Do zobaczenia!

Pod koniec zeszłego roku mój blog skończył dziesięć lat. Dziesięć! Tymczasem mam wrażenie, że od pierwszego postawionego tu słowa minęło z pięć dekad. Czasy się zmieniają, a ja wciąż nie patrzę w swoje statystyki. Uważam, że liczba dziesięć najzupełniej wystarczy. Praktycznie nie używam też Facebooka. Noszę co chcę, piszę o czym chcę, kitu dalej nie wciskam. Żyję sobie spokojnie swoim prywatnym życiem, odkrywając dokładnie tyle, ile na ile mam ochotę. A jednak można ze mną współpracować. Jak? Na sto najróżniejszych sposobów. Warunek jest jeden. Muszę się zakochać w produkcie. Bo nigdy przenigdy nie napiszę tu o czymś, czego sama nie będę chciała polecić Czytelnikom. Niesamowite, kiedyś to było oczywiste. Dziś mało kto w takie podejście wierzy.

H02

Ostatnio z zaskakującą częstotliwością spotykam się z bardzo podobnym zdaniem: „Że tobie dalej chce się o tym wszystkim pisać…”. No cóż… Pisanie o modzie i pokrewnych w takiej formie, jaką tu uprawiam, jest – nie owijając w bawełnę (sic!) – mało opłacalne. Dla ludzi, którzy traktują blogowanie jako swoje główne zajęcie, ta sytuacja byłaby, delikatnie mówiąc, frustrująca. I bardzo często jest, toteż nie dziwią mnie te pytania. Ja się czasem śmieję, że blog może i mnie nie karmi, ale za to ubiera. Czy zarabiam na blogu? No pewnie! Jest coraz lepiej, nie widzę powodów, by to ukrywać. Zdaję sobie jednak sprawę (i mam nadzieję, że Wy także), że największe pieniądze leżą daleko od moich zainteresowań. I, szczerze mówiąc, wcale mi to nie przeszkadza.

Bo marki z dużym budżetem w większości przypadków zainteresowane są statystykami właśnie. Słupkami i tabelkami. Ile razy mi się zdarzyło rozmawiać z przedstawicielem tej czy tamtej, by na koniec usłyszeć: „Kochana, piszesz fantastycznie, ale masz za mało fanów. Popracuj nad tym i może za rok…”. Fanów? Myślałam, że rozmawiamy o czytelnikach. Czy można ich mieć za mało? Każdy cieszy mnie tak samo, nie proszę się o więcej. Kto chce, niech czyta. Kto nie chce… może oglądać mój Instagram, choć i tam warto zerknąć na opis, a nuż coś zabawnego będzie albo atrakcyjnego? Jak się zdobywa owych „fanów”? Można ich sobie kupić, codziennie w skrzynce mailowej mam nową ofertę zakupu „aktywnych obserwatorów”. Czy chcę dziesięć tysięcy, sto, a może pięćset? Można też pisać w ściśle określony sposób, trzymając się obowiązkowych słów kluczowych, całość okraszając pięknym tytułem, niemającym zwykle nic wspólnego z tekstem. W ten sposób trafiamy na analizy rynku mody zbudowane z dwóch pięciowierszowych akapitów albo przegląd trendów polegający na wklejeniu kilku odnośników do sklepu sponsora. Wow. Czasem się tylko zastanawiam, kiedy to się zmieniło. W którym momencie treść na blogu zeszła na dalszy plan? I jakim cudem tym, którzy finansują tego typu przedsięwzięcia, jest najwyraźniej wszystko jedno na jakim poziomie zostaną przedstawieni?

Absolutnie nie mam na myśli tych osób, dzięki którym Internet wciąż dostaje coś wartościowego, piękne zdjęcia i ciekawe spostrzeżenia (nawet jeśli dotyczą one najnowszego kremu do rąk czy lakierowanych szpilek). Albo tych, które jako pierwsze dostrzegły potencjał tego czy innego nowego medium i uczciwie pokonały konkurencję. Ja tych najnowszych narzędzi po prostu nie lubię. Ukochałam sobie Instagram, jest cudownym uzupełnieniem tego bloga, a wręcz integralną częścią, przypominającą nieco pradawne wpisy na jedno czy dwa zdania, bo chodziło tylko o moment, zdjęcie i wrażenie. Historii za jego pomocą nie przekazuję, bo to nie w moim stylu. Snapchat też nie jest w moim stylu – tu podziw dla tych, którzy potrafią trzymać rękę z telefonem w górze dłużej niż dziesięć sekund i jeszcze coś do niej mówić. No nie, nie po to tu się zapisałam, żeby takie rzeczy wyprawiać.

Wydaje mi się, że pozostałam w jakimś innym świecie i przez szybę obserwuję niezrozumiałe zjawiska. Chcę pisać, to wszystko. Na szczęście mogę to dalej robić, a dzięki obranej drodze nic mnie nie ogranicza. Może tylko czas, więc nie powinno nikogo dziwić, że zamiast siedzieć na Facebooku, wolę przygotowywać tu nowe teksty. Prościej się nie da.
Zatem jeśli chcecie mnie czytać, czytajcie. Jeśli chcecie współpracować, piszcie. Widzimy się tutaj!

34 Comments

  • justyna
    Posted 3 kwietnia 2017 18:58 0Likes

    Kiedy zobaczyłam tytuł – do zobaczenia – prawdopodobnie byłam od krok od zawału serca ! Ślędzę Twojego bloga od czasów kiedy byłam małolatą, nie miałam pojęcia o modzie, a same blogi modowe raczkowały ! Twój blog otworzył mi oczy na tak wiele marek, zwłaszcza polskich, zasiał więlką pasję do mody i nie wyobrażam sobie, żeby tak wspaniale pisany blog jak Twój mógł kiedykolwiek znikąć z mojej zakładki ulubione ! Twój blog zainspirował mnie do wybrania tytułu mojej pracy licencjackie kilka lat temu, a nawet był żródłem, z którego zaczerpnełam kilka cytatów ( słownik polsko-angilski-niemicki o rodzajach butów damskich i męskich ) 🙂 Keep doing great job ! Pozdrawiam !

    • harel
      Posted 3 kwietnia 2017 19:21 0Likes

      Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak miło to czytać.

    • Natalia
      Posted 3 maja 2017 08:37 0Likes

      Justyna, czy byłaby szansa, żeby wysłać Ci wiadomość prywatną? Miałabym pytanie dot. Twojej pracy magisterskiej i byłabym bardzo wdzięczna za odpowiedź:)

  • PAJONK
    Posted 3 kwietnia 2017 18:59 0Likes
  • jag
    Posted 3 kwietnia 2017 19:15 0Likes

    Temat „Tobie się dalej chce?” stał się ostatnio żywy w rozmowach z moimi znajomymi, również tymi spoza „branży”. I chce mi się, jeszcze bardziej niż kiedyś. Nie wiem, co się zmieniło, może właśnie to zdrowe podejście do blogowania. Ja piszę, bo to lubię, bo sprawia mi to przyjemność, nie czuję potrzeby rzucania się na każdą proponowaną akcję marketingową. Jeśli coś mi się spodoba – piszę o tym, jeśli nie – omijam szerokim łukiem i nie ma zmiłuj, nie zmienię zdania. Staram się być jak najbardziej fair wobec czytelnika i wobec samej siebie.
    Bywam też często po tej drugiej, marketingowej stronie i często powtarzam, że sami marketerzy doprowadzili do takiej sytuacji. Z jednej strony ich rozumiem: wydany budżet musi się zgadzać z konkretnymi, oczekiwanymi wynikami. Z drugiej strony pokutuje przeświadczenie o tym, że jak „damy dużo kasy komuś kto ma duże zasięgi to nam się to wszystko szybko zwróci”. Niestety nie jest tak. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że znana vlogerka urodowa nie sprzedała ANI JEDNEGO produktu z promowanych na jej profilu, mimo gigantycznych zasięgów i jeszcze bardziej gigantycznego budżetu wydanego na tę współpracę. Czy o coś takiego chodzi markom? Śmiem wątpić. Nie wiem, Harel, czy się to kiedykolwiek zmieni. Jeśli nie, to chyba nie ma tragedii. Zawsze będzie ktoś, kto będzie tu zaglądał. Ja z pewnością 🙂

    • harel
      Posted 3 kwietnia 2017 19:22 0Likes

      To oznacza jedno: spotykamy się na kawę i to jak najszybciej!

  • Kaja
    Posted 3 kwietnia 2017 19:29 0Likes

    Ostatnio z obrzydzeniem odkryłam, że jedna z najbardziej „poczytnych” (tak mówią statystyki i lajki-srajki) blogerek dziecięco-lajfstajlowych większość komentarzy na facebooku pisze sobie sama. Jej wirtualne alterega z twarzami kradzionymi zagranicznym fotografkom zostawiają jej pełne zachwytu, wyznań, czasem refleksji komentarze.
    Żyjemy w czasach ściemy, na szczęście są jeszcze takie blogi jak Twój i takie osoby jak Ty, Harel 🙂
    Uwielbiam, pozdrawiam.

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:38 0Likes

      Oj tak. Pisanie samemu sobie komentarzy oraz pisanie „konkurencji” komentarzy negatywnych. Albo „lajkowanie” tysiąca profili w systemie „lajk za lajk”, by potem szybko „odlajkować” – zawsze ktoś tam z tego tysiąca się zagapi i zostanie. Absurd. Ale praktykowany. I to przez osoby, których w życiu bym o to nie podejrzewała. Nawet nie wspomnę o największych internetowych ściemach ostatnich tygodni, bo nie wiem, czy bardziej bohaterom współczuję, czy się na nich wkurzam.

  • Sandra
    Posted 3 kwietnia 2017 20:11 0Likes

    Kochana życzę Ci dalszych radości z doświadczania i pisania bloga ❤

  • Kasia
    Posted 3 kwietnia 2017 20:12 0Likes

    No wiesz co, popełnić wpis z „Do widzenia”?! Prawie mi się oczy zaszkliły… Dobrze, że to lapsus zabavus ;)))

  • Sebastian
    Posted 3 kwietnia 2017 20:19 0Likes

    A już się wystraszyłem, że kończysz działalność blogową, a „do zobaczenia” zapowiada Cię w innej odsłonie, może właśnie jakiegoś Mercedesa lub blogerki-stylistki śniadaniowej!
    Tak czy inaczej z ulgą mogę napisać, że cieszę się z Twojego właśnie takiego podejścia do bloga, a tak naprawdę do nas, czytelników (i fanów, no jakby nie było!).
    Krótko mówiąc: Harel, aj law ju!

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:36 0Likes

      Żadnych śniadaniówek :). Chyba że bez kamery, z dużą ilością naleśników ;).

  • BACHA
    Posted 3 kwietnia 2017 21:32 0Likes

    Serce mi zamarło kiedy przeczytała tytuł, ale uff.
    Jesteś i będziesz. DZIĘKUJĘ

  • PaperLookBook
    Posted 3 kwietnia 2017 22:05 0Likes

    Jeden prawdziwy czytelnik = Milion zaklamanych serduszek, wiec tak na prawde jestes na wysokiej pozycji!

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:35 0Likes

      Aż bym chciała tu wkleić serduszko, ale się nie da 😉

  • El
    Posted 3 kwietnia 2017 23:38 0Likes

    Panie H., stresujesz Pan czytelników! Co to za nagłówek? Hm? ( Hm, to taka forma zapytania, refleksji, nie chodzi o słynnego Hajema…:)) Lubię, czytam, szanuję i tak od lat. Ale na komentarz o Singerze, toś Pan nie odpowiedział… A ciekawa byłam odpowiedzi. Pozdrawiam i do zobaczenia:)
    Elka

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:35 0Likes

      Odpowiedziane!
      Nagłówek z serii „clickbaitów”, czyli podstępnie chwytliwych tytułów, o których piszę w samym tekście. Taki mój niewinny eksperyment, który zakończył się (niestety) powodzeniem. (Niestety, bo potwierdziło się wszystko, co o „clickbaitach” słyszałam i czytałam). Dawno nie miałam tylu wejść, „lajków” czy co tam się jeszcze robi. Od dziś powracam do starych dobrych nagłówków, które nikogo o zawał przyprawiać nie będą.

  • Wierna fanka
    Posted 4 kwietnia 2017 11:38 0Likes

    Ja wciaz pamietam Twoje zdjęcia z kontaktem bez głowy 🙂

  • Domi (elf)
    Posted 4 kwietnia 2017 12:50 0Likes

    Dzięki Harel. I ufff, bo po tytule się bałam, że już kończysz blogowanie. Dziękuję za te 10 lat:) choć ja Cie czytam (tak, czytam, choć jednocześnie jestem Twą wierną fanką;) chyba nieco krócej, od 2008 albo 2009 roku? Sama już nie wiem, ale wiem, że jesteś moją modowo pokrewną duszą (COS:)) i dzięki Tobie poznałam wiele cudownych polskich firm (od Lous przez Kultę, Bodymaps, Chrabelską po ostatnio Mapayę i Rilke). To u Ciebie najpierw sprawdzam opinię, gdy natykam się na cos polskiego co mi się podoba (” hmm, a co o tym myśli Harel- klik;) – swoja droga ciekawa jestem co myślisz o Risku (made in Warsaw rzecz jasna) bo o nich chyba nigdy nie pisałaś (a u nich osttanio zostawiam fortunę). jestes autentyczna i dobrze, że jesteś. Pozdrawiam serdecznie, elf

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:31 0Likes

      Moja COSowa dobrodziejko! Już dawno z bluzki wyrosłam niestety ;).
      O Risku wciąż nie wiem, co myślę. Bo jednocześnie podziwiam i mam zastrzeżenia. Może wreszcie nadeszła pora, by je rozpisać.

      • Domi (elf)
        Posted 5 kwietnia 2017 12:17 0Likes

        To napisz, napisz, moja modowa Biblio:) ja mam od niedawna sporo od nich ubrań, ale coz jakośc nie ta sama co w niezniszczalnym COSie;) ha, i widze jest tekst o cudownej Mapaya:) pozdrawiam serdecznie

  • brzuchalek
    Posted 4 kwietnia 2017 14:36 0Likes

    Ha, to też pozwolę sobie podziękować Ci, Harel, za arcyciekawego dla mnie bloga. Zaglądam tu dla mody i radości czytania fajnych tekstów o modzie. Poza tym jesteś dla mnie rękojmią jakości marek, o których piszesz. Całkowicie ufam Twoim osądom, a Twoje notki to dla mnie przewodnik po polskiej modzie. Nie dorównuje Ci żadne polskie pismo modowe.
    Mimo że mój gust często różni się od Twojego, to szczególnie chciałam Ci podziękować za Kombokolor i Mapaye – odkąd je znam, moje lata są piękniejsze. W życiu bym na te marki nie trafiła, gdybym nie czytała Harel.
    Życzę Ci powodzenia we wszystkich Twoich zamierzeniach

    • harel
      Posted 4 kwietnia 2017 16:30 0Likes

      Cieszę się ogromnie! Kombokolor i Mapaya – marki, które działają totalnie po swojemu, nie podlegają w sumie żadnym schematom, a i tak są chętnie noszone. Wspaniała jest też Rekh & Datta, choć cenowo nieco wyżej. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję!

      • Domi (elf)
        Posted 5 kwietnia 2017 12:18 0Likes

        Do rekh i Datty wzdycham, niestety ceny zabójcze, choc rozumiem skąd się biorą

  • Darp
    Posted 8 kwietnia 2017 09:11 0Likes

    Fajnie że jesteś i chcesz być. Tytuł mnie zasmucil bo myślałam że nie chcesz już pisać.

    • harel
      Posted 10 kwietnia 2017 07:54 0Likes

      Tytuł okropny, wiem. Perfidnie użyty, co tłumaczę powyżej. Nigdzie się nie wybieram, sto procent 🙂

  • Kamila
    Posted 9 kwietnia 2017 20:05 0Likes

    Bardzo proszę, bez takich tytułów… Widzę, że całe szczęście nie byłam jedyną osobą, która zareagowała na niego dość nerwowo. Ja tu zaglądam, bo polegam na Twojej opinii – nie idziesz na kompromisy, dbasz o jakość i nie polegasz byle czego. Takie blogi można zliczyć na palcach, no… jak dla mnie jednej ręki. Nie zawiodłam się na Twoich rekomendacjach ani razu. Pozdrawiam 🙂

    • harel
      Posted 10 kwietnia 2017 07:55 0Likes

      Będę starać się z całych sił, by tak zostało. Bo w sumie po co polecać coś, co jest słabe? Dla pieniędzy? No błagam… ;). Nie tutaj!

  • sylwiadbck
    Posted 1 maja 2017 20:36 0Likes

    Jak najbardziej chcę Cię czytać! Nigdy nie przestawaj pisać:) Brawo za takie normalne podejście do życia – dzięki Tobie odzyskuję wiarę w ludzi. Dziękuję:)

Leave a Reply