LOUS Retrospective

Nie wiem, od której sukienki zacząć. Czy od tej różowo karmelowej widzianej na wieszaku w biurze nieistniejącego już sklepu z polskimi markami, TeskoBlog Store, czy może od tej, którą ostatnio zgubiłam podczas wakacyjnych wojaży. Nie pytajcie mnie, jak można zgubić sukienkę, stało się. W chwili mocniejszego porywu tęsknoty chciałam nawet modyfikować plany i jechać na poszukiwania, ale zbyt wiele miejsc pojawiło się na naszej wspólnej drodze, by pamiętać, w którym widziałam ją ostatnio. Sukienka nie byle jaka, bo jedna z najukochańszych, sprawdzona sezon po sezonie, a dzięki pomysłowości projektantki powielona i nabyta w całkiem nowym egzemplarzu i kolorze. Kto z nas nie żałował, że nie kupił czegoś podwójnie albo potrójnie? Najfajniejsze fasony mają to do siebie, że zazwyczaj znikają bezpowrotnie, nawet jeśli sprzedawały się bosko. Takie dżinsy na przykład, wyszukane, wymierzone, perfekcyjne – nic tylko w odpowiednim momencie wrócić po jeszcze. Figa. Nie ma. Bo w ciągu trzech lat (tyle zwykle mi zajmuje doprowadzenie dżinsów do stanu ostatecznego) trzeba było zmienić kolekcję, poza tym badania wykazały, że klientki kochają zmiany, itd., itd. Z drugiej strony gdy marka za wszelką cenę trzyma się danego stylu, zarzuca jej się stagnację, wygodnictwo i przepowiada rychły koniec. Dylematu nie rozwiążemy, natomiast ja bardzo doceniam, gdy raz wypracowany projekt nie przepada. Powtórka z rozrywki w przypadku LOUS nie jest niczym nowym, tym razem jednak ma wydźwięk wyjątkowy, bo podsumowuje pięć lat działalności marki, w niewielkiej kolekcji „Retrospective” łącząc wszystko, co do tej pory było najlepsze i najbardziej charakterystyczne.

LOUS Retrospective
Pięć lat! Wcale nie jest łatwo utrzymać się przez tyle czasu, tym bardziej w Polsce, gdzie ciężko o jakiekolwiek konkrety, rynek weryfikuje w sposób niejednokrotnie absurdalny, a klient, choć chętnie podpisuje petycje pod protestami związanymi z wyzyskiem pracowników w sieciówkach, potem i tak wypomni rodzimym projektantom zbyt wysokie ceny. Przygotowywanie co pół roku nowej kolekcji przy niewielkich nakładach produkcji ciągnie w dół niczym kamień u szyi. Zdarza się nierzadko, że szwalnia odmawia błyskawicznego odszycia, bo ma bardziej intratne zlecenie. Trudno się temu dziwić. Sprawdzone wzory zatem nie tylko uszczęśliwiają odzieżowe minimalistki, ale też znacznie przyspieszają cały proces produkcji. Czy pytamy jeszcze w ogóle o sezony? Rozmawiałyśmy o tym niedawno z Sylwią Antoszkiewicz, projektantką i właścicielką marki. Od jakiegoś czasu odrobinę zwolniła, widać to też w powolności kolejnych kolekcji, stonowanej kolorystyce czy samym wizerunku (najnowsza kampania we wnętrzach Reduty Banku Polskiego i obiektywnie Sitarsky’ego to oda na cześć spokoju). Chodzi o przemyślaną konsumpcję, z dala od masy, refleksyjną, taką, którą będziemy w stanie zaobserwować – to spore streszczenie naszej rozmowy pośród naturalnych odcieni zieleni, czarnych bestsellerów, ich nowych wersji w paski czy jednych z najlepiej sprzedających się obecnie kombinezonów skrzyżowanych na plecach. I roślin, które niezmiennie inspirują Sylwię, co widać w każdym detalu.
Nie wiem, kiedy to minęło, ale cieszę się, że jestem z LOUS od samego początku. Z życzeniami kolejnych i kolejnych pięciu zostawiam Was z urodzinową kolekcją.
LOUS Retrospective
c1711

Modelka: Orina Krajewska
Zdjęcia: Piotr Sitarsky
Makijaż: Agata Kalbarczyk
Włosy: Katarzyna Kajdan
Miejsce: Reduta Banku Polskiego

1 Comment

  • Miki
    Posted 3 sierpnia 2017 15:34 0Likes

    Już 5 lat! Ponadczasowy minimalizm

Leave a Reply