To miał być zupełnie inny wpis, chciałam zapoznać Was z alternatywą dla przepięknej skądinąd kolekcji Erdem x H&M, ale… Po pierwsze obejrzałam alternatywę na żywo i wcale już tak dobrze nie było. A po drugie zachwyciła mnie zupełnie inna rzecz, która niczym puzzle ułożyła się w logiczną (pod wieloma względami) całość. Bo miał być JW Anderson, ulubieniec nie tylko Londynu, lecz świata całego, szczególnie od momentu, w którym do botków doszył falbany, przyczyniając się do wzrostu ciśnienia u każdej szanującej się wielbicielki mody. Nie będę mu umniejszać sukcesu, podśmiewając się z tej falbany delikatnie, bo to mistrz formy, wyposażony w nadzwyczajną intuicję. Jego osobę zostawię sobie jednak na inną okazję, przywołując teraz nazwisko Christophe’a Lemaire’a. Jestem w szoku, bo znów to robię w tym samym momencie: gdy uwagę zainteresowanych skupia najmocniej projektancka kolekcja H&M (zachęcam do tekstu sprzed dwóch lat). Z jakiegoś powodu skracające się okrutnie jesienne dni najchętniej wybierane są przez marki na moment premiery tej czy innej współpracy. Z Lemairem jest o tyle inaczej, że zasiadł na stanowisku dyrektora kreatywnego w paryskim atelier japońskiej marki. Nie firmuje więc kolekcji swoim nazwiskiem wprost, podpisuje się pod nią wraz całym zespołem, nadając jej krótki tytuł: „U”.
Myślałam, że bardziej podstawowe Uniqlo być nie może. Przecież od lat znajdujemy tam wszystko, czego potrzebujemy i co pozbawione jest ulotności tak znamiennej dla szybkiej mody. Prosty wełniany sweter o dowolnej grubości. Zwyczajne dżinsy. Puchowa kurtka. Prosty trencz. Szalik. Czapka. Koszulka. Kolorystyka bogata, owszem, uzasadniona trendami, ale wciąż dająca wybór. Co pewien czas współpraca. Ines de la Fressange, Carine Roitfeld, wspomniani Lemaire czy Anderson. Umiarkowany sukces bez ofiar, karetek i zbiorowej histerii. Być może to celowe. Wprowadzić ten spokój, który w Japonii mamy na porządku dziennym, do świata, który w kwestii mody spokoju wręcz nie znosi. Pierwsze wrażenie? Jakie to wszystko jest proste! Od bawełnianego t-shirtu po szerokie sztruksy czy dzianinową sukienkę powstałą bez jednego szwu – człowiek stoi, patrzy i chce czerpać garściami. Do głosu doszło kilka kolorów. Oprócz obowiązkowych czerni, bieli, beży i granatów mamy tu soczystą paprykową czerwień, dwa odcienie oliwki, wrzos, przybrudzony róż i rdzę. Funkcjonalność – słowo klucz. Ale ta naprawdę nowoczesna, wykorzystująca techniki kroju czy tworzenia dzianiny w taki sposób, by jak najlepiej służyły sylwetce, a przy okazji otoczeniu. Nie chodzi koniecznie o przereklamowane wyszczuplanie (jakby w modzie tylko o to chodziło!), ale o sam ruch, który zdemaskuje każdy dyskomfort w pierwszej sekundzie. Stąd dynamiczna sesja wizerunkowa oraz mini cykl filmów przedstawiających najważniejsze projekty. Wśród nich znajduje się sukienka wykonana metodą „wholegarment”, czyli z dokładnie takiej ilości przędzy, jaka jest potrzebna, bez cięć, bez szwów. Nie ma tu zatem żadnych odpadów powstałych podczas produkcji. Dla wciąż rosnącego grona wyznawców stylu życia „no waste” to ciuch idealny.
„U” jak na kolekcję specjalną jest całkiem nieźle rozbudowana, zarówno sekcja damska, jak i męska, zawiera kilka opcji swetrów i nakryć wierzchnich, bluz, koszul i koszulek, a nawet nieco akcesoriów (tenisówki, czapki, nylonowe torby w dwóch wielkościach). Każdy z fasonów występuje w przynajmniej dwóch opcjach kolorystycznych. Reakcja klientów była na tyle entuzjastyczna, że kilka dni po premierze sklep internetowy świecił pustkami. Stacjonarnie (dla szczęśliwców) jest nieco lepiej, co mogę potwierdzić ze swojej tymczasowej berlińskiej bazy. Mój portfel też to potwierdza, choć entuzjazmu nie podziela. Zupełnie go nie rozumiem.
Fot. Materiały prasowe Uniqlo
2 Comments
Domi
Och, dzięki za info!!! właśnie Erdem mnie nie bierze, na modelkach fajnie, a w życiu, za teatralnie, zbyt babciowato.. Za to Lemaire dla Uniqlo to jest to! nie załapałam się na pierwszą ich współpracę, ale mam z uninqlową wełnianą marynarkę z kolekcji Jil Sander (na sobie w tej chwili!:) i bardzo lubię. W okresie mieszkania w Londynie Uniqlo nawiedzałam regularnie, bo mają niezłą jakość i fajnie dopracowaną rozmiarówkę ( i można spodnie u nich skrócić ZA DARMO:) a że proste fasony? I bardzo dobrze! Do dziś mam kupione jakies 8 lat temu białe dżinsy (jak chce poczuć się jak E. Alt to otwieram szafę i je wyciągam;) jedne z dwu par od nich (jedne przepadły w tajemniczych okolicznościach). Do niedawna miałam ich sweterek granatowy z prawdziwej welny merynosów, niestety poznały się tez na nim mole i zeżarły. Lecę oglądać w necie te cuda od Lemaira, nie do końca moja kolorystyka, ale to niebieskie cudo z trzeciego zdjęcia przyspieszylo mi tętno:))
Domi
I jeszcze NO WASTE??? Serio, kocham tego pana!:))))