Cracow Fashion Awards 2017

Co mają w głowach krakowscy studenci? Dystopijne wizje wszechogarniającego smogu, pochłaniającą wszystko szarość, cyrkowe akrobacje przy akompaniamencie delirycznej muzyki, a może folklor odmieniany przez przypadki? Na pewno w młodych umysłach sporo się dzieje, niektóre z wyobrażeń wydostały się na światło dzienne pod pretekstem przygotowania kolekcji dyplomowych. W minioną sobotę odbył się finał konkursu Cracow Fashion Awards, w którym biorą udział dyplomanci Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru. Spośród piętnastu kolekcji finałowych trzy grupy jury (Rada Wysokiej Mody, Rada Mediów, Rada Młodych Projektantów) wyłoniły najlepsze projekty roku oraz przyznały szereg wyróżnień. Tradycyjnie już postanowiłam opisać tu kolekcje niekoniecznie nagrodzone przez jurorów, lecz te, które były najbardziej obiecujące dla mnie – nie tylko klientki, ale przede wszystkim wieloletniej obserwatorki polskiej branży mody. Zresztą na podstawie przyznawanych nagród mogłam po raz kolejny zweryfikować jak bardzo różnie mogą być odczytywane te same prace. Wybór bywa o tyle trudny, że każdy odnosi się do własnych kryteriów. Jedni docenią kunszt wykonania, inni efektowność, a jeszcze inni przedłożą fantazję projektanta nad umiejętności techniczne. Według mnie młody projektant musi być elastyczny, ale żeby to osiągnąć, powinien opanować podstawy. Dlatego niejednokrotnie wybieram kolekcje, która mogą wydawać się wręcz nudne – ale tylko z pozoru. Jeśli już ktoś decyduje się na szaleństwo, muszę widzieć, że ma dobre uzasadnienie, a co za tym idzie, nie próbuje przykryć swoich braków zwariowaną, bezkształtną formą. Zbudować kolekcję na ośmiu sylwetkach – to dopiero wyzwanie. Zamknąć tu trzeba wyrazisty pomysł, zachować spójność, a jednocześnie zaprezentować maksimum umiejętności. A to dopiero początek długiej i – nie ma co ukrywać – ciężkiej, choć pełnej miłych zdarzeń drogi. Nie jest nigdzie powiedziane, że najwyższa punktacja gwarantuje powodzenie. Otwartość na wiedzę, doświadczenia, umiejętność przyjmowania krytyki, a przede wszystkim pracowitość – to się liczy najbardziej oprócz oczywistego talentu. Trzymając mocno kciuki liczę, że niektóre nazwiska będę tu jeszcze nie raz opisywać.

Cracow Fashion Awards
Świetnym przykładem wyjścia z sytuacji obronną ręką jest wielki wygrany tegorocznego konkursu, Piotr Popiołek, którego prace miałam okazję poznać podczas zeszłorocznego Art & Fashion Forum w Poznaniu. Bezkompromisowy i śmiały na wiele sposobów. Od decyzji o stworzeniu niestandardowej kolekcji męskiej w kraju, który nawet zwyczajnej mody i mężczyzn łączyć poza nielicznymi wyjątkami nie lubi, przez inspirację cielesnością i odcieniami ludzkiej skóry, po miksowanie rzeczy gotowych do noszenia z konceptualnymi elementami nadającymi końcowy charakter całości. Tu nie ma żadnej ściemy, choć można odczuwać skrajne emocje. Stylizacja twarzy niczym z barejowskiego „Bruneta wieczorową porą” („czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany”) wprowadza zamęt i nadaje całości charakter zarazem niepokojący i zabawny. Może też skutecznie odwrócić uwagę od bardzo dobrze skonstruowanych kurtek, wielowarstwowych spodni czy ręcznie wyplatanych kamizelek. Cielesna i erotyczna wręcz wizja projektanta tak naprawdę ożywa dopiero poza wybiegiem. Wystarczyło spojrzeć na Piotra Popiołka występującego tego dnia w kurtce „bomberce” własnego projektu. Bo oprócz idei jest tu silna świadomość potrzeby sprzedaży. Pozory nas nie zmyliły.

Rada Mediów pod przewodnictwem Michała Zaczyńskiego (to w niej zasiadam), jednogłośnie wybrała kolekcję „Squeeze” Patryka Jordana. Moda to sztuka, owszem, ale przyjemnie, gdy jest użytkowa. „Squeeze” kupuję w najmniejszym detalu. Świetne odnalezienie się w trendach, ciekawe połączenie sylwetek sportowych i klasycznych – nienowatorskie, ale za to bardzo dobrze rozegrane. Numer jeden to oliwkowy długi płaszcz w towarzystwie potężnego szalika z frędzlami. Pomysłowe rozmieszczenie napisów (mój ulubiony – na ogromnej wszywce w klapie męskiego płaszcza). Wachlarz pomysłów pięknie ujęty w sylwetki zarówno kobiece, jak i męskie, z szacunkiem dla różnorodności budowy jednych i drugich. Choć gama kolorów przygaszona, dość ciekawe ich połączenie. I sprytne ominięcie sztampowej czerni. Patryk Jordan mógłby wprowadzić sprzedaż swoich prac zaraz po pokazie, wzorem największych projektantów – i jestem pewna, że pod koniec wieczoru nie zostałby ani jeden kawałek.

W „Pułapkę szarości” Pauliny Mrożek dałabym się złapać z prawdziwą przyjemnością. Zapożyczenia z męskiej garderoby, znakomite konstrukcje i nawet ta nasza wszechobecna rzeczona szarość szczerze i bez zbędnych ozdobników przekonywały do siebie, prezentując szerokie umiejętności młodej projektantki. Takich ludzi chętnie werbują koncerny odzieżowe – więc o ile Paulina nie jest przeciwna ich praktykom, polecałabym serdecznie wysłanie CV w kilka miejsc.

Zupełnie niedocenioną pozostała kolekcja Nikoli Gadzinowskiej, „World’s end is world’s beginning”. Elementy odzieży trekingowej zostały przeniesione na zupełnie nowy grunt, połączone z haftami opartymi na motywach totemów, nieregularnymi pikowaniami, rozprute i zszyte jeszcze raz asymetrycznie i patchworkowo. Sznurowania, drelichowe taśmy czy plastikowe klamry zmieniają funkcję z pomocniczej na ozdobną. Przyznam, że jeszcze nigdy nie widziałam tak wspaniale pociągniętej interpretacji jednego z najmniej lubianych w branży stylów (a jednego z najbardziej popularnych poza branżą). Same sylwetki, owszem, dość trudne w noszeniu, co widać już na modelkach, ale sam pomysł – genialny i absolutnie do opracowania w bardziej przystępnych wersjach.

Choć Japonia i nawiązania do niej przeskakują już szczyt i stają się coraz bardziej banalne, tu mamy uzasadniony przykład zastosowania orientalnych inspiracji. Tym bardziej, że Kinga Chłopek na potrzeby swojej dyplomowej kolekcji „201” stworzyła autorskie tkaniny. Miękkie welury w ciepłych odcieniach żółtego i wrzosowego różu otrzymały formy pikowanych kurtek oraz przeskalowanych, nadmuchanych pasów obi. Towarzyszy im kwiatowy nadruk w stylu Art Deco oraz specjalnie wykonane buty na koturnie. Odrobinę chaosu wprowadzają falbany, ale jeśli to opowieść o dylematach współczesnej gejszy, może po prostu zakochała się kobieta w aktualnym trendzie i postanowiła przełamać nieco swoje dotychczasowe przyzwyczajenia? Ubrania w większości zdecydowanie bardziej na scenę niż na ulicę, ale to temat kolejny.

Brakowało mi bowiem jeszcze jednej kategorii, w której moglibyśmy przyznać nagrody. Kostiumowej. Niektóre z prezentowanych prac mogłyby na tym tylko zyskać, tymczasem przeszły bez echa, bo skupiliśmy się na bardziej popularnych opcjach. Aczkolwiek była tu jedna wygrana, Sandra Stachura i kolekcja „Deep Space”. Odważna, kompletnie inna, zainspirowana podwodnym światem. Przyznaję, miałam z nią powyżej opisany problem. Nie dawała się wpisać w żaden schemat, ciężko było ją porównać z klasycznymi i bardzo dobrymi konstrukcjami innych studentów. Nie można jednak odmówić ogromu pracy, jaki włożyła w jej stworzenie, a także pomysłowości: kreacje powstały m.in. z… elementów kroplówek. I buty – uwaga – wydrukowane! Zatem za udane wykorzystanie najnowszych technologii oraz obraną odmienną ścieżkę – duże brawa.

Zdjęcia: Anna Zborowska, Wiesiek Stempak

1 Comment

  • Sandra
    Posted 23 marca 2017 11:10 0Likes

    ale super, chciałabym kiedyś być na jakimś pokazie

Leave a Reply