Gdybym miała wybrać jedną, jedyną rzecz, którą polecam kupić w obecnym sezonie wiosenno letnim, byłby to koszyk. Bez dwóch zdań. Zdecydowanie. Tylko i wyłącznie. Przez długi czas niedoceniany, rokrocznie wycierający sklepowe podłogi podczas przecen, odkładany do piwnicy i na strych, odżywający przez tydzień w roku na plaży lub ewentualnie podczas bazarowych zakupów, choć tu raczej obstawiam średnią wieku siedemdziesiąt pięć (z całym szacunkiem zarówno do wieku, jak i stylu osób wiernym koszykom przez całe życie, nie tylko parę miesięcy w roku 2017), przeżywa renesans zaskakujący swoim natężeniem.
W domu rodziców koszyki oczywiście były. Zarówno te zakupowo piknikowe, jak stylem nawiązujące do tych noszonych przez Jane Birkin (swoją drogą gdzieś niedawno trafiłam na fenomenalny wywiad z jej córką, Lou Dillon, która podkreślała, że ten cały styl to rzecz nadana Jane przez rzesze fanów, bo ona sama nie przykładała do niego najmniejszej wagi. Jasne!). Ale ponieważ każdej podjętej przeze mnie próbie przepakowania się do kosza towarzyszyły słowa mamy o jej przyjaciółce, która z takiego samego została okradziona w autobusie, nabrałam do tegoż akcesorium sporego dystansu. Jednak z drugiej strony mało który dodatek nadaje garderobie tyle wakacyjnej lekkości czy dziewczęcego uroku.
Swój pierwszy egzemplarz w nowym stuleciu dostałam na Maderze. Zahipnotyzowani wpatrywaliśmy się z mężem w pewnego pana, który na naszych oczach tworzył kolejne wiklinowe cuda, aż wreszcie mąż wpadł na pomysł najlepszego dla mnie prezentu pod słońcem i wyjechałam (nie powiem, że bez problemów z zapakowaniem) wyposażona w uroczą wiklinową torebkę na zgrabnej rączce. Drugi dostałam od koleżanki na urodziny. Kupiła go w nieodżałowanym, nieczynnym już mokotowskim sklepiku przy ul. Narbutta. Ech, gdyby właściciel zacisnął zęby i odczekał pięć lat, nie opędziłby się teraz od wygłodniałych wikliny klientek. Nosiłam w nim i ciężkie zakupy, i piknikowe specjały, a nawet Łatkę do weterynarza, w jej latach czy raczej miesiącach szczenięcych. Koszyk robił wrażenie, choć prędzej niż do Birkin byłam porównywana do Czerwonego Kapturka (może i lepiej, że nie do wilka).
A potem poszło! Gdzie się zaczęło szaleństwo? Oczywiście na ulicy. Kocham to zjawisko miłością szaloną i mam ogromną wdzięczność dla takich osób jak Scott Schuman, Tommy Ton czy Garance Dore za przetarcie ścieżek fotografom mody ulicznej i usystematyzowanie nowej gałęzi mody, która istniała od zawsze, ale nigdy nie miała aż takiej siły przebicia. Po dowody odsyłam na swój Pinterest do tablicy „A Tisket, a Tasket” (cóż poradzę, że w pobliżu każdego koszyka odzywa mi się w głowie Ella Fitzgerald?). Trudno się dziwić, że wymarzone kosze potrafią kosztować fortunę. W sklepie Bonjour Coco, który powstał tylko i wyłącznie by sprzedawać charakterystyczny beczkowy model na wieki scalony z postacią wspomnianej wcześnie Jane Birkin, ceny plasują się na poziomie tysiąca złotych. Trapezowa wersja Balenciaga to koszt, bagatela, trzech tysięcy z kawałkiem. Ale spokojnie, jeśli zdecydujemy się na inspirowany Sycylią model Dolce & Gabbana, możemy brać kredyt na dwadzieścia kafli. Oby nie był zbyt brutalnie oprocentowany.
Oczywiście sieciówki podchwyciły temat i całkiem sensowne egzemplarze znajdziemy z Mango, Zarze czy po prostu na Zalando. Ja jednak lubię wspierać biznesy lokalne, dlatego odsyłam do miejsc nieco mniej standardowych. Już w zeszłym roku zakochałam się w produktach wykonywanych na zamówienie polskiej marki Mapaya (pisałam o nich tutaj). Powstają z bambusa, trawy morskiej albo hiacynta wodnego, mają przepiękne, oryginalne kształty i doskonałą jakość. A przy okazji nasze zakupy wspierają lokalne rodzinne manufaktury w Tajlandii, Indiach i Kambodży. Najlepiej wybrać się na zakupy do Krakowa, do butiku przy ul. Józefa, bo zanim nowości trafią na stronę internetową, klientki wykupują je do cna.
Ostatnio za koszyki wzięła się Ania Kuczyńska, tworząc mini kolekcję trzech torebek „Palmito”. Trzy rozmiary uplecione z suszonych na słońcu liści palmowych charakteryzuje nie tylko juchtowa metka z wytłoczonym nazwiskiem projektantki, ale też owalny kształt (mówimy o rzucie z góry) i wieczko (z takiego tak łatwo nas nie okradną). Można je kupić zarówno w warszawskim butiku Ani przy Mokotowskiej 61, jak i w Cloudmine na Paryskiej 17 (również online) oraz na platformie shwrm.pl. A przy okazji, Paryska 17 jest od niedawna siedzibą fantastycznego sklepu vintage Volupte. Najświeższa dostawa obfituje w niepowtarzalne egzemplarze plecionych torebek, koszyków i koszyczków.
Miejsce znane bardziej wielbicielom wnętrz niż mody, Marabou Concept Store, dosłownie tonie w przepięknych plecionych modelach, zdobionych kolorowymi pomponami, cekinami, chwostami i aplikacjami, produkowanych przez takie marki jak Madam Stoltz (duńskie wzornictwo, obłęd, nawet miotła ma tam dizajn) czy Bohemia (rzecz marokańska). Podejrzewam, że wcześniej kupowane przede wszystkim jako komponent modnego wystroju, aktualnie wychodzą z domu pod rękę z właścicielką (polecam, sprawdziłam, bardzo wygodne). Zimą znów będzie można trzymać w nich gazety.
Od dwóch lat na koszyki stawia Edyta Rojek, właścicielka mojego ulubionego warszawskiego, za przeproszeniem, concept store’u, Kyosk przy ulicy… Koszykowej 1 (lepszego adresu być nie może!). To ona wprowadziła do Polski takie marki jak Ganni czy Rodebjer, nieustająco podziwiam jej intuicję i wyczucie trendów. Kosze wszelkiej maści, duże i małe, delikatne i solidne czekają na Was porozmieszczane na dwóch piętrach tego fantastycznego przybytku. Warto śledzić Kyosk w mediach społecznościowych – praktycznie co weekend czekają na nas przyjemne obniżki.
A zanim wyruszymy na jakiekolwiek poszukiwania, zajrzyjmy do własnej szafy, odwiedźmy mamę, babcię czy ciocię, bo możemy się pozytywnie zaskoczyć. Jeśli znacie inne przyjemne miejsca z koszykami, podzielcie się nimi koniecznie! My, koszykomaniacy, musimy się wspierać!
3 Comments
Katja
Ja fajne koszyki znajduję zawsze w tym sklepiku: Co roku mają fajną dostawę i dobre ceny!
Pozdrawiam,
Koszykomaniaczka ;
Katja
Nie wyświetla linku do sklepu, podam więc nazwę. LeleMarket.com.
Marysia
Tytuł tego wpisu <3