monte
Też korzystam z Instaxa i jestem zachwycona! Bardzo fajny aparat, a zdjęcia na takiej kliszy mają swój niepowtarzalny charakter (trochę przypominają mi się lata 90). 🙂 Szkoda tylko, że filmy są stosunkowo drogie.
harel
Tak, to jedyna wada Instaxa, ceny tych filmów. Mam nadzieję, że kiedyś spadną 😉