Pięć powodów, dla których warto poznać (i pokochać) Messo

Mogłabym znów pisać o genialnym kroju marynarek i polskiej produkcji. Mogłabym pisać o uniwersalnych elementach garderoby, które zawsze tu znajdziemy. I wreszcie mogłabym pisać o alternatywie dla sieciówek, tym prostym rachunku, by zamiast dwóch czy trzech byle jakich kupić jedną porządną. Ale czy nie czytaliście o tym setki razy? Zatem dziś będzie nieco inaczej.

MESSO ELEMENTS

Przy okazji premiery jesiennej kolekcji „Elements” zaczęłam się zastanawiać, co najbardziej mnie w marce Messo ujmuje. Bo przychodzę tam jako Harel, kobieta w dżinsach i t-shircie, a wychodzę zaopatrzona w kraciasty garnitur, który niby szykowny, a jednak nie odbiera mi tego lekko bałaganiarskiego charakteru. Albo mierzę krótką sukienkę z falbankami, w której za żadne skarby się publicznie nie pokażę, ale w lustrze przeglądam się wręcz narcystycznie. A potem wiążę kokardę pod szyją, zamiatam chodnik szerokimi nogawkami i jakimś cudem wciąż pozostaję sobą. Dlaczego?
1. Szczerość. Wiem, że zdarza mi się dość często używać sformułowania: „marka niczego nie udaje”. Powinno to być podstawową zasadą, że swoim klientom kitu nie wciskamy, szanujemy ich i jesteśmy z nimi szczerzy. Nie to, żeby od razu żalić się na ceny tkanin czy opóźnienia w szwalni. Ale  nie posiłkujmy się nieprawdziwymi informacjami. Nie nazywajmy poliestru jedwabiem. Nie wymyślajmy historii o limitowanej edycji materiałów z Włoch, gdy kupiliśmy je w lokalnej hurtowni. Albo nie określajmy mianem ręcznie robionego swetra czegoś, co powstało z gotowej, w dodatku niechlujnie przyciętej dzianiny. To wszystko są prawdziwe historie, zdarzyły mi się po drodze w ostatnich tygodniach. Gdybym miała zebrać tu całą ściemę tylko z tego roku, musiałabym zmienić profil bloga. Pozostaje apelować: nie róbcie mi tego! Bo przejrzę Was szybciej, niż sprawdzicie „lajki” na Instagramie. W Messo takie sytuacje się nie zdarzają. Gdy ostatnio, nauczona doświadczeniem, z wielką ostrożnością podeszłam do pewnego szarego kardiganu, otrzymałam natychmiast odpowiedź, że nie ma takiej opcji, by jego produkcja szła na skróty. Dlatego czasem trzeba poczekać. Ale warto.
2. Wiek. Nie sądzę, by szybko powróciły czasy, w którym dany wiek wymaga takiego a nie innego stylu, że czegoś nie wypada, a coś należy. A jednak niektóre fasony stają się pociągające dopiero w pewnym momencie życia. Może to wtedy, gdy od lekarza słyszymy: „bo po trzydziestce, droga pani, może się dziać to i tamto” albo gdy błagamy fryzjera o ratunek, bo dziwnym trafem zaczynają nam odrastać siwe włosy. Dla mnie to nie jest rezygnacja z czegoś, tylko otwarcie się na nowe. Ta magiczna trzydziestka zazwyczaj łączy się z cudowną świadomością własnych zalet i wad, akceptacją tych historii, których nie da się zmienić albo zlikwidować, skupieniem się na mocnych stronach. Gdy myślę o sobie sprzed dziesięciu lat, jestem w nieustającym szoku, jak bardzo byłam dla siebie surowa. Także w kwestii mody. Nawet jeśli coś mi się szalenie podobało albo leżało jak marzenie, jeśli nie pojawiło się jako gorący trend na wybiegach czy w towarzystwie lub, nie daj Boże, odgórnie wrzucane było do szufladki z napisem „obciach”, karnie z tego rezygnowałam. Jak ma się wiek do opisywanej dziś marki? Musiałam dojrzeć, by ją docenić. Banał, ale klasykę docenia się z czasem.
3. Praca. Nawet gdy zajmuje się wygodne stanowisko wolnego strzelca, czasem trzeba się odstawić. Zanim zdołam wyrazić szacunek słowem, mogę to zrobić ubiorem. A nuż mnie ktoś zagada i się werbalnie nie uda? A tak siedzę sobie w mojej boskiej czarnej marynarce i robię wrażenie. Wystarczy jeden element i wszystko gra. I zazwyczaj właśnie z Messo pochodzi.
4. Elastyczność. Messo nie zamyka się na sugestie, czy to klientek, czy samego rynku. Dlatego nie ma co się upierać, że to marka realizująca wszystkie wytyczne światowych instytutów badań trendów. Tu bardziej liczy się doświadczenie oraz intuicja. Ubrania powstają przede wszystkim dla kobiet pracujących w biurze. Dlatego na przykład wspomniany wcześniej kraciasty garnitur był dostępny o wiele wcześniej niż zaczęła się na niego (ponownie) moda i będzie dostępny w różnych konfiguracjach jeszcze długo potem. A gdy w biurze wieczorem zgasną światła i będzie można je bezkarnie opuścić (lub nadejdzie pora „śledzików” i karnawałowych pretekstów), znajdzie się i mała czarna, i koronka, a nawet suknia do samej ziemi.
5. Mr Messo. Człowiek, który stoi za tym wszystkim, najczęściej można go spotkać w warszawskim butiku przy Nowogrodzkiej 6. Oprócz tego, że świetnie doradzi i nieraz pomoże wydostać się ze strefy ubraniowego komfortu, to jeszcze wyczaruje ciasto czekoladowe, pyszną lemoniadę albo… idealnie schłodzone wino. Klimat w sklepie, bez względu na porę roku, jest niezmiennie (i zdradliwie) relaksujący. I chyba on sam jest dla mnie najmocniejszym argumentem, więc jeśli będziecie w okolicy, koniecznie wpadnijcie go poznać!
A poniżej kilka ujęć z jesiennej kampanii marki. Tak, wtedy jeszcze świeciło słońce…

Messo FW1718 (18)
Messo FW1718 (14)
Messo FW1718 (15)
Messo FW1718
Messo FW1718 (2)
Messo FW1718 (10)
Messo FW1718 (3)
Messo FW1718 (7)
Messo FW1718 (13)

Fot. Marcin Szyszkowski

4 Comments

  • Domi
    Posted 21 listopada 2017 13:02 0Likes

    Bardzo one ładne i przyjmuje co piszesz Harel, ale jednak sukienka za 550 zł wykonana z wiskozy po prostu mnie nie przekonuje…Poznałam niestety na sobie, że nawet dobra polska marka, zapewniająca o wysokiej jakości produktu, kontroli na każdym etapie powstawania, szeregu specjalistach od tkanin, nie gwarantuje że płacąc dużo (w stosunku do sieciówek) mam gwarancję jakości. Tego że wiskoza która nie jest włóknem szlachetnym, nie zmechaci mi się i nie będzie wyglądać jak szmata po dwóch miesiącach sporadycznego noszenia. Niestety…

  • Domi
    Posted 21 listopada 2017 13:07 0Likes

    Może mój komentarz wybrzmiał ostrzej niżbym chciała…Właściwie nic nie mam do Messo, nigdy nie widziałam ich ubrań na żywo. Jest to raczej komentarz do produktów wielu polskich firm, które no właśnie, mówią o wysokiej jakości tkanin sprzedając mi poliester i wiskozę jakby to było szczere złoto. Może gdzieś mi się uda kupić Messo w okazyjnej cenie, dam im szansę:)

  • Aga
    Posted 23 listopada 2017 10:34 0Likes

    Szanowna Harel,
    Wczoraj napisalam komentarz pod twoim postem korzystajac z okienka na komentarze, kliknelam na „opublikuj” ale komentarz sie nie pojawil. Przypomnialam sobie ze mialam ta sama sytuacje 2 miesiace temu. Pogadaj moze z informatykiem, bo funkcja opublikuj nie dziala. Domyslam sie ze sporo komentujacych doswiadcz podobnych poroblemow. Stad tez masz tak malo komentarzy, a przeciez to ma znaczenie dla Twojego bloga!

  • Aga
    Posted 23 listopada 2017 10:38 0Likes

    W moim nieopublikowanym komentarzu chcialam Cie prosic o recenzje sredniopolkowych francuskich marek: Sandro, Kooples, Maje, Claudie Pierlot etc.
    Nie wiem czy dotarly do Polski juz czy nie. To zadziwiajace jak dobrze przyjely sie u nas wloskie marki w rodzaju Pinko i Partizia Pepe, a francuskie sa tak malo znane.

Leave a Reply