Le Brand SS17

Mam wrażenie, że było to całkiem niedawno, tymczasem pierwszą kolekcję LeBRAND, jeszcze nie w sklepie, a w przepięknym studio na poddaszu starej kamienicy w sercu Warszawy, oglądałam trzy lata temu. Spodobała mi się prostota i konkretna wizja marki, paryski styl znamienny dla przemieszczających się zawsze w grupie redaktorek magazynu Vogue i dbałość o wykonanie od pierwszego elementu po ostatni przyszyty guzik. To rzeczy, które nigdy nie wychodzą z mody, chętne do współpracy z wszelkimi tematami na czasie. A z drugiej strony to, że z mody nie wychodzą, wcale nie znaczy, że nie można ich mieć dużo. Nie przypominam sobie sytuacji, w której miałabym na przykład za dużo bluzek w marynarskie paski albo czarnych sukienek. Zawsze znajdzie się miejsce na kolejną, które zwalnia zazwyczaj szybki trend, dmuchany jak balon przez działy reklamy, a potem równie szybko pękający i rozpływający się w przestrzeni. Nadużywamy słowa „klasyka”, tym samym spłycamy, a nawet zmieniamy jego pierwotne znaczenie (nie chcę nawet wspominać o wyrazie „ikona”, potwornie pokrzywdzonym przez świat mody i okolic). Ale akurat w przypadku tej marki jego użycie będzie jak najbardziej uzasadnione.

 

LeBRAND SS17
W najnowszej kolekcji ścierają się dwie siły: kobieca i dziewczęca. Mocne, wyraziste garnitury w kratkę, przedłużane kamizelki i obszerne płaszcze nonszalancką wiązane w talii towarzyszą skromnym kwiecistym sukienkom, nierzadko zabudowanym pod szyję, spódnicom za kolano i młodzieżowym bandamkom. Dorosłość miesza się z naiwnością, prędzej jednak widziałabym tu Liv Tayler z „Stealing Beauty” niż najnowszą odsłonę Miley Cyrus. Z jakiegoś powodu zaczęliśmy kochać lata dziewięćdziesiąte, miłością wybiórczą, z pamięcią pozytywnych zjawisk wyłącznie. Paulina Pyszkiewicz, twórczyni LeBRAND, jest w naszej grupie. Granatowa czy czerwona łączka drukowana  na szlachetnej bawełnie, nie na pradawnym poliestrze, ramiona w płaszczach owszem, zaznaczone, ale nie przerysowane. Nawet bieliźniane trendy złagodniały, stawiając raczej na jedwabną piżamę niż skromną (w sensie zużycia materiału, nie prezencji) sztuczną satynową halkę.
Pojawia się znajoma z pokazu Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Narodowego złota sukienka z falbanami (niezmiernie mnie cieszy jej obecność, szkoda, gdyby powstała tylko na potrzeby aukcji) oraz wariacje na jej temat. Występuje w opcjach dłuższych i krótszych, w czerni i bieli oraz w wersji samej spódnicy. Na imię ma Afrodyta. Gdyby przyznawano nagrody za najbardziej pasującą nazwę towarową, mielibyśmy niekwestionowaną zwyciężczynię. Poza tym dyskretna zabawa formą i proporcją, odważniejsza niż do tej pory: przedłużanie i poszerzanie rękawów, podciąganie talii, sięganie do figury trapezu i wreszcie dodatki – do tej pory w rolach pobocznych, tym razem w samym centrum. Skórzane paski różnej szerokości podkreślają talię równie dobrze w garniturach, jak i wieczorowych sukienkach, przełamując schemat i uatrakcyjniając sylwetkę.

 

Fot. Zuza Krajewska
Modelka: Ina/ Neva Models
Stylizacja: Karla Gruszecka
Makijaż i włosy:  Aneta Kostrzewa
Scenografia: Anna Szczęsny

3 Comments

  • http://www.ladymademoiselle.pl/
    Posted 16 marca 2017 19:39 0Likes

    świetny blog:) przyjemnie się czyta, pozdrawiam!:)

  • elf
    Posted 16 marca 2017 20:23 0Likes

    Ech, wzdycham do leBrand odkąd ich tu przedstawiłaś na blogu. Piękne, ach piękne te rzeczy.I ta sesja zjawiskowa…

  • eve
    Posted 18 marca 2017 13:02 0Likes

    Podobają mi się płaszcze. Ale jak to jest, że sweter o składzie 100% akryl kosztuje 700 zł???

Leave a Reply