Złota Nitka 2017

Łukasz Jemioł, Marcin Paprocki i Mariusz Brzozowski, Maciej Zień, Agata Wojtkiewicz – to tylko niektórzy z laureatów najstarszego konkursu mody w Polsce, który w tym roku odbył się po raz dwudziesty czwarty. Jego historia sięga roku 1992, wygrani zajmują znaczące miejsca w naszej niedużej branży, a chętnych do kolejnych nagród nie brakuje. Tym razem nie byłam zwyczajnym obserwatorem, zostałam zaproszona do jury. To duże wyróżnienie w jedenastoletniej historii mojej blogowej działalności. I spora odpowiedzialność, o czym miałam się przekonać, oglądając w Łodzi piętnaście kolekcji młodych projektantów. Nie było słabych punktów. Każdego z twórców wyróżniała zaskakująco wyrobiona estetyka, ogromna kreatywność i nietuzinkowe podejście do tematu, wydawałoby się, ogranego na wszystkie możliwe sposoby. Motyw przewodni tegorocznej Złotej Nitki? Awangarda. A nagroda – trzydzieści tysięcy złotych. Jak wybrać tego jednego jedynego? Całe szczęście, że nie musiałam tego dokonać sama, bo miałabym spory problem. Postanowiłam wybrać więcej niż jedną kolekcję, a wszystkie ulubione zaprezentować tutaj. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.
Karolina_Mikołajczyk_Zwycięska_Kolekcja_Złota_Nitka (12)

Konkurs wygrała Karolina Mikołajczyk. W tym roku zrobiła dyplom w Katedrze Mody warszawskiej ASP. Nie można jej odmówić wspaniałej realizacji tematu konkursu. Wielokrotnie złożone elementy tworzyły kolekcję absolutnie szaloną, dynamiczną, spójną i logiczną. Zebrane pod tytułem „Follow me on Instagram” ubrania mają być refleksją na temat powierzchowności i posiłkowania się ciężkim do zdefiniowania ideałem piękna, dodatkowo spłaszczonym poprzez użytkowników mediów społecznościowych. Sporo tu osobistych doświadczeń autorki z czasów pracy jako modelka oraz brania udziału w konkursach piękności. Spektakularne, sceniczne formy łączą się z modelami gotowymi do noszenia, materiały ozdobione są autorskimi nadrukami, pośród grafik odnaleźć można stereotypowe symbole sukcesu: dolary, perfekcyjne kobiece sylwetki, wygładzone twarze itd. Te wielowarstwowe projekty pięknie zachowywały się na sylwetkach podczas pokazu. Okalały je, poruszały się w rytm kroków, niepokojąco deformowały. Jedyną uwagę mam do kilku niedociągnięć na poziomie realizacji. Rozumiem jednak, że tak skomplikowane formy ciężko wykonać perfekcyjnie, znajdując się na początku swej drogi.
KAROLINA MIKOLAJCZYK
Moim faworytem pozostanie Adrian Krupa. Młody projektant z łódzkiej ASP udowodnił, że awangarda spokojnie może wyjść na ulicę, nie potrzebuje świateł reflektorów ani spektakularnej oprawy. Na warsztacie kobiece ciało, obudowane dopasowaną konstrukcją lub odsłonięte w przemyślany, zaczepny, daleki jednak od wulgarności sposób. Oprócz ubrań stworzył serię dodatków (sześć par butów oraz cztery torby), samodzielnie pracując nad ich konstrukcją (w przypadku toreb również nad wykonaniem). Również samodzielnie wykonał na drutach trzy swetry. Potrafię sobie wyobrazić, że za kilkadziesiąt lat archiwalny sweter spod ręki tego projektanta będzie wart miliony. Bo Adrian Krupa to człowiek cholernie zdolny (wybaczcie słownictwo), jego dojrzałość można by przypisać staremu wyjadaczowi, a nie studentowi po licencjacie. Skoro teraz jest tak dobrze, co będzie za parę lat? O projektancie będzie więcej w osobnym tekście lada dzień.
ADRIAN KRUPA
Paulina Klimek jest absolwentką krakowskiego SAPU. Awangardę postanowiła ugryźć w sposób oszczędny, może nawet zbyt zachowawczy. Z drugiej strony oglądanie jej prac było przyjemnością na każdym etapie. Na tchnących spokojem zdjęciach. Na wieszaku, w palecie kolorystycznej kojącej wzrok. I w końcu na modelkach – miękko otulonych obszernymi, lejącymi się formami z lekkiej dzianiny czy nieco bardziej zwartymi z surowo wykańczanego denimu. To najspokojniejsza, a równocześnie najprostsza w interpretacji kolekcja, co daje zielone światło jak najszybszemu jej odszyciu i wystawieniu na sprzedaż. Hashtag: kupowałabym.
PAULINA KLIMEK
Maksymilian Gorockiewicz przedstawił swoją kolekcję dyplomową z London College of Fashion. Zmaga się w niej z klasyczną modą męską i wizerunkiem męskiego ciała, drapując na sylwetkach materiały tak, jakby szkicował wokół stereotypowej formy miękką kreską, dodając pierwiastki nie tyle kobiece, co równoważące dobrze znaną wizję. Przewrotnie użył materiałów typowych dla… historycznej wieczorowej mody damskiej. Celowo są one sprane i zszarzałe, w kolorach, które projektant wprost uważa za brzydkie. A jednak brzydota była ostatnią rzeczą która przyszła mi do głowy. Z fascynacją obserwowałam, jak wspaniale Maksymilian odnajduje się we właściwościach poszczególnych tkanin, jak potrafi wykorzystać mocne strony nawet najbardziej paskudnego surowca.
MAKSYMILIAN GOROCKIEWICZ
Gdyby Natalia Golec nie studiowała projektowania mody (MSKPiU), zapewne skończyłaby na wydziale rzeźby. Wyobraźnia przestrzenna to (prócz oczywistego talentu) jej największy atut. Przestrzenne formy na bazie czerni i bieli z amorficznymi elementami złota, srebra i granatu igrają z elementami męskiej garderoby, poddając dekonstrukcji białą koszulę, garnitur, płaszcz, parkę. Efekt? Zaskakująco zmysłowy.
NATALIA GOLEC
Maurycy Zylber przymruża oko. Opracowuje temat szeroki i całkiem poważny, robi to jednak w sposób lekki, żartobliwy i przyjemnie zaczepny. Za pomocą strojów rozpracowuje złożone relacje męsko męskie. Ojcowskie, braterskie, przyjacielskie, miłosne. Inspiruje się „Museum of broken relationships” – instytucją, w której można znaleźć przedmioty, które ludzie przynoszą po nieudanych związkach. Jego projekty mają być trochę takimi rzeczami, które pozostały po drogich nam osobach. Znoszonymi, podniszczonymi, przerobionymi, wyciągniętymi po latach z szafy. Ale też takimi, które łączą się z innymi ubraniami, zmieniając kontekst. Stąd na przykład przysznurowany płaszcz na plecach kurtki lub transparentne warstwy. I jeszcze zasuszone kwiaty udające nadruk, umieszczone wewnątrz przeciwdeszczowego okrycia. O projektach Maurycego myśli się jeszcze długo po ich obejrzeniu.
MAURYCY ZYLBER
Podróż do przyszłości zafundowała nam Daria Wierzbicka. Według niej wszystko musi się zmienić, proporcje, środek ciężkości sylwetki, a nawet samo podejście do ubioru. Multiplikuje kołnierzyki i mankiety, nadmuchuje rękawy, groteskowo podnosi ramiona. Jej projekty potrzebują ruchu, by dało się je w pełni docenić. O dekonstrukcji koszul pisałam w poprzednim tekście, wspaniale jest znaleźć całkiem inne podejście do tematu. Żeby bawić się w takie rzeczy z powodzeniem, trzeba najpierw poznać dokładną anatomię każdej części garderoby. Mam wrażenie, że Daria ma to opanowane do perfekcji.
DARIA WIERZBICKA
Zatem siedem pierwszych miejsc zamiast jednego. Siedem przeróżnych propozycji, każda dobra na swój sposób. Niemal wszystkie dyskutują z codziennym wizerunkiem, pojęciem ciała, sylwetki i tożsamości płci. Najwyraźniej ten aspekt wciąż pozostaje w Polsce awangardowy. Podchodząc optymistycznie, dobrze widzieć, jak niewygodną dyskusję podejmują osoby młode. A mniej optymistycznie… Oby mogli się tu rozwijać i realizować, bo łatwo nie jest. Takie konkursy na pewno mogą im w tym pomóc. Tylko co dalej?
P.S. Imprezę organizowały Miasto Łódź oraz Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi.

Leave a Reply